8.

2.1K 114 9
                                    

Miłego dnia!


Paryż jest zachwycający. Napawam się jego urokiem, paletą barw, przestrzenią huczącą od gwaru kłębiących się na ulicach ludzi. Przesuwam spojrzenie na atramentowe niebo upstrzone tysiącami błyszczących gwiazd, które niemal uśmiechają się do mnie zalotnie z nocnego nieboskłonu.

Zaciągam się papierosem, bezmyślnie machając nogą w takt niemej muzyki. Siedzę na luksusowym fotelu pięknie wkomponowanym w ogromny taras, który mógłby pomieścić całą moją domową sypialnię. Nadal jest strasznie gorąco, męczące Francję upały nie zelżały ani trochę i od kilku tygodni torturują mieszkańców swoim bezlitosnym żarem.

Czuję jak koszula Malfoya przykleja się do mojego nagiego ciała. Materiał przyjemnie drażni skórę, otula jego zapachem. Ten zapach... Jest moją osobistą Amortencją. Moim zgubieniem.

Przymykam oczy przetrzymując trujący dym dłużej w płucach by po chwili wypuścić go z pułapki ust. Serce chybocze się niespokojnie pod wpływem nikotyny wpuszczonej do krwi, oddycham szybciej, nieskładnie. Cholera, uwielbiam to destrukcyjne uczucie. Cała jestem destrukcyjna. Dla samej siebie przede wszystkim.

Potem sięgam po leżący na oparciu telefon i szybkim ruchem palców wynajduję najczęściej wybierany numer. Wduszam ikonkę przedstawiającą zieloną słuchawkę i czekam. Jeden sygnał, drugi... Przy szóstym postanawiam się rozłączyć, ale w ostatniej chwili dobiega do mnie zaspane...

- Halo?

- Nie mogę spać. - Mruczę, walcząc z ogarniającą moje wnętrze beznadzieją i otępieniem i nierozważnie po raz kolejny zaciągam się fajkiem.

- Znowu palisz? - Ton po drugiej stronie staje się srogi, karcący, potępiający.

- Kurwa, jestem dorosła! - Warczę pragnąc wyżyć się za ten bałagan, który panuje w mojej duszy i umyśle. Akurat pada na niego.

- Tak, wiem. - Mówi z rezygnacją i wzdycha ciężko. - Coś się stało, czy...?

- Po prostu chciałam usłyszeć twój głos. - Odpowiadam cicho, bo niespodziewanie zalewa mnie dusząca tęsknota. Przy nim wszystko jest takie... Łatwe, proste, nieskomplikowane. W tym momencie łaknę prostoty jak niczego innego na świecie.

- Malfoy dał ci w kość? - Pyta po chwili milczenia, a ja mam ochotę zaśmiać się histerycznie.

Merlinie, gdybyś tylko wiedział człowieku! Gdybyś wiedział jak bardzo Malfoy daje mi w kość, już dawno byłabym tylko bolesnym wspomnieniem w twoim umyśle.

- Nie bardziej niż zawsze. - Odpowiadam enigmatycznie. - Ale chyba w to wejdzie. We współpracę z moją firmą.

- Może nie będziesz musiała za często go widywać. - Sili się na pocieszenie, a ja z irytacją gaszę peta w popielniczce i łapię szklankę z whisky, która zdążyła wyblaknąć od roztopionego lodu.

Biorę solidny łyk wsłuchując się w rytmiczny oddech po drugiej stronie. Wyobrażam sobie, że mnie przytula. Gładzi po włosach. Strąca z policzka cienkie pasmo włosów.

- Tęsknię, wiesz? - Mówię powoli, a smutek w moim głosie jest niemal namacalny.

Chciałabym, żeby to był smutek powstały na skutek stęsknionej miłości, a nie chaosu, który kiełkuje w mojej głowie od... Właściwie od lat. Bujam się już z tym tak długo, że zalewa mnie kolejna fala, tym razem zażenowania.

- Ja za tobą też, skarbie. - Słyszę i włókno w sercu drga niespokojnie, poruszone czułością jego głosu niczym struny harfy wprawione w ruch przez namiętne dłonie muzyka.

- Dobrze, śpij już. Od rana będę zwiedzać. Widzimy się wieczorem. - Kończę rozmowę, bo pora nie jest zbyt rozsądna, a mi jest koszmarnie gorąco. Poważnie rozważam wzięcie kolejnego prysznica.

- Dobranoc, Hermiono.

- Dobranoc. - Mruczę i rozłączam się, jednocześnie powoli rozpinając guziki cholernie drogiej koszuli.

