16.

1.7K 106 29
                                    

Miłego dnia ❤️

- Czuję się jak...

- Nie kończ. - Teo unosi dłoń, a na jego twarzy widzę grymas bólu wywołany monstrualnym kacem. - Kiedyś Blaise i jego drinki po prostu mnie wykończą.

Śmieję się cicho pod nosem i wygrzebuję spod delikatnej niczym jedwab pościeli.

Przez chwilę próbuję odnaleźć się w gościnnej sypialni należącej do Zabini House, jest tak chłodna i elegancka w swoim wystroju, że nie podejrzewam właściciela o jakikolwiek zmysł aranżacyjny. Cały dom wygląda jak z pieprzonego katalogu. Ot, bogactwo i przepych idealnie dopasowane do statusu krwi.

Ja zgrabnie się z tego wymiksowałam - od luksusu, życia w rodowym majątku Nottów. Gdy tylko Teodor zaproponował wspólne mieszkanie, co miało miejsce zbyt dawno temu... Nie dałam mu wyboru, wprowadził się do mnie.

I tak już funkcjonujemy od lat.

Marszczę czoło na te nieproszone wspomnienia, przypominam sobie o początkach naszego związku. Związku zawartego z niewłaściwych pobudek. Związku powstałego na złość Malfoyowi.

- Idę poszukać eliksiru na kaca. - Chrypię i posyłam mu buziaka w powietrzu czując jak za duża koszulka owiewa moje kolana przyjemną strukturą materiału.

On przewraca się na drugi bok, przykrywa głowę poduszką i ponownie pogrąża się we śnie, bo jest jeszcze za wcześnie na cokolwiek, ale ja nie jestem typem śpiocha, więc opuszczam sypialnię nie spodziewając się, że ktokolwiek może już być na nogach.

Wkraczam do przestronnej kuchni, rozglądam się nieprzytomnie, podziwiam lśniące blaty, błyszczące sprzęty, skupiam wzrok na wielkiej misce z owocami, które muszą być magiczne, bo wyglądają zbyt idealnie, zbyt... Proporcjonalnie. Potem spojrzenie przesuwa się na duże drzwi prowadzące na skąpany w śniegu taras. Widzę znajomą sylwetkę malującą się na szkle, stoi tam i pali papierosa.

Nie kontroluję zupełnie swoich ruchów ani decyzji, po chwili wkraczam na mróz poranka i od razu trzęsę się z zimna. Nie potrafię się powstrzymać, jest jak magnes, który przyciąga metalowe opiłki mojego serca. Bez względu na okoliczności.

Odwraca głowę, skupia na mnie swoje podkrążone oczy, ledwo zauważalnie marszczy czoło widząc mnie w samym t-shircie. Zdejmuje z siebie bluzę, narzuca na moje ramiona, momentalnie otula mnie jego zapach. Tracę grunt pod nogami, zapadam się, niszczeję, ogarnia mnie spodziewana lawina tęsknoty.

Następnie wyciąga w moim kierunku paczkę fajek, przyjmuję jedynego, nachylam się po ogień. Jesteśmy tak blisko, każdy fragment mojej skóry wyrywa się do niego. Tak jak zawsze.

- Przeziębisz się. - Mruczy i spogląda na mnie z uczuciem. Nie chcę czuć tego, co wywołuje we mnie jego troska. To jednak jest silniejsze niż cokolwiek innego. Silniejsze niż rozsądek.

Przewracam oczami, macham ręką niedbale, przymykam powieki delektując się toksyczną używką.

- Jest miło. Nie psuj tego. - Odpowiadam niespiesznie, uśmiecham się niemal radośnie, czuję się zupełnie swobodnie.

- Wiesz co było miłe? - Szepcze i przesuwa powoli palcami po moim policzku.

Zamieram, wstrzymuję oddech, mam ochotę wtulić się w jego dotyk.

Przygryzam wargę, próbuję okiełznać rozszalałe serce.

A potem sobie przypominam nasz pocałunek o północy, ten króciutki, zaledwie muśnięcie wargami. Stał najbliżej mnie, światła fajerwerków rozświetliły jego piękną twarz, nikt nie zwrócił na nas uwagi. Teo... Teo sprzedawał całusa rozchichotanej Pansy. Ot, nic istotnego.

