13.

1.8K 103 42
                                    

- Wstawaj... Hermiono... - Czuję szarpnięcie, krzywię się z niezadowoleniem, uchylam ciężkie powieki.

- Jesteśmy na miejscu?

Mrużę oczy i wgapiam się w szklaną taflę. Krajobraz za oknem pociągu zrobił się nieznajomy, górzysty, bardzo zimowy. Cieszę się na tą podróż, która zajęła nam jednak więcej czasu niż zakładaliśmy. Jestem za słaba na świstoklik. Jestem za słaba na cokolwiek.

Kiedy on krząta się po przedziale, ja wyciągam telefon z kieszeni i ponownie wczytuję się w wiadomość, której nie miałam serca usunąć. Jeszcze.

DM

Pamiętasz, że kiedyś Ci obiecałem, że mimo tego pierdolonego ślubu będę tylko Twój? Dotrzymałem swojego słowa, naprawdę. Należę do Ciebie, Granger. Całym sobą.


Łzy znowu zbierają się pod powiekami, co jest sygnałem, że się sypię. Już dawno nie czułam się taka bezbronna. Zaciskam jednak zęby i wygrywam z uczuciem słabości. Tęsknię za nim, jednak nieodwracalność decyzji wisi nade mną, tłucze moje serce niczym najbardziej delikatną porcelanę. Jego słowa... Nie potrafię im ufać. Nie potrafię uwierzyć, że są prawdziwe. Chcę o nim zapomnieć, uwolnić się od szarości jego spojrzenia, od ust, które otwierają przede mną niebo. Chcę być wolna...

- Gotowa? - On patrzy na mnie z niepokojem, wie, że dzieje się ze mną coś niedobrego. Ostatnio jestem cieniem siebie. I nikt nie wie dlaczego.

- Gotowa. - Odpowiadam cicho zapinając płaszcz pod szyją i idę tuż za nim, a gdy wychodzimy na skąpany w słońcu peron, niespodziewanie przystaję jak wryta, mój oddech urywa się na sekundę by po chwili zacząć wtłaczać w płuca ożywiającą dawkę powietrza. Zalewa mnie nieoczekiwane szczęście, nagle widzę światełko w tunelu, wracam do żywych. Bo on naprawdę zrobił mi niespodziankę i przywiózł do...

- Harry! - Krzyczę, upuszczam torbę na ziemię i biegnę w stronę opartego o pobliski słup ciemnowłosego mężczyzny, który uśmiecha się tak cudownie znajomym szerokim uśmiechem.

Wpadam w jego ramiona, łzy radości wyrywają się z kącików oczu, niknę w kołnierzu jego kurtki, wyczuwam ciepło męskiego ciała.

- Merlinie, nie widziałam cię tyle czasu!

Mój wzrok błąka się po przyjaznej, doskonale wyuczonej twarzy, w której bystre zielone oczy odznaczają się wyraźnie. On z kolei patrzy na mnie uważnie, prześwietla spojrzeniem, bo Harry Potter zna mnie jak nikt. I wystarczy jedno jego zerknięcie by wiedzieć, że wszystko jest nie tak.

*

- Mieszkasz tu? - Wyglądam za okno, za którym rozpościera się cudowny widok wieczornej doliny skąpanej w śniegu.

- Tymczasowo. - Odpowiada i stawia przed nami kubki z aromatycznym grzańcem, który ma nas ogrzać po długim spacerze na mrozie. - Mój klub spędza tutaj przerwę zimową.

Kiwam głową, jego ucieczką i zarazem wolnością okazał się Quidditch. Doskonale to rozumiem, to ja podsunęłam mu tę drogę. Bo parę lat temu znajdował się w równie beznadziejnym punkcie co ja teraz.

- Nadal nie mogę uwierzyć, że siedzimy w tym samym pomieszczeniu. - Uśmiecham się, pierwszy raz od dawna całkowicie szczerze i sięgam po jego dłoń.

Ściska moje szczupłe palce swoją wyćwiczoną od gry dłonią i posyła wymowne spojrzenie jemu, który siedzi obok mnie przy całkiem sporym stole.

- To jego zasługa. - Mówi, więc kieruję wzrok na twarz, która jest moją ostoją. Moją bezpieczną przystanią.

- Dziękuję. - Szepczę i całuję kłujący od zarostu policzek. - Jesteś najlepszy.

Mruga do mnie z wesołością, a potem wstaje od stołu i zabiera swój kubek.

- Pójdę poczytać i zbieram się spać. Pewnie chcecie pogadać.

