11.

1.9K 105 16
                                    

Rozdział delikatnie przejściowy, ale niedługo dowiecie się kim jest tajemniczy ON!


- Mam dla ciebie niespodziankę.

Podnoszę wzrok znad książki i obdarzam go łagodnym uśmiechem. Uwielbiam to, że tak bardzo się stara. Kocham jego entuzjazm. Kocham jego oczy, które mamią czułością, oddaniem, uczuciem.

- Jaką? - Pytam i mrużę spojrzenie, bo uśmiecha się przebiegle.

- Gdybym ci powiedział, nie byłoby niespodzianki. - Odpowiada i całuje mnie w nos.

Wzdycham, uśmiecham się, podejmuję tę grę. Mierzwię jego włosy.

- Jesteś moim światem, wiesz? - Mruczę niespodziewanie zaskakując samą siebie.

Czasem słowa opuszczają usta bez konsultacji z mózgiem.

- Wiem. - Mówi i całuje mnie z całą czułością na jaką go stać.

Przez moment czuję się kompletna, spełniona, scalona w jedno. To jednak trwa zbyt krótko, jest jak mgnienie, jak mrugnięcie. Subtelna chwila, która znika po sekundzie zasłonięta kurtyną historii.

- Powiesz mi w końcu? - Pytam, próbując ukryć zniecierpliwienie. Muszę nad sobą panować, muszę...

- Wyjeżdżamy na święta.- Wyrzuca z siebie na jednym oddechu, a mnie zatyka.

- Ale... Dokąd? - Dopytuję, a na jego usta wkrada się niczym nieskalany uśmiech. Cholera, jest taki prawdziwy, taki autentyczny... Trudno go nie kochać. Naprawdę.

- To jest właśnie niespodzianka. Rozmawiałem z twoim tatą, nie mają nic przeciwko, żeby spędzić te święta bez nas. Zobaczysz, spodoba ci się.

Kiwam głową trochę nieprzytomnie, krzywię wargi w nieszczerym uśmiechu. Pomysł wyjazdu wydaje się zarazem świetny i... Beznadziejny. Merlinie, jestem taka popieprzona.... Powinnam bardziej się cieszyć z tego, że spędzimy razem trochę czasu niezależnie od miejsca, do którego chce mnie zabrać. Z dala od tego wszystkiego, od mroku, który od jakiegoś czasu pochłania mnie całą. Nieustannie z tyłu głowy mam jakąś bolesną tęsknotę, która skutecznie blokuje moje poczucie szczęścia.

Może to Malfoy, którego nie widziałam od czasu tej głupiej imprezy? Tej, która sprawiła, że pierwszy raz od lat pozwoliłam łzom popłynąć po bladych policzkach. Nie udało mi się ukryć tego napadu przed nim, ale oczywiście zachował się... Dokładnie tak jak by się zachował w każdej sytuacji, która sprawiała mi jakiekolwiek cierpienie i dyskomfort - po prostu przy mnie był, nie pytał, gładził po głowie i dał się wypłakać. To chyba musi być prawdziwa miłość. Bo jeżeli nie... To już nie wiem co to jest.

- Kocham cię. - Szepczę patrząc w jego błyszczące radością oczy, a on uśmiecha się tak pięknie, że moja zmęczona dusza na chwilę doznaje ukojenia.

- Czułe słówka nie wyratują cię od tego przykrego obowiązku, wiesz o tym? - Rzuca z rozbawieniem, a ja wzdycham ciężko i podnoszę tyłek z kanapy.

- Wiem. Już idę na te zakupy! - Mruczę z irytacją, bo wizja spędzenia całego dnia z Ginny na kupowaniu świątecznych prezentów jakoś mnie przerasta. Zwłaszcza kiedy wiem jak obrzydliwie jest szczęśliwa z Blaisem.

*

- Myślę, że zamieszkamy razem. - Słyszę radosny głos i podnoszę głowę znad dużego kubka gęstej gorącej czekolady, którą obficie przyprawiłam sproszkowanym chilli. Czuję przyjemny ogień na języku zmieszany z delikatną słodyczą. Uwielbiam to połączenie.

