5.

2.2K 120 8
                                    

Mam już napisane sporo rozdziałów, więc... Proszę bardzo 😏

- Idziemy na imprezę. - Słyszę stanowczy ton i podnoszę głowę znad notatek.

- Co tu robisz, Gin? - Pytam unosząc brew w zdziwieniu, bo przecież jestem w pracy. W ciemnym, chłodnym pomieszczeniu, które niepokojąco mocno przypomina stare lochy Snape’a. 

- Ten miły chłopiec mnie wpuścił, wiesz, ten milutki. - Mruga do mnie i wykrzywia uszminkowane na czerwono usta w szerokim uśmiechu jednocześnie zarzucając ognistorude włosy na plecy.

- Jesteś pewna, że nie przejęłaś jakiś uroczych umiejętności od swojej bratowej? - Mruczę i na pożółkłym pergaminie kreślę grubą linią tylko dla mnie zrozumiałe słowa.

- Flegma? - Prycha i przysiada na wytartym blacie sąsiedniego stołu.

Taktownie przemilczam fakt, że dopiero co kroiłam na nim szczurze organy wewnętrzne.

- Fleur chyba zapomniała jak to się robi. Jest wpatrzona w Billa jak w obrazek. - Wypluwa z siebie słowa pełne niezasłużonego jadu, a ja naprawdę nie mam teraz ochoty zagłębiać się w dysfunkcję Ginewry Weasley polegającą na niemożności stworzenia stałego, szczęśliwego związku z kimkolwiek.

- Mówiłaś o imprezie. - Przypominam jej subtelnie i ponownie wracam do własnych myśli błądzących wokół tworzenia eliksirów.

- Ach tak! - Klaszcze w dłonie. - Wiem, że jesteś sama na weekend, więc pomyślałam, że pójdziemy w jedno miejsce…

- To konieczne? - Burczę, bo ona doskonale wie, że nie jestem rozrywkowym typem. 

- Tak, Granger. To konieczne. - Mówi stanowczym głosem i już wiem, że decyzja została podjęta za mnie.

*

- Mogłabyś pokazać nogi. Nie są takie złe. - Śmieje się i rzuca w moim kierunku ładną, ale zdecydowanie za krótką sukienkę.

- Chyba oszalałaś. - Odpowiadam i odrzucam ubranie na stertę przeznaczoną na wieczne zapomnienie.

- Serio, są okej. Trochę krzywe, ale kto by się tam przejmował… - Chichocze i wskakuje na mnie by potrzeć nosem mój nos. - Musimy podkreślić twoje inne atuty.

Spycham ją z siebie kręcąc głową. Dlaczego przyjaźnię się z wariatką?

- Nie mam atutów. - Stwierdzam swobodnie, a ona mruży oczy i wali mnie lekko po głowie.

- Zamknij się. 

Zamykam się więc i przyjmuję od niej kolejną wątpliwą kreację, ale widząc nieustępliwe spojrzenie wzdycham ciężko i zrzucam z siebie szlafrok.

- Zadowolona? - Warczę i wciągam na tyłek zbyt opięty materiał.

Kiwa głową z przebiegłym uśmiechem. Potem rzuca mi buty, które na pewno nie należą do mnie. Nigdy nie widziałam tak wysokich obcasów.

- Powiesz mi w końcu dokąd idziemy? - Pytam z irytacją, gdy zrobione niczym kukły wystawowe zamykamy za sobą drzwi od mojego domu.

Naciągam sukienkę na uda, chyboczę się na zbyt wysokich butach, próbuję zebrać włosy z karku, ale zapominam, że zostały upięte na czubku głowy powodując, że wyglądam jak ulepszona, wyidealizowana wersja siebie.

- Na domówkę. Do takiego jednego… - Odpowiada niewinnie, a mnie z jakiegoś powodu nie opuszcza alarmujące wrażenie. Szósty zmysł?

Tracę z twarzy cały kolor, gdy podaję jej rękę do aportacji, a ona sprawia, że lądujemy przed mieszkaniem… Dracona. Znam doskonale to miejsce, przecież nad ranem opuszczałam je pospiesznie by na krótką chwilę wrócić do siebie i ogarnąć się do pracy. Trzeci raz w tym tygodniu.

- Dobrze się czujesz? - Zaniepokojony głos Ginny dobiega do otępiałych uszu, gdy rzuca mi krótkie spojrzenie, ale nie mam czasu na reakcję, bo już puka do drzwi, które po sekundzie uchylają się ukazując gospodarza imprezy w całej okazałości.

Nogi miękną mi z automatu, serce wali boleśnie o klatkę piersiową, zapominam jak się oddycha, na pewno przypominam rybę wyszarpniętą z życiodajnej wody. Przybieram jednak na twarz maskę zaskoczenia i mierzę przyjaciółkę niedowierzającym wzrokiem.

- Serio? Zabrałaś mnie do Malfoya?! - Mruczę z udawaną złością, a ona wzrusza ramionami i spogląda na mnie podejrzliwie.

Czyżby moje zdolności aktorskie były gorsze niż sądziłam?

- Nie pamiętam, żebym was zapraszał. - Draco rzuca z rozbawieniem, a ja doskonale wiem, że rozbiera mnie spojrzeniem, bo jego oczy suną niespiesznie po zbyt odważnej kiecce. 

Próbuję zapanować nad rumieńcem, który nieproszony pcha się na moje policzki.

- Zaprosił nas Zabini. - Ginny odpowiada nonszalancko i poprawia rudy lok, który wysunął się zza ucha. 

Patrzę na nią z zaskoczeniem. Nawet nie wiedziałam, że mają ze sobą jakiś kontakt. Że się znają. Chyba powinnam zacząć lepiej jej słuchać.

- Ej, Zab! Ktoś do ciebie! - Malfoy odsuwa się teatralnie i zaprasza nas gestem do środka.

Puszczam przyjaciółkę przodem by móc złapać jego spojrzenie choć na chwilę. Udaje mi się. Wykrzywia wargi, jego oczy błyszczą. Cholera, dlaczego musi tak na mnie patrzeć? Momentalnie chcę uciec bojąc się, że przy innych okażę się zbyt transparentna. Że moje ciało mnie zdradzi. Że gesty uciekną spod kontroli. Zwłaszcza przy wścibskiej Ginny Weasley. Ona jednak ląduje w szerokim objęciu ciemnoskórego mężczyzny i po krótkiej ocenie sytuacji już wiem, że akurat nią nie muszę zbytnio się przejmować.

Chociaż ta niespodziewana relacja bardzo komplikuje moje życie. Bo Blaise Zabini jest najlepszym przyjacielem Dracona Malfoya. A to bardzo, bardzo niedobrze.

Historia pewnej toksyczności - DramioneWhere stories live. Discover now