6.

2K 112 6
                                    

Dzień dobry!❤️

- Skarbie?

- Hm? - Mruczę i przymykam powieki na chwilę by brodzić we wspomnieniach.

Nagle przed oczami pojawia się obraz Dracona, który powoli wsuwa dłoń na moje udo. Sukienka była tak krótka, że wystarczył gest i już był we mnie, pieszcząc, doprowadzając do szaleństwa. Sprawił, że zapomniałam o całym świecie. O tym, że za ścianą znajdował się tłum nieprzychylnych ludzi. Zapominałam generalnie o wszystkim.

- Dziękuję za kolację. - Słyszę i uśmiecham się blado wyrwana z pułapki umysłu.

Pieprzony Draco Malfoy. Pieprzone potrzeby ciała. Pieprzony los, który skazał mnie na wieczne nieszczęście.

- Mam nadzieję, że chociaż ci smakowało. - Pociągam kolejny łyk wyśmienitego wina, które przywiózł aż z Kaliforni.

- Nie było złe. - Odpowiada i wykrzywia wargi w czułym grymasie, bo dobrze wiem, że kucharka ze mnie marna. Nawet jeśli dysponuję magią.

Potem czuję jak przyciąga mnie do siebie. Siedzimy na kanapie, tydzień nieobecności wisi między nami, a jego niecierpliwe usta wkradają się na moją twarz.

Oddaję pocałunki, rozerwana, rozdarta, postrzępiona od środka. Kocham go, dla mnie to oczywiste. Ta miłość jednak jest trudna, skomplikowana i pełna obecności kogoś trzeciego. 

To nie jest tak, że nie jestem zdolna do kochania nikogo poza Malfoyem. Owszem, on zawładnął mną całą, ale postanowiłam nie poddać się bez walki. Chciałam zawalczyć o szczęście. I oto jestem ja i on, w związku, który ciężko określić, bo oparty jest na zgniłych fasadach. Chociaż robię co mogę by oddać mu siebie w pełni. Naprawdę. Pomijając chwile, gdy Draco ma nade mną władzę. Co niestety ma miejsce zbyt często.

- Tęskniłem. - Mruczy do ucha, a mnie przechodzi dreszcz. Subtelny, delikatny, pełen uroczego uniesienia.

- Ja też. - Zatapiam palce w jego włosach z poczuciem, że wcale nie kłamię. 

Lubię jego kojącą obecność - on jest jak balsam, który łagodzi skutki trucizny toczącej organizm. Trucizny, którą Malfoy z taką łatwością we mnie wtłacza.  

Czuję jego wargi na swojej szyi, dłonie wkradają się pod luźną koszulkę, a ja wciąż przed oczami mam ciało naznaczone zbyt wieloma bliznami. Czy to już szaleństwo? Czy tracę zmysły?

- Merlinie, tęskniłem tak bardzo…

Wzdycham i przymykam powieki. Nie chcę myśleć o niczym. O nikim. Jestem tylko ja i to wewnętrzne uczucie, które powoli obejmuje każdy centymetr mojego ciała. Dystansuję się od wszystkiego. Od niego. Od niego. Faceci to zło. Tego jestem pewna w tym momencie.

- Chodź do mnie. - Szepczę i wtulam się w silne ciało.

Po chwili toruje sobie drogę między moimi udami, jęczę cicho gotowa by go przyjąć, a gdy wypełnia całe moje wnętrze zaciskam mocno palce na jego pośladkach.

- Och! - Wyrywa się z mojego gardła, a on przygryza płatek ucha, ten który jest tak wrażliwy na bodźce.

Zaciskam zęby, wbijam paznokcie w jego skórę, zmagam się z huraganem, który rozsiewa zwątpienie po całym wnętrzu. Bo on nie jest Malfoyem. Czuję się niemal tak jakbym go zdradzała. A przecież Draco nie może być mój. Nigdy.

- Hermiono… - Mruczy wbijając się we mnie niecierpliwie. 

Każde pchnięcie czuję głęboko w sobie, doprowadza nas na skraj. Zalewa mnie prawdziwa przyjemność, której trochę się wstydzę. Jest tak obca, niemal nienależna…

- Kocham cię tak bardzo… - Słyszę i zamieram, moje ciało wiotczeje jednocześnie zmagając się z niezasłużoną ekstazą. 

- Ja ciebie też. - Dyszę i w tym momencie naprawdę w to wierzę, bo jego oczy mamią mnie swoją głębią.

Głębią o niezbadanym odcieniu.

*

- Co to jest? - Pyta i muska palcami siniak widniejący na moim ramieniu.

Mrużę oczy podnosząc wzrok znad pergaminu. Powinnam zainwestować w okulary. Tak, to chyba czas na wspomaganie, bo niemal czuję suchość pod powiekami.

Udaję, że się zastanawiam nad jego pytaniem, zabawnie marszczę nos, przybieram głupią minę a potem odpowiadam ze śmiechem.

- Znowu gdzieś się uderzyłam. Tak, teraz już pamiętam, zderzyłam się z futryną.

Wzruszam ramionami jakby zdarzało mi się to codziennie. Trochę boli mnie fakt, że on tak łatwo łyka to kłamstwo.

Parska i całuje niespiesznie mój policzek powodując, że czuję się jak ostatnia szmata. Jestem nią. To pewne. Zasługuję na to miano. Bo ślad na skórze zostawiły zęby Malfoya.

- Słyszałem, że Ginny zadaje się z Blaisem. To prawda? - Jego pytanie zaskakuje na tyle, że na moim czole pojawia się niewielka zmarszczka.

- Nawet jeśli, to…? - Odpowiadam i nieznacznie kulę się w sobie.

- To nic. - Wzrusza ramionami. - Nie mam nic do tego.

Przytakuję niespiesznie i wracam do czytania książki, chociaż litery za nic nie chcą skleić się w logiczną całość. Nie rozumiem tego, co czytam. 

Wyrzuty sumienia znowu grają swoją pieśń w takt mojego bicia serca. Stuk. Stuk. Stuk. Jestem winna. Jestem winna miłości beznadziejnej. Winna przestępstwa, którego nie planowałam popełnić. Wyrok jednak jest tylko jeden i maluje się czerwonymi literami w mojej świadomości. Wyrok to Draco Lucjusz Malfoy. Człowiek, który skazał mnie na wieczne potępienie.

Historia pewnej toksyczności - DramioneWhere stories live. Discover now