22.

1.7K 90 7
                                    

- Dasz sobie radę...?

Cisza. Nie reaguję, bo nie słyszę pytania.

- Hermiono...?

Otrząsam się, unoszę spojrzenie znad pergaminu, ale wracam do niego i przekreślam jakiś mało istotny składnik widniejący na liście sprawunków.

- Harry, nie jestem dzieckiem, do cholery.

Uśmiecha się, poprawia okulary na nosie, marszczy czoło w czułym geście. Znam go jak własną kieszeń. Ten osioł się martwi.

- Powinienem wrócić jutro. To tylko rozgrywki w Niemczech, pójdzie szybko...

Uśmiecham się, podnoszę tyłek z kuchennego krzesła, które ostatnio stanowi miejsce mojej pracy, całuję jego szorstki od zarostu policzek.

- Kocham cię, ale zjeżdżaj już, bo wciąż znam zaklęcie czy dwa...

Śmieje się, łapie moją bladą twarz w dłonie, spogląda w zmatowiałe od smutku oczy. Jestem wrakiem, fantomem, kukłą wyzutą ze szczęścia i sensu istnienia.

- Mogę poprosić Gretę, żeby do ciebie zajrzała...

Stanowczo kręcę głową, patrzę na niego z naganą.

- Żadnej Grety. Ta baba jest okropna. I żebym jeszcze ją rozumiała... Harry, mogę zostać sama, jestem dorosła.

Wzdycha, całuje moje czoło, kieruje się do wyjścia, ale zatrzymuje się jakby przypomniał sobie o czymś istotnym.

- Co będziesz robić?

- Jak to co? Gotować eliksiry. - Obruszam się i wracam do ingrediencji, bo naprawdę mam ochotę zająć umysł swoim ulubionym zajęciem.

Nie zauważam jego zatroskanego spojrzenia. Bo on doskonale wie, że tylko gram. Udaję, że wszystko jest w porządku. Jednak w środku mnie... W środku nie ma już nic. Kompletnie nic.

*

- Okej, bławatek. Ziele. Gros hiszpański... - Mruczę i powoli dodaję kolejne składniki do eksperymentalnego eliksiru, który ma zapobiec zanikom pamięci. Z jakiegoś powodu myślę o Neville'u Longbottomie. No tak, ten to zawsze miał problemy z zapamiętaniem najprostszej rzeczy.

Jedną ręką zapisuję obserwacje w notatniku, drugą mieszam starannie w niewielkim kociołku, marszczę czoło, bo barwa cieczy jest inna niż się spodziewałam, bardziej granatowa niż niebieska.

Na chwilę odpływam myślami, wracam wspomnieniami do wesołych oczu Teodora. Cierpka tęsknota zajmuje moje serce, niemal czuję fizyczny uścisk w klatce piersiowej.

Przymykam powieki na sekundę pragnąc znaleźć się w jego silnych ramionach. Ramionach, które...

- Czyli świętujemy? - Unoszę kieliszek ku górze w toaście i uśmiecham się lekko.

- Świętujemy. - Przytakuje, na jego twarz wkrada się niczym nieposkromiona radość. - Nie sądziłem, że mnie przyjmą...

- Do najbardziej prestiżowej firmy architektonicznej w całej Anglii? - Pytam z przekorą, ale nie mogę się powstrzymać od głupiego uśmiechu, bo jego entuzjazm jest zaraźliwy.

- Będę projektował nowy budynek dla Gringotta. Czad, co?

Kiwam głową, moczę usta w drogim trunku, napawam się widokiem przystojnego mężczyzny, który nie spuszcza ze mnie głodnego wzroku.

Czuję coś nieokreślonego wewnątrz siebie, pochłania mnie intrygująca ekscytacja, słodkie oczekiwanie. Na ten jeden wieczór zapominam o swoim skomplikowanym życiu uczuciowym, o tym, że moje serce należy do kogoś innego.

Gdy kończymy kolację, niby przypadkiem muskam palcami jego dłoń.

- Tak pomyślałam... - Mój głos nie jest głośniejszy od szeptu, ale dobrze wiem, że chciwie wyłapuje każde słowo. - Może na kolejnego drinka skoczymy do mnie?

Na jego usta wsuwa się zadowolenie, błyska zębami w uśmiechu, dobrze wie w jakim kierunku zmierza rozwój wydarzeń.

Kiedy lądujemy przed moim domem podniecenie sięga zenitu, nie mogę się powstrzymać, przyciągam go do siebie zanim jeszcze otworzę drzwi.

Nasze wargi spotykają się gwałtownie, jego pocałunki są... Są przyjemnością, słodyczą, obietnicą czegoś niesamowitego.

Wplatam palce w ciemne włosy, czuję niecierpliwe usta na odsłoniętej szyi, drżę pod wpływem dotyku.

Po chwili wciągam go do środka, śmieję się, wzdycham, bo jego palce wsuwają się właśnie pod materiał mojej sukienki i wędrują niespiesznie po wrażliwej skórze.

Opieram się plecami o ścianę korytarza, gubię rozum, są tylko zmysły, które odbierają bodźce w najbardziej chaotyczny sposób z możliwych.

Potem prowadzę go do sypialni jednocześnie pozbywając się ubrań ze szczupłego ciała. Ściągam z niego koszulę, która ląduje bezwładnie w progu, sięgam ku zapięciu jeansów, ale powstrzymuje mnie, jego dłonie wędrują na moje ramiona, zsuwają sukienkę odsłaniając koronkowy biustonosz.

Oddycha głębiej, nachyla się, poznaje wargami spragnione dotyku ciało. Dyszę pod wpływem jego pieszczot, krew szumi w uszach, serce bije niespokojnie. Przyciągam go bliżej, opadamy na miękkie łóżko, układa się nade mną, całuje łapczywie chętne usta.

Ogarnia mnie fascynacja. Jego ramiona są silne, delikatnie umięśnione, przesuwam palcami po skórze, patrzę na niego zamroczonym od pożądania spojrzeniem.

Nasze oczy spotykają się, jego błyszczące, moje pociemniałe od toczącej mnie żądzy.

Szybko pozbywamy się resztek garderoby, w końcu łączymy się w jedno, z gardeł wyrywają się jęki spełnienia. Oddaję mu siebie, zalewa mnie coś cudownego, coś drapieżnego, coś euforycznego.

Na jeden ulotny moment zapominam o Draconie Malfoyu. I jakoś nie jest mi z tym źle.

Mrugam, powracam do rzeczywistości, znowu znajduję się w dużej kuchni należącej do Harry'ego. Lubię jego dom, jest przytulny, ciepły, urządzony by hołdować przeszłości.

Wzdycham, walczę z beznadzieją, ze wspomnieniami, z tęsknotą tak wielką, że nic poza nią nie ma większego znaczenia. Zerkam na swoją dłoń, na której wciąż widnieje pierścionek zaręczynowy. Powinnam go odesłać, oddać, zwrócić właścicielowi, ale coś mnie przed tym powstrzymuje. Nie chcę się z nim rozstawać. Nadal się łudzę. Że może...

Niespodziewanie zamieram, bo nieuważnie dodaję niewłaściwy składnik do gotującego się wywaru. Substancja przybiera różne barwy, zmieniają się z prędkością światła, nad kociołkiem zaczyna unosić się gęsty gryzący dym. Moje serce niemal się zatrzymuje, bo wiem co to oznacza. Resztką instynktu podrywam się z krzesła, szybko sięgam po różdżkę, na szczęście refleks wciąż jest moją mocną stroną, w ostatnim momencie rzucam zaklęcie ochronne.

Siła eksplozji jednak jest tak duża, że po chwili nie ma już nic. Tylko bezdenna, wszechogarniająca ciemność, która wyrywa z piersi bolesny oddech brodzący we krwi.

Historia pewnej toksyczności - DramioneWhere stories live. Discover now