Retrospekcje 2.0

1.7K 105 9
                                    

To nie jest mój dzień. Zdecydowanie. To jeden z tych poranków kiedy podniesienie tyłka z łóżka niemal graniczy z cudem.

W końcu zsuwam się z posłania, choć po prawie bezsennej nocy czuję się i wyglądam koszmarnie. Znowu nie mogę spać. Za dużo myśli, wspomnień, bólu i cierpienia. Mam wrażenie, że potłukłam się i stałam niekompletna, jakby ktoś razem z sercem zabrał mi także jakąś niezbędną do życia kończynę.

Nieprzytomnie wędruję przed siebie, mijam jedne drzwi, kroczę niewielkim korytarzem, popycham kolejne, te od łazienki, które ustępują bez przeszkód.

A potem słyszę niedowierzający głos.

- Nie umiesz pukać?

Unoszę gwałtownie głowę, rumieniec wstydu momentalnie pokrywa całą moją twarz. Spojrzenie ląduje na wpół nagim ciele upstrzonym świeżymi bliznami.

- Cholera, przepraszam... - Mruczę i cofam się o krok pod wpływem jego wzroku.

Unosi brwi w zdziwieniu, przeciera twarz ręcznikiem, ostatni raz zerka w lustro i poprawia zbłąkany kosmyk włosów, który opadł mu na czoło.

- I tak już skończyłem.

Chwyta szkolną koszulę, która schludnie wisi na wieszaku i mija mnie niespiesznie.

A ja w głowie mam tylko jedną świdrującą myśl.

Że Draco Malfoy zdecydowanie z chłopca przemienił się w mężczyznę.

*

Czuję się zmęczona. Patrolowanie korytarzy do późna, masa obowiązków, karanie nieposłusznych uczniów... Mam ochotę zakopać się w łóżku z jakąś dobrą książką, ale wiem, że to niemożliwe, bo czeka mnie jeszcze stos prac domowych.

Wzdycham ciężko i kiwam na powitanie portretowi ospałego czarodzieja, który strzeże wejścia do dormitorium.

Kiedy ramy uchylają się, do moich uszu dochodzą niepokojące odgłosy. Odgłosy rozmowy, śmiechy i dźwięki cichej muzyki.

Kręcę głową z niedowierzaniem, zaciskam zęby i po chwili wkraczam do salonu, w którym znajduje się ekipa ślizgońskiej elity.

Patrzę na Malfoya zimnym wzrokiem, bo doskonale wie co myślę o zakłócaniu spokoju. Na szczęście jest piątek, więc przynajmniej jutro nie będę musiała zrywać się na zajęcia.

Uśmiecha się kpiąco widząc moją irytację.

- Przyłączysz się do nas? - Głos lekko wstawionej Pansy Parkinson wprawia mnie w prawdziwe osłupienie.

- Nie, dziękuję. - Odmawiam i kroczę przez pokój, żeby dostać się do swoich podręczników i notatek.

W ostatniej chwili potykam się o własne nogi i niemal wpadam na siedzącego na dywanie Notta.

- Wybacz. - Mruczę marząc o zapadnięciu się pod ziemię, ale on tylko pomaga mi się podnieść i uśmiecha się lekko.

- Nic się nie stało.

Wykrzywiam usta, łapię swoje materiały i szybko uciekam z salonu czując na sobie spojrzenia Malfoya, Zabiniego, Notta, Parkinson i starszej siostry Greengrass.

Jestem taką sierotą, naprawdę.

Wkraczam do sypialni i luzuję krawat pod szyją. Siadam na łóżku tylko po to by za sekundę się z niego poderwać, bo widzę Patronusa Harry'ego, który wpada do pokoju przez uchylone okno. Wiem co to oznacza. Chce, żebym go wpuściła do środka.

Historia pewnej toksyczności - DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz