20.

1.8K 103 47
                                    

- Dziewczyno, trujesz się psyllium od niemal roku, co z ciebie za warzyciel?

Wpatruję się uprzejmie w wesołego mężczyznę, który niewątpliwie jest młodszy ode mnie. Nie ufam medykom. Zwłaszcza tak młodym.

- Suszona wersja...

- Jest najgorsza! - Wchodzi mi w słowo, więc zaciskam usta.

- No dobrze. Mogłam popełnić błąd zostawiając tę roślinę niezamkniętą... - Mruczę z niezadowoleniem, on z kolei mierzy mnie rozbawionym wzrokiem intensywnie zielonych oczu.

Czuję irytację, irracjonalny gniew, głównie na samą siebie. Od zawsze cenię swoją wiedzę i umiejętności w gotowaniu eliksirów. Samozatrucie jakimś bzdurnym kwiatkiem brzmi niemal komicznie. Jak nieśmieszny żart. Bo ponoć jestem najlepsza...

To jednak w jakiś sposób wyjaśnia moją słabość przez ostatnie miesiące.

- Musisz poddać się kuracji. Asfelis abbanzata, cordinum diferencia...

- Tak trudno jest posługiwać się komercyjnymi nazwami? - Rzucam ze złością i przeklinam w myślach Teodora, który niemal siłą zaciągnął mnie do Munga.

- Wybacz, niedawno skończyłem studia. Tłukli nam to do głów tak mocno, że...

- Rozumiem. - Przerywam sucho. - Czyli eliksir z wyściółka i pomiotka firejskiego załatwi sprawę?

Kiwa głową, uśmiecha się pogodnie. Wzdycham, podrywam się z niewygodnego krzesła.

- Nie, nie możesz pracować. - Mówi widząc, że otwieram usta. - Dwa tygodnie odtruwania i będziesz jak nowo narodzona.

Wychodzę bez słowa pożegnania. Bo praca to moja odskocznia. Bez niej jestem... Zgubiona.

*

- Ten cholerny szarlatan chce mnie zabić! - Warczę i w ostatniej chwili sięgam po miskę, żeby niemal malowniczo do niej zwymiotować.

- To detoks. Tak to chyba działa, skarbie. - Teo przytrzymuje moje włosy, ściera pot z czoła, machnięciem różdżki usuwa śmierdzące wymiociny.

- Nie czuję się odtruta.

Opadam na poduszkę, jeszcze nigdy nie byłam tak słaba jak teraz. Nie mam siły, moje kończyny nie wykonują poleceń, są ociężałe.

- Muszę wyglądać jak gówno... - Mruczę i przymykam powieki. - Idealny materiał na żonę, Nott.

Śmieje się cicho, całuje mój wilgotny nos.

- Wyglądasz słabo, to fakt, ale i tak cię kocham.

Wykrzywiam wargi, przyciągam go do siebie, opieram czoło o jego brodę, upajam się zapachem świeżości.

- Ja ciebie też kocham, głupku.

Naszą słodką chwilę czułości przerywa dźwięk telefonu, przez moment żałuję, że w świecie czarodziejów przyjęła się technologia tak powszechna wśród mugoli.

- Malfoy...? - Głos Teodora jest uprzejmie zdziwiony, a ja, mimo słabości, czuję jak serce uderza mocniej o ciasne wnętrze piersi.

Przez moją głowę przebiega stado nieskładnych myśli, pytania lawirują w zakamarkach umysłu. Czego Draco może od niego chcieć?

- Okej, myślę, że nie będzie miała nic przeciwko... - Słyszę i unoszę brwi w niemym szoku.

Nic z tego nie rozumiem.

Gdy Teo w końcu się rozłącza, spoglądam na niego wyczekująco.

- Malfoy do nas wpadnie na chwilę. Mówił, że musi z tobą pogadać o czymś związanym z pracą.

Historia pewnej toksyczności - DramioneWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu