- Dziewczyno, trujesz się psyllium od niemal roku, co z ciebie za warzyciel?
Wpatruję się uprzejmie w wesołego mężczyznę, który niewątpliwie jest młodszy ode mnie. Nie ufam medykom. Zwłaszcza tak młodym.
- Suszona wersja...
- Jest najgorsza! - Wchodzi mi w słowo, więc zaciskam usta.
- No dobrze. Mogłam popełnić błąd zostawiając tę roślinę niezamkniętą... - Mruczę z niezadowoleniem, on z kolei mierzy mnie rozbawionym wzrokiem intensywnie zielonych oczu.
Czuję irytację, irracjonalny gniew, głównie na samą siebie. Od zawsze cenię swoją wiedzę i umiejętności w gotowaniu eliksirów. Samozatrucie jakimś bzdurnym kwiatkiem brzmi niemal komicznie. Jak nieśmieszny żart. Bo ponoć jestem najlepsza...
To jednak w jakiś sposób wyjaśnia moją słabość przez ostatnie miesiące.
- Musisz poddać się kuracji. Asfelis abbanzata, cordinum diferencia...
- Tak trudno jest posługiwać się komercyjnymi nazwami? - Rzucam ze złością i przeklinam w myślach Teodora, który niemal siłą zaciągnął mnie do Munga.
- Wybacz, niedawno skończyłem studia. Tłukli nam to do głów tak mocno, że...
- Rozumiem. - Przerywam sucho. - Czyli eliksir z wyściółka i pomiotka firejskiego załatwi sprawę?
Kiwa głową, uśmiecha się pogodnie. Wzdycham, podrywam się z niewygodnego krzesła.
- Nie, nie możesz pracować. - Mówi widząc, że otwieram usta. - Dwa tygodnie odtruwania i będziesz jak nowo narodzona.
Wychodzę bez słowa pożegnania. Bo praca to moja odskocznia. Bez niej jestem... Zgubiona.
*
- Ten cholerny szarlatan chce mnie zabić! - Warczę i w ostatniej chwili sięgam po miskę, żeby niemal malowniczo do niej zwymiotować.
- To detoks. Tak to chyba działa, skarbie. - Teo przytrzymuje moje włosy, ściera pot z czoła, machnięciem różdżki usuwa śmierdzące wymiociny.
- Nie czuję się odtruta.
Opadam na poduszkę, jeszcze nigdy nie byłam tak słaba jak teraz. Nie mam siły, moje kończyny nie wykonują poleceń, są ociężałe.
- Muszę wyglądać jak gówno... - Mruczę i przymykam powieki. - Idealny materiał na żonę, Nott.
Śmieje się cicho, całuje mój wilgotny nos.
- Wyglądasz słabo, to fakt, ale i tak cię kocham.
Wykrzywiam wargi, przyciągam go do siebie, opieram czoło o jego brodę, upajam się zapachem świeżości.
- Ja ciebie też kocham, głupku.
Naszą słodką chwilę czułości przerywa dźwięk telefonu, przez moment żałuję, że w świecie czarodziejów przyjęła się technologia tak powszechna wśród mugoli.
- Malfoy...? - Głos Teodora jest uprzejmie zdziwiony, a ja, mimo słabości, czuję jak serce uderza mocniej o ciasne wnętrze piersi.
Przez moją głowę przebiega stado nieskładnych myśli, pytania lawirują w zakamarkach umysłu. Czego Draco może od niego chcieć?
- Okej, myślę, że nie będzie miała nic przeciwko... - Słyszę i unoszę brwi w niemym szoku.
Nic z tego nie rozumiem.
Gdy Teo w końcu się rozłącza, spoglądam na niego wyczekująco.
- Malfoy do nas wpadnie na chwilę. Mówił, że musi z tobą pogadać o czymś związanym z pracą.
![](https://img.wattpad.com/cover/228992306-288-k935614.jpg)
JE LEEST
Historia pewnej toksyczności - Dramione
Fanfictie"...Draco jest jak... Moja własna heroina, spersonalizowana, wyselekcjonowana, dobrana by ujarzmić każdy fragment mojego ciała swoim trującym działaniem. Och, on potrafi to doskonale. Ma nade mną władzę, która odbiera godność, poczucie wolności, zab...