15.

1.8K 108 34
                                    

Słyszę krzyk w słuchawce, pisk radości, nieokiełznany entuzjazm. Odsuwam ją od ucha, żeby nie stracić słuchu.

- Wiedziałam, że to kwestia czasu! Wiedziałam! Gratuluję, Granger!

Śmieję się cicho, ale z jakiegoś powodu czuję się nieszczęśliwa.

- Blaise! Blaise! Zgadnij co...!

Przewracam oczami i łapię wzrok Harry'ego, który szykuje dla nas kolację. Nie potrafię rozszyfrować tego spojrzenia. Popiera? Krytykuje? Ubolewa nade mną?

- Potter, może pojedziesz z nami do Londynu na Nowy Rok, co? - Głos Teodora jest beztroski, ale wiem, że to tylko pozory. Chce przeciągnąć mój dobry nastrój wywołany obecnością starego przyjaciela. Znam go przecież. Jest jedną z najmniej egoistycznych osób jaką dane mi było poznać.

Harry zamyśla się na chwilę, a potem odmawia.

- Nie, mam już plany.

Krzywi się nieznacznie, a ja go rozgryzam z miejsca. Nie chce spotkać jej. Nie chce wpaść na Ginny. W tym momencie żal mi go bardziej niż siebie samej.

- Zrobimy wam imprezę. - Wracam słuchem i myślami do rozmowy telefonicznej, skupiam się na głosie rozentuzjazmowanej Gin. - Co powiecie na Sylwestra?

- Zdążysz coś przygotować w tak krótkim czasie? - Rzucam z rozbawieniem, a ona obrusza się po drugiej stronie.

- Nie doceniasz mnie, złotko.

I już wiem, że zorganizuje imprezę nie z tej ziemi.

- Pozdrów ode mnie Harry'ego, dobrze? - Jej głos dociera do mojego lekko otępiałego umysłu, więc mówię...

- Jasne.

Kolejne kłamstwo. To niemal moja tożsamość. Bujanie się na huśtawce utkanej z niedomówień i fałszywych obietnic.

Bo oczywiście nie zamierzam tego robić. Kocham Ginewrę Weasley, ale Harry'ego Pottera kocham bardziej. I o ile mogę, zamierzam oszczędzić mu cierpienia.

*

- No... Wyglądasz super. - Słyszę zachwycony głos i czuję jak przyjemne gorąco pcha się na moje policzki.

- Dziękuję, Teo. - Posyłam mu szeroki uśmiech, ten z arsenału bardziej pogodnych, a potem zerkam w lustro.

Patrzę oceniająco w szklaną taflę, wciąż jestem koszmarnie blada, zbyt szczupła i w ogóle niezbyt atrakcyjna. Nie czuję się piękna. Wystarczy jednak jedno spojrzenie w granatowe oczy mojego narzeczonego, żeby wiedzieć, że nikt dzisiaj nie może być piękniejszy ode mnie.

Czuję ciężar, który przygniata klatkę piersiową utrudniając oddychanie. Wciąż się zastanawiam, dlaczego się zgodziłam. Popełniłam kolejny krok, który wydaje się nieodwracalny. Próbuję przecież normalnie żyć. Co z tego, że podjęte decyzje coraz mocniej odciągają mnie od normalności.

Przygładzam prostą czarną sukienkę przed kolano, wsuwam stopy w buty na odpowiednio wysokim obcasie, ostatnim ruchem nakładam trochę błyszczącego kosmetyku na policzki. W końcu mamy Sylwester, okazję wartą brokatu.

Gdy lądujemy na miejscu imprezy, to jest w ogromnym domu należącym do Zabiniego, nie mogę wyjść z podziwu. Ginny naprawdę się postarała. Wykorzystała cały swój zestaw umiejętności, żeby celebracja osiągnęła odpowiedni poziom przepychu. Wpatruję się z zachwytem w subtelne ozdoby, wsłuchuję w muzykę, która nie rani uszu, lustruję wzrokiem suto zastawiony szwedzki stół. Jest naprawdę wow.

Następnie, zupełnie niespodziewanie, tracę kontakt z rzeczywistością, bo widzę jego. Pieprzonego Dracona Malfoya, który swobodnie rozmawia z gospodarzem. Znowu zastanawiam się nad ucieczką, ale przecież głupio jest zerwać się z imprezy na własną cześć.

A potem nasze spojrzenia się krzyżują i wiem, że nawet ucieczka nie wyratuje mnie z opresji.

*

Poddaję się narkotycznemu uczuciu obezwładniającej wolności wywołanej upojeniem alkoholowym. Piję, trochę tracę kontrolę. Chcę w końcu poczuć się jak ja, pewna siebie, świadoma swoich uczuć, pogodzona z własnymi wyborami. To cholernie trudne, żyć w zgodzie sama ze sobą.

- Pięknie wyglądasz. - Słyszę znajomy, toksyczny głos, a moje serce zamiera na sekundę. Potem delikatnie otrząsam się z beznadziei i patrzę prosto w szarość, która błyszczy neonem uczuć. Gubię się na chwilę w swoich myślach, przywołuję na usta uśmiech, który jest tak prawdziwy, tak szczery, przeznaczony tylko dla niego. Jest autentyczny.

- Dziękuję. - Odpowiadam i odwracam wzrok.

Mam koszmarną ochotę przyciągnąć go do siebie, ucałować wąskie wargi, wyznać dozgonną miłość. Otrząsam się w ostatniej chwili. On nie jest mój. I nigdy nie będzie. Nigdy.

- Gratuluję zaręczyn. - Wypluwa z siebie, a ja widzę grymas na jego przystojnej twarzy. Moje serce drży. Łka. Brodzi w chaosie.

Ponownie dziękuję walcząc ze łzami. Zaciskam zęby, wbijam paznokcie w wewnętrzną stronę dłoni. Czuję kojący ból. Otrzeźwia mnie nieco.

- Wszystko okej? - Ciepły męski głos ociera się nagle o moje uszy, czuję pewną dłoń na swoich plecach, oddycham głębiej.

- Tak, Teo. Wszystko w porządku... - Mruczę i wtulam się w jego ciepłe ciało widząc jak na oblicze Dracona wpływa gniew, zazdrość, szał. Patrzy na nas z chęcią mordu. Ma tylko tyle. Nie może zarzucić sieci swoich wpływów. Tu jest stracony.

- Pozwolisz, że porwę twoją narzeczoną do tańca? - Pytanie Malfoya wisi w powietrzu, widzę jak Teodor spogląda na mnie niepewnie.

- Jeśli tylko ona tego chce...

Niespodziewanie kiwam głową, łapię chłodną dłoń w swoją, oddalam się na parkiet utworzony w przestronnym salonie.

Przyciąga mnie do siebie, wbija palce w biodra, omiata oddechem. Czuję jak miękną mi kolana. Znajduję się na granicy, na krawędzi utraty zmysłów.

- Widzę, że mój prezent przypadł ci do gustu... - Mruczy do ucha, a ja czuję falę gorącego upokorzenia.

Bo oczywiście nie potrafiłam się powstrzymać. I pozbyć się...

- To klejnot Malfoyów. Kazałem go przerobić. - Jego głos pełen jest zadowolenia.

Czuję jak naszyjnik oplatający szyję zaczyna mi ciążyć. To niewielkie szmaragdowe serce, które tak cudownie współgra z pierścionkiem zaręczynowym... To niemal klątwa.

- Jest piękny. - Mówię tylko i upajam się znajomym zapachem kołysząc się do wolnej piosenki rozmyślając jednocześnie o kolejnym kłamstwie. Bo Teodorowi wmówiłam, że naszyjnik kupiłam sobie sama.

Walczę ze sobą, z koszmarem, który pochłania mnie do ostatków, do ostatniego krańca.

- To moje serce. Dla ciebie. Granger, ja...

Jego szept podszyty alkoholem przebija się przez pokłady tęsknoty, która owinęła każdy fragment mnie.

Przymykam powieki na sekundę, wstrzymuję oddech, zbieram myśli. Zaciskam dłonie na jego ramionach, muskam materiał drogiej koszuli. Potem spoglądam w szare oczy, które są moim zwierciadłem, lustrem duszy, bramą do popieprzonego szczęścia.

- Ja ciebie też kocham, Draco. Ale to naprawdę nie ma już żadnego znaczenia.

Historia pewnej toksyczności - DramioneWhere stories live. Discover now