To już koniec, nie będę Was dłużej trzymała w niepewności. Dziękuję za wszystkie emocje, komentarze, za to, że jesteście tu ze mną :)
- Cześć...
Unoszę głowę znad notatek, spoglądam na bladego jak ściana Teodora, który stoi w wejściu do sypialni i wpatruje się we mnie niepewnie.
- Cześć. - Odpowiadam i spoglądam na niego z politowaniem. - Chcesz trochę eliksiru na kaca?
Kiwa nieprzytomnie, przejeżdża palcami po ciemnych włosach, fioletowe cienie malują się pod granatowymi oczami.
- Hermiono, ja... - Mruczy, obserwuje jak podnoszę się z łóżka. Nie potrafię ukryć jęku bólu. Ciało nadal jest moim największym wrogiem.
- Tak? - Zerkam na niego pobieżnie, jakaś nieokreślona rozpacz rozdziera moje serce.
- Dzięki, że mnie nie wywaliłaś. - Uśmiecha się lekko, podąża za mną do jasnej kuchni skąpanej w świetle poranka.
Milczę, wyciągam rękę ku górnej szafce, nagle paraliżuje mnie kłucie w boku.
- Musisz sam sięgnąć. - Chrypię, robię się blada, ciemne plamy pojawiają się przed oczami, czuję zbliżającą się katastrofę.
Po sekundzie znajduje się blisko, obejmuje ramionami, chroni przed upadkiem. Opieram brodę o jego obojczyk, oddycham ciężko, próbuję zebrać się w sobie.
Przytula mnie do siebie niczym bezbronne dziecko ulubionego misia, mam ochotę zapłakać, ale ta bezdenna sadzawka łez chyba już wyschła. Pozostaje chłód, pozostaje nicość...
- Teo. - Mówię nagle pewnym głosem, odsuwam się, przysiadam na krześle, przesuwam na niego swoje pozbawione blasku oczy. - To nie ma sensu.
Mruga, wzdycha, opiera się o ścianę, zaciska usta, bo najwyraźniej wie co chcę mu powiedzieć.
- Wybrałaś Malfoya.
Moje serce bije mocno, truchleje pod siłą jego bólu, jego rozpaczy. Nie mogę jednak tego ciągnąć, nie mogę zwodzić jego, siebie, dawać złudnej nadziei na lepsze jutro.
- Zrozum, kocham cię. - Przymykam powieki, drżę, okropne zimno zajmuje wszystkie kończyny. - Kocham twoją dobroć, kocham czułość, troskę, kocham to, że jesteś lojalnym i oddanym przyjacielem. Zasługujesz jednak na kogoś, kto będzie w stanie odwzajemnić te uczucia w pełni... - Głos mnie zawodzi, słabnie, nie chce być posłuszny. - Zasługujesz na kogoś dobrego.
- Ty jesteś...
- Nie jestem dobra. - Przerywam mu, podnoszę wzrok z podłogi, patrzę na jego smutną twarz. - Nigdy nie będę dość dobra by na ciebie zasłużyć.
Milczymy, przeraźliwa cisza zajmuje całą kuchnię, oblepia wszystko dookoła, odbiera dech, zmysły, napełnia cierpieniem.
- Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa. - Mówi w końcu, podchodzi do mnie, nachyla się i składa na moim czole delikatny pocałunek.
A potem odchodzi zabierając ze sobą kawałek mojego serca.
*
Przymykam powieki czując męczące zmęczenie, poprawiam włosy, zamykam za sobą drzwi, kieruję się ku windzie, która ma mnie zawieźć na powierzchnię, z dala od ciemności pracowni, od eliksirów, od feerii zapachów i barw.
Gdy wyłaniam się z ciasnego wehikułu z niedowierzaniem zauważam znajomą sylwetkę.
- Potter się na ciebie poskarżył. - Słyszę i kręcę głową, ale głupi uśmiech pcha się na usta.
- Straszna z niego skarżypyta. - Mruczę, czuję jego pewną dłoń na swojej, napełniam się relaksującym poczuciem szczęścia.
- Nie powinnaś pracować.
Prycham, przewracam oczami, wplatam palce w jego, zalewa mnie coś miłego, jakiś nieokreślony spokój.
- Przyszedłeś prawić mi morały, Draco?
Przyciąga mnie do siebie, całuje powoli spragnione wargi, nie zważa na ciekawską blondynkę, która nie spuszcza z nas spojrzenia.
- Po prostu chciałem cię zobaczyć. - Odsuwa się, łapie mnie pod brodę, przejeżdża kciukiem po ustach, mami swoimi szarymi oczami.
- Nie musicie mnie pilnować. - Burczę, macham na pożegnanie Claire, ciągnę go do wyjścia z dużego holu.
Bo chyba razem z Harrym przyjęli taktykę nie spuszczania ze mnie oczu.
- Jesteś okropną niewdzięcznicą. - Rzuca z udawaną irytacją, ale ja czuję się tak cholernie kompletna, że nic nie ma znaczenia. Nawet traktowanie mnie jak dziecka.
*
- Wiesz, że jestem ostatnią osobą, która będzie ci mówić co masz robić, ale... Nie. - Wyciąga papierosa z mojej dłoni, wsuwa go w swoje usta, obdarza rozbawionym spojrzeniem. - Nie będziesz palić.
Mrużę oczy, układam się na boku na wygodnym leżaku, który został obity miękkim materiałem specjalnie dla mnie.
- Nienawidzę was wszystkich. Harry, ty... Jesteście jak pieprzone niańki!
- Nie masz szczęścia do facetów.
Parskam, przymykam powieki, oddycham głębiej, delektuję się ciepłym powietrzem, które przyjemnie otula całe ciało.
- Zastanawiałaś się nad moją propozycją?
Jego pytanie wytrąca z równowagi, zaburza idylliczną chwilę relaksu.
- Jestem przeciwna radykalnym krokom. - Mruczę, marszczę nos, czuję na sobie jego baczne spojrzenie.
- Czy choć raz nie może być łatwo...? - Rzuca z irytacją, przysiada obok, łapie moją dłoń w swoją. Jego dotyk jest władczy, stanowczy, troskliwy na swój sposób.
- Z nami nigdy nie jest łatwo, Malfoy. - Odpowiadam, leniwie przesuwam wzrok na jego zaciętą twarz. Znam ją na pamięć. Każdą krzywiznę, każdą doskonałą niedoskonałość. Znam jej wszystkie odcienie, każdą emocję. Jego gesty i grymasy nie stanowią dla mnie tajemnicy. Bo jest tak bardzo mój.
- Chcę, żebyś ze mną zamieszkała. - Nie potrafię zignorować tej specyficznej nuty w jego głosie, która jest tak charakterystyczna dla rozpieszczonych dziedziców. - Nie musimy mieszkać w Londynie. Gdziekolwiek wybierzesz... Posiadam dużo domów.
Przewracam oczami, kręcę głową.
- Niezły z ciebie snob, wiesz?
Śmieje się. Merlinie, kocham jego śmiech. Grzeje mnie od środka, napawa nieokreślonym szczęściem.
- Nikt nie mówił, że jestem idealny.
- O nie, nie jesteś. - Rzucam z uśmiechem i czuję jego usta na swoich. Chyba nie potrafię do tego przywyknąć. Do tego, że mam go tak dużo. Że nie musimy dawkować swojej obecności. Że w końcu nie musimy się ukrywać przed światem.
- To gdzie zamieszkamy? - Mruczy do ucha, przyjemny dreszcz przebiega po moim kręgosłupie, muskam palcami gładki policzek upajając się jego obecnością.
- Przyznaj, że jesteś po prostu zazdrosny o Harry'ego.
- Niezbyt, odkąd zaczął się kręcić wokół tej...
- Cho. - Podsuwam, wzdycham, bo zachłanne wargi zsunęły się na szyję.
- Po prostu ze mną zamieszkaj, ty mała jędzo. - Szepcze, a ja wiem, że nie jestem w stanie mu odmówić. Okazuje się, że mój opór to bardzo ulotna rzecz, gdy patrzy na mnie z tą swoją władczą miłością. Bo on już taki jest. Trujący, trudny, skomplikowany i dumny.
Draco jednak... To mój wyrok, sens mojego istnienia, moja tożsamość.
I co z tego, że nasza historia jest toksyczna. Ja i on... Istniejemy dla siebie.
Bo Draco Malfoy należy do mnie. I nic innego się nie liczy. Dwa żywioły scalone w jeden.
A Teo... Mam nadzieję, że Teodor Nott kiedyś mi wybaczy.
![](https://img.wattpad.com/cover/228992306-288-k935614.jpg)
YOU ARE READING
Historia pewnej toksyczności - Dramione
Fanfiction"...Draco jest jak... Moja własna heroina, spersonalizowana, wyselekcjonowana, dobrana by ujarzmić każdy fragment mojego ciała swoim trującym działaniem. Och, on potrafi to doskonale. Ma nade mną władzę, która odbiera godność, poczucie wolności, zab...