32. Timothy Warren

381 38 167
                                    

Mniej więcej dziewięćdziesiąt procent populacji ma brązowe oczy, a podobna ilość ciemne włosy. Istnieje również około siedmiu naszych sobowtórów...

– Tim, uśmiechnij się – Siedmioletni Stanley Anderson szturchnął młodszego chłopca, na co tamten wystawił mu język.
– Nie będę się uśmiechał do zdjęć z tobą, głupku! – Jęknął niezadowolony Timothy Warren.
– Timmy! – Młoda kobieta upomniała swojego syna.

Ale ja pokochałem jego. Stanley był człowiekiem, dla którego chciałem żyć dwa razy mocniej – był kimś, dla kogo się otworzyłem. Jedyną osobą, którą szczerze pokochałem.

Stan, daj mi spisać zadanie, proszę – Gimnazjalista patrzył błagalnie na swojego przyjaciela.
Jasne – Brunet podał mu swój zeszyt od francuskiego i ciepło się uśmiechnął.
Ratujesz mi dupę – Niebieskooki usiadł obok i szybko przepisał słówka.

Stanley Anderson to chłopak, który uświadomił mi, że jestem biseksualny, nie używając do tego słów...

Nie żałuję żadnej chwili spędzonej z nim wspólnie.

– Boże Stan, nie uwierzysz. Mam dziewczynę! – Piętnastoletni Timothy zadzwonił do przyjaciela od razu po powrocie do domu.
Naprawdę? Opowiadaj wszystko – Anderson uśmiechnął się smutno i włączył tryb głośnomówiący w telefonie.

Pocałował mnie ostatni raz.

Zastanawiam się, czy chciałbyś przyjść dzisiaj do mnie. Będą Michael i Grizz, ciebie też bym chciał spotkać – rzekł Stan, kiedy Tim dostrzegł nadjeżdżający autobus.
Czemu nie... Mam coś przynieść? – zapytał siedemnastolatek z uśmiechem.
Piżamę, bo nie chcę oglądać twoich bokserek w ananasy – Roześmiał się, przez co Warren zmarszczył brwi. – Żartuję, możesz spać jak zawsze.

Uśmiechnął się przez łzy i zaczął podążać do wyznaczonego miejsca. Podbiegłem do szklanej szyby, żeby móc go jeszcze przez chwilę widzieć.
Pomachał mi, po czym odwrócił się szybko i zniknął. Odszedł.

Stan, co się wczoraj działo? – Warren stanął przed nim i przytrzymał się krzesła. – Co ja mówiłem?
Jak bardzo mnie kochasz i, że ukradłem ci nos – Przewrócił oczami. – Szkoda, że nie serce.
Pytam na poważnie – Timothy zmarszczył brwi, a Stanley rzucił mu rozbawione spojrzenie.

Kilka minut później jego samolot odleciał prosto do Minnesoty.

Czemu to zrobiłeś...? – Anderson ciężko dyszał, patrząc mu w oczy.
Bo wstrzymywałem się pierdolone ponad pół roku, a jak zobaczyłem Lizzie... – Głos Warrena się załamał, więc zachichotał nerwowo. – Przepraszam, że to zrobiłem.

Zacisnąłem pięść i patrzyłem, jak znikał na najbliższe pół roku. Odleciał do innego stanu i zostawił mnie w przebrzydłym Kolorado całkowicie samego. Odwróciłem się tyłem do szyby i popatrzyłem na swoich przyjaciół. Lilith podeszła szybko i mnie przytuliła, widząc, że chciałem płakać. Starałem się nie rozklejać; obiecałem to sobie samemu, ale... Tak czy siak rozryczałem się jak dziecko. Dziewczyna złapała mnie za dłoń i wyszliśmy z lotniska. Usiadłem na chodniku i otarłem łzy ręką.

Ale nie chcesz, żebym wyjechał do Włoch – mruknął Anderson, a Warren położył mu dłoń na ramieniu.
Chcę, żebyś był szczęśliwy, dobra? – Uśmiechnął się żałośnie. – Przemyślałem to i jeśli masz tam jechać to... Nie będę cię trzymał tutaj na siłę, okej? Jedź.

– Nie chciałem żeby leciał – mruknąłem pod nosem, a Gareth usiadł obok mnie.
– Wiemy, Tim – Blondyn oparł głowę na moim ramieniu, a ja pociągnąłem nosem. – Ale wróci już na święta!
– Nie pocieszasz – mruknął Mike i usiadł z drugiej strony. – Słuchaj Tim, tak czasem w życiu jest... Dasz radę, silny jesteś chłop.
– Ty też nie pocieszasz – Westchnął Grizz i złapał mnie za rękę. Wzdrygnąłem się, ale nie odskoczyłem. Potrzebowałem dotyku, przynajmniej tego przyjacielskiego.

Never have I everWhere stories live. Discover now