*

Gdy wkraczam do olbrzymiej łazienki, materiał ubrania opada miękko na marmurową posadzkę. Przez chwilę mrużę oczy jakby luksusowe wnętrze raziło mnie swoim bogactwem.

Wzdycham cicho i zbieram długie włosy w kok na czubku głowy za pomocą grubej gumki. Chwilę później kieruję swoje nagie stopy ku eleganckiej kabinie i po rozsunięciu szklanych drzwi szybkim ruchem ustawiam wodę na przyjemnie chłodną i orzeźwiającą. Przymykam oczy pozwalając strumieniom ugasić pożar toczący moje rozgrzane ciało. Lepka mgiełka potu spływa razem z wodą, opieram się dłońmi o bogato zdobione kafelki stanowiące ścianę prysznica i opuszczam głowę wystawiając kark na zbawienne działanie chłodu.

Jest mi dobrze. Kąpiel orzeźwia ciało i umysł. Senność znika, powieki stają się lżejsze. Oddycham głębiej, ale oddech niespodziewanie grzęźnie w płucach, bo nagle czuję stanowcze dłonie na swoich, silne ramiona zamykają mnie w pułapce, przygniatają do mokrej ściany.

- A więc za nim tęsknisz, tak? - Słyszę syk tuż przy uchu, który miesza się z odgłosem lecącej wody.

Przygryzam wargę, mam ochotę się szarpnąć, wyrwać z jego uścisku. Tracę całą bojowość, gdy wsuwa kolano między moje nogi rozchylając je gwałtownie.

- Odpowiedz mi, Granger.

Nadal nie mogę się ruszyć, moje wnętrze zaczyna rozpalać iskierka ekscytacji, oczekiwania, chorego uwielbienia. Jestem jak narkoman na głodzie, który czeka na swoją działkę.

- Tak. - Mówię twardo, a on dociska mnie brutalnie do zimnej powierzchni i jednym ruchem umieszcza moje dłonie na plecach powodując, że staję się bezbronna.

Czuję jego usta błądzące po szyi, całuje mnie zachłannie, oznacza terytorium mówiąc, że należę do niego. Jego chciwe palce szybko odnajdują najbardziej wrażliwe punkty na ciele sprawiając, że miękną mi nogi. Czuję na policzku zimno kafelka, ale on nadal nie pozwala się poruszyć. Wiem, że mnie karze. Wiem, że słyszał moją rozmowę. Wiem, że się mści, bo ośmieliłam się widzieć coś ponad horyzont oznaczony jego imieniem.

Próbuję wyrwać się z uścisku, ale jest ode mnie większy i silniejszy. Mój umysł przyćmiewa palące pożądanie. Tracę zmysły, poddaję się truciźnie, która rozlewa się po żyłach paląc za sobą każdą komórkę.

- Nie chcesz tego? - Słyszę jego zachrypnięty głos i niespodziewanie mnie puszcza. Reaguję od razu, odwracam się by zobaczyć jego rozpalony wzrok i ciało, które pragnie wziąć mnie w posiadanie.

Staję na palcach, splatam dłonie na jego karku, przyciągam bliżej, ocieram się piersiami o szeroki tors, łączę wargi z niecierpliwymi ustami.

- Zawsze tego chcę. - Odpowiadam znajdując się na granicy, a on doskonale mnie wyczuwa.

Zmusza do obrotu, napiera dłonią na łopatki powodując, że pochylam się i opieram ręce o śliską powierzchnię. Chłodna woda cały czas spływa po naszych ciałach, ale nie jest w stanie ugasić tego ognia, który zaczyna nas trawić.

Potem wchodzi we mnie. Mocno, bez zbędnych subtelności. Krzyczę, z zaskoczeniem, z lekkim bólem, który po chwili zamienia się w dudniącą przyjemność.

Zaciska palce na moich biodrach, porusza się pewnie, za każdym razem odbierając mi rozum, czucie, resztki rozsądku. Skomlę, błagam o więcej, pogrążam się w toksycznym uzależnieniu od jego dotyku. 

Draco jest jak... Moja własna heroina, spersonalizowana, wyselekcjonowana, dobrana by ujarzmić każdy fragment mojego ciała swoim trującym działaniem. Och, on potrafi to doskonale. Ma nade mną władzę, która odbiera godność, poczucie wolności, zabiera swobodę. Jest bezlitosnym władcą, któremu poddaję się bez słowa, bo zachorowałam na coś tak okropnego, tak wstrętnego, na coś co odbiera całe człowieczeństwo zamieniając mnie w potwora. Zachorowałam na miłość. I to jest właśnie moja największa tragedia.

Historia pewnej toksyczności - DramioneWhere stories live. Discover now