5. Ostatnie dni

621 47 57
                                    

To się wydarzyło na początku sierpnia.

A teraz porozmawiajmy o końcu miesiąca. Do rozpoczęcia kolejnego roku szkolnego zostało tylko kilka dni, ale my wciąż czuliśmy wakacje i nie zamierzaliśmy pogrążać się w smutku.

– Timothy! Zrób sobie śniadanie! – krzyknęła mama, krzątając się między moim pokojem a sypialnią jej i taty. – Wychodzę do Tracy!
– Anderson? – Otworzyłem drzwi i zobaczyłem ją przed lustrem zawieszonym na ścianie.
– No, a jaką inną Tracy znasz? Myślisz, że mam na imię "Mama", a ona "Pani Anderson"? – Położyła mi dłoń na policzku. – Skarbie, przygotuj dla siebie i siostry jakieś kanapki.

– Gwen... – Jęknąłem – Przecież ona nie jest taka mała, umie sobie zrobić jedzenie!
– Timothy... – Kobieta splotła ręce na wysokości swojej klatki piersiowej.
– No już, już, dobra... – Stęknąłem, a brunetka natychmiastowo się rozpromieniła.

Założyła szybko drugiego kolczyka, chwyciła za torbę i zbiegła po schodach do wyjścia.

Poczułem się przez chwilę, jakbym to ja był jej ojcem, a nie ona moją mamą.

– Gwen! – Wszedłem do niebieskiego pokoju, a siostra (niemal natychmiast) rzuciła we mnie kapciem; oczywiście nie uniknąłem ataku, ze względu na mój refleks zdechłego kota; jak to często mawiali Stan z Mike'iem.

Dwunastolatka posłała mi rozgoryczone spojrzenie – wyglądało to przezabawnie.
– Gadam z Polly – wycedziła przez zęby, ale stwierdziłem, że jestem gotów na oberwanie drugim kapciem.

Podszedłem do siostry, schyliłem się za jej krzesłem tak, że moja twarz była nad jej ramieniem i pomachałem dziewczynce z monitora.
– Heeej! – powiedziałem, a Gwen praktycznie od razu przeszły wszystkie nerwy.
W tamtej chwili przyglądała się Polly, próbując powstrzymać chichot.
Blondwłosa koleżanka oblała się rumieńcem i odmachała.

– Muszę zabrać ci na chwilę Gwen, żeby zjadła śniadanie – wyjaśniłem, na co tamta energicznie pokiwała głową.

Siostra zakończyła wideokonferencję i wybuchła donośnym śmiechem.
– Polly się w tobie buja! – Zaczerwieniła się. – Buja się! A ja myślałam, że żartowała!
– No oczywiście, że tak. Mnie się nie można przecież oprzeć – powiedziałem z udawaną powagą.

Zapanowała cisza i skierowaliśmy na siebie spojrzenia, a po kilku sekundach w całym domu rozległ się śmiech. Nasz pies, który leżał na łóżku dziewczynki, kompletnie nie rozumiał, co się dzieje, lecz po chwili radośnie zaczął biegać wokół nas.

Wyszliśmy z pokoju i zeszliśmy po schodach do kuchni, gdzie Gwen napełniła miski Abi świeżą wodą oraz jedzeniem. Ja z kolei zabrałem się za przygotowywanie posiłku dla naszej dwójki.
Kiedy wszystko było gotowe, usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy jeść.

– A... Co tam u Grizza? – zapytała w pewnym momencie dziewczynka, przerywając ciszę.
– U Grizza? – Zdziwiłem się. – Przecież ostatnio kochałaś Mike'a.
– N-Nie podoba mi się ani Mike, ani Grizz! – Niebieskooka szybko odwróciła wzrok.
– Aha, czyli Stan ci się podoba! – Zmrużyłem powieki.
– C-Co? Jeszcze czego! Chyba tobie! – pisnęła głośno.
Abi słysząc to uniosła na nas wzrok i nasłuchiwała, czy młodszej nie dzieje się krzywda – natomiast ja otworzyłem szerzej oczy.

– Przesadziłaś! – Zmarszczyłem brwi po chwili namysłu.
Jak mogła coś takiego powiedzieć? Dopiero co Amber zerwała ze mną, a ona sądzi, że...
– Przesadziłam? Kolejna dziewczyna z tobą zerwała, a ty zamiast jakoś zareagować, masz to gdzieś. Kompletnie gdzieś! Nie płakałeś, nie użalałeś się nad sobą... Nawet o niej nie mówisz, bo za nią nie tęsknisz! Czy aby na pewno nie jesteś gejem? Bo... – Nie skończyła mówić, ponieważ do pomieszczenia wszedł tata.

– Kto jest gejem? – Uśmiechnął się i zabrał mi z talerza jednego tosta.
– Nikt nie jest – Przewróciłem oczami i oparłem rękę na policzku. – Gwen snuje jakieś teorie... O mnie.
– Teorie? – Mężczyzna wgryzł się w kanapkę. – Gwen, nie nazywaj brata gejem, jeśli nim nie...
– Żartowałam, sztywniacy – mruknęła i zajęła się swoim posiłkiem.

Co jej strzeliło do głowy? Miałem bliskie kontakty z przyjaciółmi tej samej płci, ale nigdy nawet bym nie pomyślał o tym, że mógłbym być homoseksualny. Przecież to przyjaciele.
Mężczyźni nie kręcili mnie w żadnym stopniu i ja to wiedziałem.

Po prostu o tym wiedziałem.

Byłem wcześniej z kilkoma dziewczynami w związkach, co automatycznie wykreślało mnie z listy homoseksualistów.
A przynajmniej tak sądziłem w tamtym czasie.

– Dziękuję – wykrztusiłem i odszedłem od stołu, zostawiając rodzinę w niezręcznej ciszy. Z prędkością światła pobiegłem z powrotem do pokoju, ogarnąłem się i po kilku minutach już jechałem na deskorolce w stronę domu Andersonów.

Miałem kompletnie gdzieś fakt, że mama też tam była. Po prostu chciałem zobaczyć Stanleya – chciałem go zobaczyć i powiedzieć mu, jak bardzo denerwuje mnie moja młodsza siostra i mam jej serdecznie dosyć. Powiedzieć mu, że się w nim zakochała i wygaduje głupoty na mój temat.
Zanim ona by spróbowała mu coś nagadać o mnie.

Powiedzieć mu, jak bardzo jestem idiotyczny.

Dotarłem do celu i zapukałem w drzwi, a otworzyła mi je pani Tracy. Na mój widok rozpromieniła się jeszcze bardziej, niż zwykle.

– Cześć słońce, mama jest na tarasie – Wskazała kciukiem za siebie. – Chyba, że przyszedłeś do Stana...
– Do Stana – Uśmiechnąłem się najgrzeczniej jak potrafiłem. Dorosłych zawsze to rozczulało, a już w szczególności Tracy Anderson.
– Jasne – Odwzajemniła moją mimikę i poszła zawołać syna.

Ona zawsze dawała mi takie poczucie bliskości – jakby była moją ciocią. Przy niej nie dało się czuć smutku i to szczególnie ceniłem w rodzinie Andersonów. Zawsze służyli pomocą, kiedy moja rodzina raczej wolała konkurencję, a nie współpracę. Mimo to, nie wyobrażam sobie zamiany moich rodziców na nich.
Moi również byli kochani, a o tym przekonałem się jakiś czas później.

Po chwili Stanley zbiegł po schodach, a w ręce trzymał swoją deskorolkę. Przybiłem mu piątkę, pożegnaliśmy nasze mamy i wyszliśmy, by dosłownie kilka minut po tym jechać już z wielką prędkością po drodze na naszych deskach.

– Przyszedłeś szybciej, niż planowaliśmy – Zauważył brunet i odepchnął się ponownie nogą od chodnika.
– Gwen – westchnąłem i przyłożyłem jedną dłoń na chwilę do czoła.
– Co tym razem? – zaśmiał się pokazując prawie białe zęby.
Niby byliśmy w ruchu i mogłem źle zobaczyć, ale dałbym sobie rękę uciąć, że dopiero wtedy zauważyłem jego pieprzyka umiejscowionego przy lewym kąciku ust.

– Zakochała się – zacząłem. – W tobie.
– Bez kitu! – roześmiał się, ale po chwili przestał, widząc moją minę. – I co w tym złego?
– Nazwała mnie homoseksualistą! Pedałem! Rozumiesz? Gejem! – Rozłożyłem ręce z bezsilności. – Przy tacie!

Czułem się źle, a nawet bardzo źle. Nie przez to, że mnie tak nazwała... A przez fakt, że zażartowała, a nie wiedziała ile mogła mieć w tym racji.
Po prostu nie wiedziałem co o tym sądzić.

Stan zatrzymał się, a ja widząc to, zawróciłem.
– Przy tacie? – Uniósł brew. – Pedałem?
– No nie, gejem – Rozmasowałem skroń.
– Mhm – Otrzepał spodnie z niewidzialnego kurzu i zaczął jechać dalej. – Kumam.

Ruszyłem za nim i zaczęliśmy inny temat.
– Niedługo szkoła – zagadałem.
– A, a, racja! – Stan od razu się ożywił. – W tym roku będzie zajebiście! Wracam na boisko!
– Na serio? – Uśmiechnąłem się. – To super!

Chłopak był zawieszony przez trenera na cały sezon, bo wdał się w bójkę z kapitanem przeciwnej drużyny...
A tak właściwie – wrobiono go w to. Przynajmniej moim zdaniem. Andersonowie tacy nie są, nigdy nie uciekają się do przemocy.

Od tamtego czasu zacząłem być bardziej wyczulony na temat jego bólu.
Ucieszyłem się z kolei bardzo na wieść, że w końcu Stanley wróci do drużyny. Tak bardzo kochał football.

Ruszyliśmy dalej...

//Tak, wiem, nudny rozdział, ale potem akcja się rozkręci!! Dajcie znać, jak wrażenia i do następnego tygodnia!

Never have I everTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon