29. Chyba złamałeś sobie rękę

385 37 109
                                    

Szliśmy w ciszy między domami, a Abi próbowała coś wywęszyć na chodniku.

– Wiesz... Nie skończyłeś mówić, dlaczego wcześniej nie chciałeś się do mnie zbliżyć w jakikolwiek sposób – Starałem się przerwać ten niezręczny moment.
– Ile razy mam powtarzać, że... – Stanley próbował mi wytłumaczyć ze spokojem swoją wersję wydarzeń.
– Nie musisz kłamać, możesz powiedzieć już na serio – Westchnąłem, widząc, że mój labrador zatrzymał się przy jakiejś ławce.
– Ja... Wiedziałem już wcześniej o tej wymianie... – Chłopak założył ręce. – Wiedziałem już w grudniu. Zadzwonili do mnie kilka dni po świętach.
– Czemu nie powiedziałeś? – mruknąłem niezadowolony.
– Chciałem, nawet nie wiesz jak bardzo. Ale Lilith zapytała, czy przyjdzie Gareth i nie miałem już szansy powiedzieć – Nastolatek zmrużył oczy. – Potem były jakieś tam sprawy, przerwy wiosenne... A potem twoje wyznanie.

– I co? Myślałeś, że jeśli będziesz trzymał mnie na dystans, to mnie nie zranisz? – Uniosłem brwi.
– Nie. Sądziłem, że jak będę trzymał cię na dystans, to nie zranię samego siebie. Wiesz, ty jesteś silny. W sierpniu zerwała z tobą dziewczyna, a ty za bardzo się tym nie przejąłeś – Brunet zaśmiał się krótko. – Ty byś dał radę na spokojnie... Ale ja żyłbym zastanawiając się, czy nie masz już kogoś nowego, albo czy po prostu za bardzo się nie przejmuję.

– Zawsze jesteś zamyślony – Zauważyłem.
– Bo o wszystkim za dużo myślę – Stanley uśmiechnął się delikatnie. – Nie masz mi chyba za złe, że tak o tobie sądziłem?
– Wciąż tak uważasz, prawda? – Spojrzałem na niebo. – Nie mam ci nic za złe.
– Chyba nigdy nie przestanę tak uważać, przepraszam. Trudno zaufać gościowi, który ma branie nawet u przewodniczącej klasy – Zachichotał i kucnął, żeby pogłaskać Abi.
– Kennedy przynajmniej życzyła mi powodzenia, a nie próbowała cię spławić, jak Lizzie mnie – Włożyłem mu rękę we włosy. – Lizzie najpierw prawie obrzygała moje buty w październiku, a potem chciała mnie wygonić z namiotu i cię pocałować.
– A co jakby pocałowała? – Stan podniósł na mnie wzrok. – Co byś wtedy zrobił?
– Cóż, zważając na fakt, że moje serce pękło na pierdylion kawałeczków, kiedy tamtego dnia kręciła włosy na palca przy rozmowie z tobą... Prawdopodobnie musiałbyś strugać brzozowy krzyż na mój prowizoryczny grób – Zabrałem rękę i wzruszyłem ramionami.

– A w październiku mówiłeś na serio? – Stanley wstał i znów zaczęliśmy iść. – To o Megan i... O mnie.
– W październiku? Kiedy? – Pozdrapałem się po szyi. – Ach... Wtedy. Wiesz, byłem nieźle napity i ledwo co pamiętam, ale prawdopodobnie wtedy już wiedziałem. W sensie, no... Ja już po sytuacji z radiowęzłem zacząłem się zastanawiać... A działać? Chyba jak zobaczyłem, co ten du...
– Uważaj! – Stanley złapał mnie za ramię i odskoczyliśmy na bok.

W pierwszej chwili nie wiedziałem, o co chodzi... Ale kiedy mój szok minął, zrozumiałem wszystko. Busia dotknęła mnie nosem w łydkę, a ja wpatrywałem się przed siebie z rozszerzonymi oczami.

– Stan... – powiedziałem, patrząc na samochód przed nami. – To... Thomas Green.
– Widzę – Chłopak mnie puścił. – Co robimy?
– W nogi, kurwa. W nogi... – szepnąłem i bez dalszego zastanawiania, rozbiegliśmy się w przeciwne strony, aby nie mógł nas dopaść za jednym razem.

Nie wiedziałem, czy chłopak chciał nas przejechać celowo, czy był to jedynie przypadek, ale nigdy wcześniej nie widziałem go na tym osiedlu. Biegłem najszybciej jak potrafiłem, mimo, że z wf-u ledwo co wychodziło mi "C". "Wleciałem" niebezpiecznie w zakręt, a mój pies popatrzył na mnie zdziwiony.

Suczka nigdy wcześniej ze mną nie biegała, chyba zrozumiała, że coś było nie tak, jednak wciąż dotrzymywała mi kroku. Słyszałem za sobą silnik; jaką ja poczułem ulgę, że pojechał akurat za mną, a nie Stanleyem. Postanowiłem dobiec do domu drogą nieprzejezdną dla samochodów. Było dobrze... Ale później zorientowałem się, że przecież Thomas mógł nacisnąć stopą na pedał gazu i od razu by mnie przejechał. Odwróciłem się przez ramię i zrozumiałem, że jedzie specjalnie powoli. Zwolniłem, na co tamten zatrzymał pojazd. Uśmiechnąłem się w duchu, ale znowu coś mnie olśniło.

Never have I everWhere stories live. Discover now