Retrospekcje 1.0

1.8K 102 4
                                    

Przed Wami rozdziały rozjaśniające odrobinę zakamarki Hermionowej przeszłości. Planuję kilka takich wstawek, potem wracamy na właściwe tory. 


- Co tu robisz, Granger? - Wyprany z emocji ton dociera do moich uszu, więc pospiesznie ocieram łzy z policzków i chrząkam, żeby ukryć słabość głosu.

- To nie twoja sprawa, Malfoy. - Odpowiadam i zaciągam się papierosem czując, że ręka drży razem z sercem.

- Poczęstujesz mnie? - Pyta i z cichym jękiem bólu siada na schodach tuż przy mnie.

Zimno świtu przeszywa nas na wskroś, mgły unoszą się nad błoniami, słońce nieśmiało przebija się przez poranne chmury. Nie myślę o tym jak mnie tu znalazł. W mojej, nie tak bardzo już tajemnej, kryjówce na tyłach zamku.

Podsuwam mu wymiętą paczkę i tracę zainteresowanie jego osobą. Pogrążam się w milczeniu, bólu, smutku tak głębokim, że...

- Potter się wybudził.

Unoszę gwałtownie głowę, spoglądam na bladego chłopaka, który jest cieniem dawnego siebie. Jedną rękę wciąż ma usztywnioną, na lewym udzie pod materiałem spodni wyraźnie odznacza się gruby opatrunek, a w powietrzu unosi się duszący zapach leczniczych maści.

Wygląda marnie.

- Powinieneś leżeć. - Mówię tylko i słyszę, że parska z niedowierzaniem.

- Ty też, a jakoś nie widzę cię w Skrzydle Szpitalnym.

Milczymy paląc papierosy. Dziwnie się czuję w jego obecności. Jest obcy, zupełnie nieznajomy, mam wrażenie, że zapomniałam o wszystkim co go definiowało do tej pory.

Bo ten Malfoy jest tak inny, nieoczywisty.

Jest Draconem Malfoyem, który uratował mi życie.

- Zabrali jego ciało.

Moje serce ściska się boleśnie, a z gardła wyrywa niekontrolowany krzyk rozpaczy. Łzy ponownie rozpoczynają swoją wędrówkę po policzkach. Przygryzam wargę, czuję cierpki smak krwi, rozpadam się w swoim cierpieniu.

- Uznałem, że powinnaś wiedzieć.

Kiwam nieprzytomnie, przestaję się przejmować jego towarzystwem. Jest teraz moim najmniejszym zmartwieniem.

Pogrążam się, zapadam, wpadam w spiralę szaleństwa napędzaną wspomnieniami.

- Dlaczego to zrobiłeś? - Pytam nagle, bo panicznie potrzebuję oderwać myśli od martwego Rona. Przez mgłę płaczu widzę, że zaciska usta i sztywnieje.

- Nie wiem. - Wzrusza ramionami, zaciąga się w milczeniu, nosem wypuszcza srebrzysty toksyczny dym.

- Dlaczego uratowałeś szlamę, Malfoy?

Podrywam się na równe nogi, mierzę go histerycznym spojrzeniem, nie kontroluję się zupełnie.

Spokojnie unosi głowę, patrzy na mnie nieprzeniknionym wzrokiem, czuję się mała. Niepewna. Roztrzęsiona jego chłodem i obojętnością.

- Nie uratowałem szlamy. - Odpowiada po chwili. - Uratowałem ciebie, Granger.

A potem wstaje i powoli odchodzi. Widzę, że każdy krok sprawia mu niesamowity ból. Jest jednak zbyt dumny by okazać słabość.

Historia pewnej toksyczności - DramioneWo Geschichten leben. Entdecke jetzt