12. Ugryzienia jadowitych węży

444 45 65
                                    

Usłyszałem cichy jęk zdziwienia, dobiegający spod okna. Nadal pijąc czekoladę, popatrzyłem na Michaela który w tamtym momencie spoglądał z ciekawością za szybę. Był dopiero (prawie) październik, czyli początek jesieni, ale pogoda już postanowiła spłatać nam figle.

– W wiadomościach nie zapowiadali śniegu – mruknął, wpatrując się w drobne płatki opadające na chodnik. – Nie wziąłem kurtki.
– Czy ktoś z nas w ogóle ma kurtkę? – zapytał sarkastycznie Gareth, patrząc na Mike'a i przybliżając się bardziej do Stana. – Głupek.

Coś zakuło mnie w sercu, jakbym... W sumie sam nie wiem.
W tym samym czasie poczułem, jak Lilith zbliżyła się do mnie trochę bardziej, a jej ciepło połączyło się z moim. Widocznie zmarzła.
I Grizz też, dlatego wtulił się w Stanleya. Taka kolej rzeczy, gdy zaczyna pruszyć śnieg.

Mike nie miał nikogo, z kim mógłby się przytulić, ale raczej go to nie przygnębiło. Odniosłem wrażenie, że gdyby Stephanie nie musiała tego dnia zostać na treningu szermierki, to siedzielibyśmy zupełnie inaczej.

I nie ukrywam, że taka opcja podobałaby mi się jeszcze bardziej.

To znaczy – Lilith mogłaby przytulić swoją dziewczynę.

– W sumie, to idziesz na bal ze Stephanie, no nie? – rzucił nagle Stanley w stronę blondynki. Tamta pokiwała radośnie głową.
– Wybrałam sobie taką granatową sukienkę, a Steph waha się jeszcze, co chce ubrać... – zaczęła nawijać jak szalona.

W sumie nie dziwię jej się – gdybym szedł...
Poprawka: gdybym miał z kim pójść, to pewnie byłbym równie podekscytowany. Ale bale są dla par, lamusów i pantoflarzy. No i Garetha.

– A wy będziecie iść? W sumie nie pytałam, czy z kimś jesteście... – Wróciłem na Ziemię i usłyszałem tylko te dwa zdania.
– Dziewczyna zerwała ze mną w sierpniu, więc automatycznie nie mam z kim iść – przyznałem, na co ona powoli pokiwała głową, próbując zakodować tę informację; prawdopodobnie na przyszłość.
– Nie no, wiesz... To jak dla mnie trochę zbędne – dodał Anderson.

Tremblay zaśmiał się cicho pod nosem i uniósł brwi. Brunet jedynie skarcił go spojrzeniem.

– Oni są typami ludzi, którzy idą gdzieś dla kogoś lub jakiejś korzyści. Nigdy dla siebie! Ja idę sam, niezależny... I tak się powinno robić! – Gareth triumfalnie zadarł głowę w górę.

Może i miał rację, ale co to za zabawa iść samemu na bal? Poza tym, ten główny miał się odbyć dopiero za rok; wtedy to byłoby coś.
A ten w jedenastej klasie? Głupia imprezka dla niewyżytych dzieciaków.

Michael przyznał, że ma już pewną dziewczynę z równoległej klasy na oku i planuje do niej zagadać. Wierzyłem, że dałby radę – mało która dziewczyna nie ulegała jego flirtom, chociaż trafiały się też takie... mądrzejsze. Tak, mądrzejsze. Na miejscu podrywanych przez niego dziewczyn, nie chciałbym być z kimś takim.

Wyszło na to, że jedynie Lil jak na razie miała z kim iść, ale w sumie nie wywarło to we mnie większych emocji. Mike w końcu też na pewno z kimś by poszedł, pewnie nawet z tą dziewczyną, o której mówił.

Może zastanawiałem się nad tym wszystkim, bo Lil przypominała mi o Amber? Jedyne co je łączyło to tak właściwie tylko płeć i kolor włosów, ale jednak... Jakbym ją mógł utożsamić ze mną. Nawet bardziej niż Amber. Oczywiście nie jako dziewczynę – coś innego było na rzeczy... Coś, czego przy Scott nie wyczułem prawie wcale. Przyjaźń?

– Jak się rozmyślicie, to wpadajcie do mnie. Będę oglądał horrory całą noc – oświadczył Stanley.
Spodobał mi się ten pomysł i obiecałem, że przyjdę. Po co zostawiać przyjaciela w taki dzień, skoro można porobić coś fajnego – i to wspólnie... Jak za dawnych lat.

Never have I everOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz