23.

1.7K 103 29
                                    

- Mówili, że niedługo się obudzi... Dlaczego jeszcze nie odzyskała przytomności...?

Ciche pytanie należące do Ginny rozlega się w zakamarkach mojego umysłu. Próbuję się odezwać, ale głos grzęźnie w krtani, nie mogę wydobyć z siebie ani słowa, okropny ból toczy całe wnętrze palącym ogniem kumulując się pod sercem. Powieki też są zbyt ciężkie by uchylić je choć trochę.

- Nie wiem. - Sztywna odpowiedź Harry'ego przecina otchłań, w którą wpadłam. Mam ochotę ocknąć się, przytulić go do siebie, wiem, że każde spotkanie z Gin przyprawia go o coś paskudnego. - Mogłem jej nie zostawiać samej... Wiedziałem, żeby tego nie robić!

Walczę ze sobą, chcę krzyczeć, wygarnąć mu prosto w twarz, że bierze na siebie za dużo, jak zwykle. Przyjmuje poczucie winy jakby mu się należało. Jakby rzeczywiście zawinił.

- Nie gadaj bzdur, Harry. To nie twoja wina.

Nastaje cisza przerywana jedynie rytmicznymi oddechami. Nie wiem dlaczego, mimo świadomości, ciało mnie nie słucha. Kończyny nie reagują na rozkaz, nie chcą być posłuszne.

Potem czuję przeraźliwy skurcz bólu, jęk ciśnie się na usta, ale nadal nic. Wciąż jest cicho.

Odpływam, czerń zalewa powieki. Tracę kontakt z rzeczywistością.

*

- Stało się coś? - Słyszę poważne pytanie, któremu towarzyszy subtelny dotyk na przedramieniu.

Delikatnie gładzi moją skórę, przesuwa palcami wzburzając krew. Oddycham głębiej, przymykam powieki, czuję przyjemne ciepło od grzejącego nas słońca.

- Harry wyjechał. Strasznie mi z tym źle. - Mówię i odwracam się na bok by być bliżej niego.

- Będziesz miała dla mnie więcej czasu...

- Draco! - Walę go w ramię, zaciskam usta, nie jest mi do śmiechu.

Wyciąga się na kocu, niespiesznie pali papierosa, ciemne okulary zasłaniają jego oczy. Nie lubię, gdy je zakrywa. Potrafię z nich czytać jak z otwartej księgi.

- Przykro mi. Wiem, że jesteś do niego przywiązana. - Mruczy, przesuwa rękę na odsłonięte udo, znowu burzy moje opanowanie.

- On jest jak... Jak solidna część mnie. - Mówię, skubię wargę zębami, wyciągam fajka z jego dłoni, zaciągam się, wciągam toksyczny dym do płuc.

- A ja? - Uśmiecham się lekko, wyczuwam nutę zazdrości w jego głosie, która niemal mnie rozczula.

- Ty... - Szepczę, całuję chłodne usta, wplatam palce w jasne włosy, wdycham zapach jego perfum, który niesamowicie oddziałuje na moje powonienie. - Ty masz mnie całą. Calutką.

Rozpogadza się, przyciąga mnie do siebie, jego silne ramię oplata moją talię.

Niewiele mi potrzeba, żeby zapomnieć o całym świecie. Bo on jest obok, rozkoszny letni dzień raczy nas swoim pięknem, czuję się całkiem szczęśliwa. Bo jeszcze nie wiem, że następnego dnia Prorok uraczy mnie wieścią o jego zaręczynach.

*

- Proszę cię, nie rób mi tego...

Harry znowu jest obok, mówi do mnie, a ja nie mogę odpowiedzieć.

Wiem, że to paraliż. Boję się, że tak już będzie zawsze. Brak kontroli nad ciałem, tylko umysł, umęczony umysł i ten brak głosu... Chciałabym przemówić. Powiedzieć, że wszystko ze mną okej. Żeby już się nie martwił.

Historia pewnej toksyczności - DramioneWhere stories live. Discover now