25.

2.5K 132 50
                                    

To już koniec, nie będę Was dłużej trzymała w niepewności. Dziękuję za wszystkie emocje, komentarze, za to, że jesteście tu ze mną :)


- Cześć...

Unoszę głowę znad notatek, spoglądam na bladego jak ściana Teodora, który stoi w wejściu do sypialni i wpatruje się we mnie niepewnie.

- Cześć. - Odpowiadam i spoglądam na niego z politowaniem. - Chcesz trochę eliksiru na kaca?

Kiwa nieprzytomnie, przejeżdża palcami po ciemnych włosach, fioletowe cienie malują się pod granatowymi oczami.

- Hermiono, ja... - Mruczy, obserwuje jak podnoszę się z łóżka. Nie potrafię ukryć jęku bólu. Ciało nadal jest moim największym wrogiem.

- Tak? - Zerkam na niego pobieżnie, jakaś nieokreślona rozpacz rozdziera moje serce.

- Dzięki, że mnie nie wywaliłaś. - Uśmiecha się lekko, podąża za mną do jasnej kuchni skąpanej w świetle poranka.

Milczę, wyciągam rękę ku górnej szafce, nagle paraliżuje mnie kłucie w boku.

- Musisz sam sięgnąć. - Chrypię, robię się blada, ciemne plamy pojawiają się przed oczami, czuję zbliżającą się katastrofę.

Po sekundzie znajduje się blisko, obejmuje ramionami, chroni przed upadkiem. Opieram brodę o jego obojczyk, oddycham ciężko, próbuję zebrać się w sobie.

Przytula mnie do siebie niczym bezbronne dziecko ulubionego misia, mam ochotę zapłakać, ale ta bezdenna sadzawka łez chyba już wyschła. Pozostaje chłód, pozostaje nicość...

- Teo. - Mówię nagle pewnym głosem, odsuwam się, przysiadam na krześle, przesuwam na niego swoje pozbawione blasku oczy. - To nie ma sensu.

Mruga, wzdycha, opiera się o ścianę, zaciska usta, bo najwyraźniej wie co chcę mu powiedzieć.

- Wybrałaś Malfoya.

Moje serce bije mocno, truchleje pod siłą jego bólu, jego rozpaczy. Nie mogę jednak tego ciągnąć, nie mogę zwodzić jego, siebie, dawać złudnej nadziei na lepsze jutro.

- Zrozum, kocham cię. - Przymykam powieki, drżę, okropne zimno zajmuje wszystkie kończyny. - Kocham twoją dobroć, kocham czułość, troskę, kocham to, że jesteś lojalnym i oddanym przyjacielem. Zasługujesz jednak na kogoś, kto będzie w stanie odwzajemnić te uczucia w pełni... - Głos mnie zawodzi, słabnie, nie chce być posłuszny. - Zasługujesz na kogoś dobrego.

- Ty jesteś...

- Nie jestem dobra. - Przerywam mu, podnoszę wzrok z podłogi, patrzę na jego smutną twarz. - Nigdy nie będę dość dobra by na ciebie zasłużyć.

Milczymy, przeraźliwa cisza zajmuje całą kuchnię, oblepia wszystko dookoła, odbiera dech, zmysły, napełnia cierpieniem.

- Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa. - Mówi w końcu, podchodzi do mnie, nachyla się i składa na moim czole delikatny pocałunek.

A potem odchodzi zabierając ze sobą kawałek mojego serca.

*

Przymykam powieki czując męczące zmęczenie, poprawiam włosy, zamykam za sobą drzwi, kieruję się ku windzie, która ma mnie zawieźć na powierzchnię, z dala od ciemności pracowni, od eliksirów, od feerii zapachów i barw.

Gdy wyłaniam się z ciasnego wehikułu z niedowierzaniem zauważam znajomą sylwetkę.

- Potter się na ciebie poskarżył. - Słyszę i kręcę głową, ale głupi uśmiech pcha się na usta.

- Straszna z niego skarżypyta. - Mruczę, czuję jego pewną dłoń na swojej, napełniam się relaksującym poczuciem szczęścia.

- Nie powinnaś pracować.

Prycham, przewracam oczami, wplatam palce w jego, zalewa mnie coś miłego, jakiś nieokreślony spokój.

- Przyszedłeś prawić mi morały, Draco?

Przyciąga mnie do siebie, całuje powoli spragnione wargi, nie zważa na ciekawską blondynkę, która nie spuszcza z nas spojrzenia.

- Po prostu chciałem cię zobaczyć. - Odsuwa się, łapie mnie pod brodę, przejeżdża kciukiem po ustach, mami swoimi szarymi oczami.

- Nie musicie mnie pilnować. - Burczę, macham na pożegnanie Claire, ciągnę go do wyjścia z dużego holu.

Bo chyba razem z Harrym przyjęli taktykę nie spuszczania ze mnie oczu.

- Jesteś okropną niewdzięcznicą. - Rzuca z udawaną irytacją, ale ja czuję się tak cholernie kompletna, że nic nie ma znaczenia. Nawet traktowanie mnie jak dziecka.

*

- Wiesz, że jestem ostatnią osobą, która będzie ci mówić co masz robić, ale... Nie. - Wyciąga papierosa z mojej dłoni, wsuwa go w swoje usta, obdarza rozbawionym spojrzeniem. - Nie będziesz palić.

Mrużę oczy, układam się na boku na wygodnym leżaku, który został obity miękkim materiałem specjalnie dla mnie.

- Nienawidzę was wszystkich. Harry, ty... Jesteście jak pieprzone niańki!

- Nie masz szczęścia do facetów.

Parskam, przymykam powieki, oddycham głębiej, delektuję się ciepłym powietrzem, które przyjemnie otula całe ciało.

- Zastanawiałaś się nad moją propozycją?

Jego pytanie wytrąca z równowagi, zaburza idylliczną chwilę relaksu.

- Jestem przeciwna radykalnym krokom. - Mruczę, marszczę nos, czuję na sobie jego baczne spojrzenie.

- Czy choć raz nie może być łatwo...? - Rzuca z irytacją, przysiada obok, łapie moją dłoń w swoją. Jego dotyk jest władczy, stanowczy, troskliwy na swój sposób.

- Z nami nigdy nie jest łatwo, Malfoy. - Odpowiadam, leniwie przesuwam wzrok na jego zaciętą twarz. Znam ją na pamięć. Każdą krzywiznę, każdą doskonałą niedoskonałość. Znam jej wszystkie odcienie, każdą emocję. Jego gesty i grymasy nie stanowią dla mnie tajemnicy. Bo jest tak bardzo mój.

- Chcę, żebyś ze mną zamieszkała. - Nie potrafię zignorować tej specyficznej nuty w jego głosie, która jest tak charakterystyczna dla rozpieszczonych dziedziców. - Nie musimy mieszkać w Londynie. Gdziekolwiek wybierzesz... Posiadam dużo domów.

Przewracam oczami, kręcę głową.

- Niezły z ciebie snob, wiesz?

Śmieje się. Merlinie, kocham jego śmiech. Grzeje mnie od środka, napawa nieokreślonym szczęściem.

- Nikt nie mówił, że jestem idealny.

- O nie, nie jesteś. - Rzucam z uśmiechem i czuję jego usta na swoich. Chyba nie potrafię do tego przywyknąć. Do tego, że mam go tak dużo. Że nie musimy dawkować swojej obecności. Że w końcu nie musimy się ukrywać przed światem.

- To gdzie zamieszkamy? - Mruczy do ucha, przyjemny dreszcz przebiega po moim kręgosłupie, muskam palcami gładki policzek upajając się jego obecnością.

- Przyznaj, że jesteś po prostu zazdrosny o Harry'ego.

- Niezbyt, odkąd zaczął się kręcić wokół tej...

- Cho. - Podsuwam, wzdycham, bo zachłanne wargi zsunęły się na szyję.

- Po prostu ze mną zamieszkaj, ty mała jędzo. - Szepcze, a ja wiem, że nie jestem w stanie mu odmówić. Okazuje się, że mój opór to bardzo ulotna rzecz, gdy patrzy na mnie z tą swoją władczą miłością. Bo on już taki jest. Trujący, trudny, skomplikowany i dumny.

Draco jednak... To mój wyrok, sens mojego istnienia, moja tożsamość.

I co z tego, że nasza historia jest toksyczna. Ja i on... Istniejemy dla siebie.

Bo Draco Malfoy należy do mnie. I nic innego się nie liczy. Dwa żywioły scalone w jeden.

A Teo... Mam nadzieję, że Teodor Nott kiedyś mi wybaczy.

Historia pewnej toksyczności - DramioneWhere stories live. Discover now