Ja jednak na ten ułamek sekundy poczułam się znów kompletna, niemal w jednym kawałku, scalona ciepłem Malfoyowych ust.

- Nie rób tego. - Odsuwam się gwałtownie. - Proszę, nie rób tego Draco.

Zaciska zęby, złość wpływa na jego oblicze, jasne włosy rozsypują się na czole przez podmuch wiatru. Mam ochotę je poprawić, odsłonić cudownie pochmurne oczy, które niemal grzmią targane burzą gniewu.

- Dlaczego mi nie wierzysz? - Pyta niemal z bólem. - Astoria...

- To nie ma znaczenia! - Wybucham, zaciągam się, gwałtownie wypuszczam dym z ust, zaczynam kroczyć, żeby ogrzać skostniałe nogi. - To już nie ma...

Nagle łapie mnie za rękę, mocno, sprawiając ból. Zmusza bym na niego spojrzała. Unoszę głowę, mrugam, roztapiam się pod jego wpływem.

- Naprawdę zamierzasz za niego wyjść?

Pytanie wisi w powietrzu czekając na odpowiedź. Wzdycham cicho, nie zauważam, że z szarego nieba zaczynają spadać malutkie płatki śniegu osiadając na naszych twarzach, włosach, ubraniach. Milczę, cały czas czując dotyk jego dłoni. Jest nienaturalnie ciepła. Nie znam tego. A może to ja jestem nad wyraz zimna?

- Tak. Kocham go.

Parska, nie wierzy mi, wciąga na twarz okropny uśmiech pełen wyższości. Bo on wie. On wie, że należę tylko do niego.

- O nie, Granger. - Pochyla się nade mną, góruje, hipnotyzuje spojrzeniem. - Możesz okłamywać cały pieprzony świat, ale mnie nie oszukasz. Jesteś tylko moja. Tak jak ja jestem twój.

Wyrywam rękę z uścisku, kręcę głową, walczę z ochotą uderzenia go.

- To... - Tym razem ją łapię go za palce, wyszukuję ten z obrączką. - To udowadnia jak bardzo nie jesteś mój, jak bardzo nigdy nie będziesz! - Nieświadomie unoszę głos, ale opamiętuję się od razu. - Twoje wybory...

Teraz on wyrywa rękę, łapie moją twarz w dłonie, patrzy w załzawione oczy. Czuję się przytłoczona, zmęczona, wyniszczona.

- Jesteś cholernie mądra, nie muszę ci tłumaczyć zasady działania magicznej przysięgi, prawda? Musiałem się z nią ożenić, tu chodziło o moją matkę!

- Przecież wiem! - Łzy zaczynają spływać po zmarzniętych policzkach, a ja wyrywam się spod jego dotyku. - Wiem!

- Bez wahania wybrałbym ciebie.

Zaciskam powieki, drżę, raczej pod wpływem emocji niż chłodu, potem otwieram je gwałtownie i patrzę prosto w oczy, które władają moją duszą.

- Wiesz dlaczego wyjdę za Teodora? - Pytam z nieokiełznaną złością, a jego twarz tężeje. - Bo dla niego to ja jestem światem. W twoim świecie stoję gdzieś z tyłu, za tytułem, krwią i pieniędzmi. Właśnie dlatego to on ma przewagę nad tobą! Gdybyś wtedy namówił matkę na cofnięcie przysięgi... Może wtedy byłabym naprawdę twoja!

Wygląda jakbym go uderzyła. Cofa się, grymas maluje się bólem na zimnym obliczu, wciąga maskę, która zbyt często zdobi jego twarz. Mam ochotę wykasować swoje słowa, widzę jak bardzo go zraniłam. Nie mam jednak okazji się zreflektować, bo nagle z impetem uchylają się szklane drzwi, a niedowierzający głos dociera do moich uszu.

- Pojebało was do reszty?! Ubierzcie się do cholery!

To Blaise patrzy na nas jak na parę czubków, bo na zewnątrz temperatura jest raczej ujemna.

Ja jednak nie czuję zimna, bo cierpienie w oczach Dracona skutecznie odbiera mi całe czucie. I ochotę do życia też.

Historia pewnej toksyczności - DramioneWhere stories live. Discover now