- Tak szybko? - Nie silę się na krytykę, moje pytanie jest beznamiętne, rzeczowe.

Mruży oczy i opiera brodę o splecione dłonie. Jej wzrok jest nieustępliwy, przewiercający, nadwyraz wnikliwy.

- Spotykamy się już pół roku... Ty i... - Tu milknie by wytrzeć śmietanowe wąsy spod nosa. - Wy też tak zrobiliście z tego co pamiętam.

Kiwam głową, nie chcąc rozgrzebywać w pamięci szczegółów wejścia w związek z kimś kto definitywnie nie był Draconem.

Niespiesznie pochłaniam swoją czekoladę i milczę, bo obie delektujemy się swoimi napojami. Brakuje mi takich chwil, żałuję, że nie pozwalam sobie na to częściej.

- Jeżeli on sprawia, że jesteś szczęśliwa to nie powinnaś się ograniczać. - Mówię w końcu i wsuwam na usta łagodny uśmiech.

Brązowe oczy rozświetla cudowny blask, jej spojrzenie iskrzy, czaruje zakochaniem.

- Nie pamiętam jak wyglądało moje życie bez niego, wiesz? - Szepcze, a ja łapię ją za rękę próbując powstrzymać falę nieszczęścia, która chce zalać mnie swoją trucizną.

Dlaczego to nie mogę być ja? Dlaczego zostałam skazana na wieczne cierpienie? Dlaczego się poddałam w tej nierównej walce?

- Mamy już wszystko? - Pyta ze śmiechem widząc powódź toreb z prezentami niemal wylewającą się spod naszego stolika.

- Nie. - Odpowiadam i zrywam się z krzesła. - Muszę jeszcze kupić coś dla ciebie. Poczekaj tu na mnie chwilę, dobrze?

I rzucając jej ostatnie spojrzenie pełne czułości, narzucam na siebie ciepły płaszcz a szyję obwiązuję grubym wełnianym szalikiem, który urodził się we wprawnych szydełkowych dłoniach Molly Weasley. A potem wychodzę z przyjemnie ciepłej kawiarni na koszmarnie lodowatą przestrzeń Ulicy Pokątnej by niedługo potem wkroczyć do elegancko wyglądającego, sporego lokalu o nazwie Szafirowa Symfonia. Czuję się oczarowana nazwą tego salonu jubilerskiego, a gdy wchodzę do środka przez onieśmielające szklane drzwi, zapiera mi dech od znajdującego się w środku bogactwa.

- Dzień dobry, mogę w czymś pomóc? - Słyszę miły głos młodej ekspedientki, która uśmiecha się do mnie profesjonalnie.

- Jeszcze nie wiem, potrzebuję chwili. - Rozglądam się z ciekawością po wypełnionych świecidełkami gablotach.

Oprócz mnie w salonie znajduje się też kilkanaście innych osób, przedświąteczny ruch jest już całkiem spory, radosny gwar rozmów niesie się po wnętrzu. Nie skupiam się jednak na innych, bo nagle mój wzrok przykuwają piękne kolczyki, które idealnie pasują do Ginny. Są subtelne, srebrne, urocze i oszałamiające w jednym. Wiem, że to jest to, więc z pewnością podchodzę do lady i składam zamówienie nie zerkając nawet na cenę.

Chwilę później obracam się wsuwając prezent do kieszeni nie zauważając, że wpadam na czyjąś sztywną sylwetkę.

- Przepraszam... - Rzucam nieprzytomnie i gwałtownie unoszę głowę jednocześnie tracąc oddech, bo słyszę...

- Nie szkodzi, panno Granger.

Tylko jedna osoba na całym świecie sprawia, że moje nazwisko brzmi niemal jak najgorsza obelga.

Pieprzony Lucjusz Malfoy. I oczywiście nie jest sam, a szybkie zerknięcie na ciemnowłosą dziewczynę stojącą u jego boku sprawia, że tracę grunt pod stopami, a ciemność zalewa mój umysł.

Historia pewnej toksyczności - DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz