12.

1.8K 113 26
                                    

Jeszcze chwila, jeszcze moment, obiecuję. Zdemaskuję w końcu GO.


Nie wiem jak trafiam z powrotem do domu. To była długa droga pełna upokorzeń, tłumaczeń, wścibskich spojrzeń.

- Jak się czujesz? Przynieść ci jakiś eliksir? - Zatroskany głos dociera do mojej przyćmionej świadomości.

- Już brałam, niedługo powinno mi przejść. - Wcale nie skupiam się na kolejnym kłamstwie, które wydostaje się z moich ust. - Potrzebuję trochę snu, to wszystko.

Naciągam na siebie kołdrę, która otula przyjemnie moje skostniałe ciało. Światło w pomieszczeniu jest przygaszone, zasłony zaciągnięte. Ciemność napiera na mnie z każdej strony.

- Skoro zemdlałaś w sklepie pełnym ludzi... Może powinnaś się przebadać, co? - Jest poważny, a rzadko przecież bywa.

- To tylko zmęczenie organizmu... - Słabo się bronię i zagryzam wargę, bo targana wspomnieniami doświadczam nagłego uderzenia koszmarnego bólu, który przeszywa klatkę piersiową. Chyba właśnie straciłam serce. Już nic tam nie ma. Zamiast niego zieje ogromna dziura wypełniona cierpieniem.

- Hermiono...

- Proszę! - Unoszę głos, walczę z drżeniem, niesamowite zimno pochłania mnie całą. - Daj mi się zdrzemnąć.

Kiwa sztywno głową i wycofuje się z sypialni, a ja do całej góry wyrzutów sumienia dorzucam jeszcze i to. Nie chciałam na niego warczeć. On z tego wszystkiego jest najmniej winny. Jest przypadkową ofiarą mojego egoizmu, podłości, kiepskich pobudek.

Zaciskam powieki walcząc z napływającymi łzami. Cicho szlocham w poduszkę, łkam wpychając pięść do ust. Użalam się nad sobą, nad swoimi uczuciami, nad niewłaściwymi życiowymi wyborami. I zaczynam po raz pierwszy naprawdę się zastanawiać, dlaczego tkwię w czymś takim. W toksycznej relacji skazanej na niepowodzenie. Bo tu nie ma wygranej. Nie ma dobrego rozwiązania. Ktoś zawsze będzie pokrzywdzony. A tym kimś niechybnie zawsze będę ja, bo Draco... Draco jest urodzonym zwycięzcą i nawet jeśli trochę przegrywa, to wciąż jest na właściwej pozycji.

Wstrzymuję oddech, bo czuję wibracje wyciszonego telefonu wetkniętego pod poduszkę. Sięgam po niego, mrużę załzawione oczy, odblokowany ekran wita mnie wspólnym zdjęciem z Gin i kilkoma powiadomieniami.

Pięć nieodebranych połączeń. Trzy nieprzeczytane wiadomości od użytkownika DM.

Nie chcę tego czytać, ale ciekawość jest silniejsza od rozsądku.


DM

Granger, to nie jest tak jak myślisz, uwierz mi!

DM

Odbierz, porozmawiajmy. Daj mi to wytłumaczyć...

DM

Okej, jak chcesz. Napisz jak będziesz gotowa pogadać.


Mam ochotę wrzeszczeć. Wykrzyczeć mu w twarz jak bardzo jest fałszywy. Jak bardzo rani moje uczucia, które pewnie i tak go nie obchodzą. Nienawidzę go, chcę o nim zapomnieć. O tym, że śmiał przewrócić moje życie do góry nogami i bezczelnie wrócić do swojej idealnej egzystencji w złotej klatce bogactwa i arystokratycznych zasad. I do swojej żony.

Żony, którą widziałam. I jej duży ciążowy brzuch.

*

- Wesołych Świąt Hermiono! - Wchodzę do ładnego biurowca, który na co dzień stanowi miejsce mojej pracy i posyłam uprzejmy uśmiech siedzącej na recepcji Claire.

Historia pewnej toksyczności - DramioneWhere stories live. Discover now