~Pierwsze Zakończenie~

2.1K 92 10
                                    

- Zaraz zemdleję... - Mruczę, próbując powstrzymać okropne drżenie rąk i podejmuję kolejną próbę zapięcia pięknej bransoletki na lewym przegubie, nad którym maluje się koniec śnieżnobiałego koronkowego rękawa.

Bransoletka jest bardzo stara i należy do babci Granger. Przez chwilę spoglądam rozbieganym wzrokiem na lśniące kamienie, które odbijają, padające przez okno promienie błyszczącego słońca.

- Daj, pomogę ci. - Kojący głos ociera się o moje otępiałe uszy, a zwinne palce zapinają biżuterię na nadgarstku. - Nie podejrzewałem cię o takie rozhisteryzowanie.

- Zamknij się, Harry. - Syczę i mimowolnie przygryzam wargę, rujnując staranny makijaż ust.

Robię kilka niespokojnych kroków, krążę po pięknym seledynowym pokoju ciągnąc za sobą delikatny materiał ślubnej sukni, niemal odbijając się od eleganckich mebli.

- Tchórzysz...? - Zielone, troskliwe oczy nieustępliwie nie opuszczają mojej twarzy jakby ich właściciel chciał się upewnić, czy nie popełniam błędu.

- Nie wiem... Tchórzę? - Wyrzucam z siebie niepewnie, nurzając w nerwowości każdy nerw, każdą podekscytowaną komórkę mojego rozedrganego ciała.

Przymykam powieki, oddycham głębiej, stabilizuję rozszalałe wnętrze. Nie jestem histeryczką, no przecież, że nie.

- Hermiono... - Głos Harry'ego zmusza do resztek odwagi, patrzę na niego, widzę troskę, czułość, niezmienną trwałość głębokiej, niezachwianej przyjaźni.

- Kocham cię. Jesteś moją siostrą, bratnią duszą. Jesteś częścią mnie. - Wyznaje, łapiąc moją dłoń. - Zawsze będę stał po twojej stronie. Zawsze uszanuję twoje decyzje. I przysięgam na grób Rona, że jeżeli Draco Malfoy kiedykolwiek zrobi ci krzywdę, powyrywam mu nogi z dupy. W porządku?

Parskam przez łzy, które zebrały się w kącikach oczu. Nie mogę jednak pozwolić im na swobodną wędrówkę po wymalowanych policzkach. Muszę wyglądać idealnie.

To bardzo trudne w obliczu tak poważnych, rujnujących wyznań. Kiwam tylko głową, wpadam w objęcia najlepszego przyjaciela, którego wybrałam na...

- Teraz rozumiem, dlaczego nie zostałam twoją druhną.

Ginny stoi w wejściu, ociera łzy z twarzy rozmazując delikatny makijaż. Jedną dłonią przeciera wilgotne rzęsy, drugą zaś obejmuje niewielki ciążowy brzuch.

Uśmiecham się blado, nadal czując pewien dyskomfort podjętej decyzji. Nie znoszę tego, wybierania, kategoryzowania, przechylania sympatii na którąkolwiek stronę.

- Muszę zapalić. - Przerywam niewygodną ciszę, koszmarnie potrzebując uspokajającej dawki nikotyny.

Chwilę później wychylam się przez okno, żeby dym nie osiadł na naszych eleganckich ubraniach i obserwuję cudowny letni dzień rozpościerający się nad ogrodem należącym do imponującego domu państwa Zabini.

Czuję powiew spokoju, odprężam się na moment, napawam się atmosferą oczekiwania. Bo to właśnie dziś. Dziś Draco Malfoy oficjalnie stanie się mój. Nie sądziłam, że do tego dojdzie. Nigdy nie przypuszczałam, że to będzie możliwe. On i ja. Razem. W relacji, która ma szansę stać się prawdziwą i wspartą na silnych fasadach.

- Tak w ogóle, to potrzebujecie pomocy...? - Ginny uśmiecha się szczerze, nadal stojąc w wejściu, wpatrując się ze wstrętem w obłok toksycznego dymu krążący wokół mnie. Zupełnie zapominam, że to szkodzi dziecku, które nosi pod sercem. Teraz zapominam o wszystkim. Nawet o bolesnych wspomnieniach, złamanych sercach i zranionych duszach, bo przez chwilę na jej łagodnej twarzy błądzi cień, jak za każdym razem, gdy znajduje się blisko Harry'ego.

Historia pewnej toksyczności - DramioneWhere stories live. Discover now