I po chwili zostawia nas samych, co przyjmuję z dziwną ulgą.

*

- Wierzysz w miłość, Harry? - Pytam cicho i wtulam się w jego ramię jednocześnie gapiąc się bezmyślnie w ogień dogasający w kominku. Jest już bardzo późno, czuję zmęczenie pod powiekami spotęgowane obecnością alkoholu we krwi.

- Nie. - Odpowiada poważnie i splata nasze palce by po dłuższej chwili milczenia zapytać:

- Dlaczego się od niego nie odcięłaś?

Wstrzymuję oddech, mówimy kodem, Harry zna moje najskrytsze tajemnice i dochowuje ich bez krzty potępienia. Jest po mojej stronie. Zawsze. Tak jak ja jestem po jego. Dlatego błagałam go, żeby wyjechał, bo w Anglii nie miał nic poza cierpieniem i mną, która pogubiła się równie mocno co on.

- Nie jestem tak silna jak ty... - Mruczę i zamykam oczy na chwilę, która wydaje się wiecznością. - Ginny...

- Ginny zrezygnowała z nas, bo ją to przerosło. On wziął ślub Hermiono! Dlaczego mu pozwoliłaś na...

- Walczyłam, naprawdę. - Przerywam mu, a zbłąkana łza spływa po mojej twarzy. - Walka z wiatrakami to też walka, prawda?

Kiwa głową, ściera kciukiem mokrą strugę z mojego policzka, przygarnia do siebie. Czuję jak zalewa mnie irracjonalny spokój, wyciszam się, myśli stają się klarowne. Tylko dzięki niemu.

- Zakończyłam to. Mam dosyć, nie mogę żyć swobodnie swoim życiem, bo on jest kulą u nogi, która ciągnie mnie na dno, rozumiesz?

Widzę spojrzenie, które mówi, że doskonale mnie rozumie.

- Jesteś dzielną dziewczynką. - Całuje moje czoło. - Zasługujesz na szczęście.

Wzdycham, bo naprawdę chcę w to wierzyć. Że zasługuję na cokolwiek dobrego w swoim popieprzonym życiu.

- Czasami myślę o tym jak bardzo wszystko poszło nie tak. Gdyby Ron... - Waham się przez chwilę czując, że jego ramiona sztywnieją. - Gdyby Ron żył, pewnie skończylibyśmy razem, zamieszkalibyśmy w Norze z całą bandą Weasleyów i może... Może mielibyśmy córkę lub dwie.

- Które byłyby równie uparte co wy obydwoje. - Wtrąca i śmieje się cicho. - Tęsknię za nim, wiesz? - Momentalnie zasępia się, jego wzrok smutnieje, kąciki ust opadają.

- Wypijmy za niego. - Mówię nagle pewnym głosem i unoszę kieliszek z winem w ponurym toaście. - Za naszego Ronalda Weasleya, człowieka, który nie znosił brązowych swetrów, peklowanej wołowiny i...

- Pająków. - Kończymy razem, a ja nie widzę świata, bo płacz zalewa gęstą kurtyną moje oczy. I mogłabym przysiąc, że za szkłem okularów Harry'ego także błysnęło coś krystalicznego.

Bo z Golden Trio pozostała tylko dwójka totalnie pogubionych ludzi. Przeciągniętych przez los, rzuconych przez życie w trudną egzystencję, z której trudno wyjść obronną ręką.

- Pójdę już... - Rzucam zachrypniętym od łez głosem i podnoszę się z podłogi niewielkiego salonu mieszczącego się w jego górskim domku. - Śpij dobrze, Potter.

Całuje mój policzek na dobranoc, a ja odchodzę, wciąż mocno przybita, ale jednak nieco podniesiona na duchu. Bo jego obecność ukoiła trochę mój ból, moje cierpienie, marność.

Wkraczam do sypialni, widzę jego, głęboki i spokojny oddech przecina dudniącą ciszę. Przysiadam na posłaniu, patrzę na szczupłą sylwetkę, tak jak zawsze rozwalił się na środku łóżka z ramionami założonymi pod głową. Ogarnia mnie czułość. Wiem, że jest dla mnie za dobry, że na niego nie zasługuję, że go kocham. I z tą myślą zasypiam obok zwijając się w kłębek pod grubą kołdrą.


*********

Wybaczcie kolejny przejściowy rozdział, powoli zaczniemy wkraczać w przeszłość. Myślę nad retrospekcjami. Kto jest za?

Miłego dnia!

Historia pewnej toksyczności - Dramioneحيث تعيش القصص. اكتشف الآن