9.

2K 109 21
                                    

- Mam wrażenie, że mnie oszukujesz, Granger. - Słyszę poważny głos i unoszę głowę znad kuchennego blatu znajdującego się w ciasnym mieszkanku należącym do Ginny Weasley.

- Nigdy bym cię nie okłamała, Gin. - Odpowiadam beznamiętnie i próbuję nadać ciastu kształt wesołego pierniczka, ale w gotowaniu jestem niemal tak samo dobra jak w lataniu na miotle.

- A jednak coś kręcisz. Jesteś bardziej zamyślona niż zwykle. Przywykłam, że błądzisz myślami gdzieś daleko, ale hej... Jeżeli chcesz o czymś porozmawiać, to jestem tu dla ciebie, przecież wiesz.

Moje serce ściskają sidła wzruszenia. Mrugam gwałtownie próbując odgonić zbierające się w kącikach oczu łzy. Chyba jestem już zmęczona. Zmęczona kłamstwami, uczuciami, z którymi sobie nie radzę. Błądzę na skraju szaleństwa. Tylko kiedy przekroczę miejsce, z którego nie będzie już powrotu?

- Jesteś najlepsza. - Odpowiadam i składam na jej policzku czułego całusa. - Ale nie, wszystko okej. Wiesz, eliksiry... One zajmują mój umysł przez większość czasu.

Kiwa głową łykając kolejne kłamstwo, a ja mam ochotę zawyć z rozpaczy. Dlaczego nie potrafię zdobyć się na szczerość? Mogłabym jej o wszystkim powiedzieć, poszukać wsparcia, zrozumienia. Och, nie dostałabym tego. Nie w tej kwestii. Gdyby Ginny dowiedziała się o wszystkim, pierwszą rzeczą którą by zrobiła, byłoby morderstwo na Malfoyu. Znam ją przecież.

- Twoje pierniczki to cholerne dzieło sztuki, Gi. - Nagle za naszymi plecami rozbrzmiewa głęboki głos należący do Blaise'a Zabiniego, a jego właściciel porywa moją przyjaciółkę w ramiona i całuje ją z uczuciem, co powoduje, że po chwili cały ubrudzony jest mąką.

Nie wiem, co mam zrobić z oczami. Czuję zażenowanie, wstyd, strach przed prawdziwym, niczym nieskrępowanym uczuciem. Bo oni są dla siebie stworzeni. Nawet ja to widzę.

- Moja mama robi lepsze. - Odpowiada wzruszając ramionami i składa na jego nosie czuły pocałunek. - Prawda, Granger?

Kiwam głową nieprzytomnie przywołując na twarz coś na kształt uśmiechu.

- Tak myślę... - Blaise drapie się po głowie i spogląda na mnie z ciekawością. - Będzie dzisiaj...

- Tak. - Odpowiadam szybko doskonale wiedząc, o co mu chodzi. - Obiecał, że wpadnie. Jak skończy pracę.

Zabini przytakuje, ale jego uwaga w pełni skierowana jest na rudowłose dziewczę, które od jakiegoś czasu przestaje stroić się na wampa i pozwala światu podziwiać naturalne wdzięki. Bez intensywnej szminki, bez tony eyelinera i tuszu do rzęs. Nagle to zauważam. Ginny Weasley jest cholernie delikatną kobietą mimo brutalnej fasady. A Blaise zdołał się dokopać do jej prawdziwego oblicza.

Mimowolnie robię się zazdrosna. O nich. O to uczucie, które mają. Jest piękne, pełne czułości, opływające uroczym uniesieniem. Są jak para zakochanych nastolatków, którzy spijają każde słowo z ust partnera.

Zalewa mnie smutek. A potem ktoś puka do drzwi. Wiem, że to on. I jakoś od razu mi lepiej na duszy.

*

DM

Tęsknię.

JA

Trudno. Musisz znieść to brzemię.

DM

Znowu bawiłaś się z Ognistą? Nieładnie, Granger...

JA

Daj mi spokój. Kurwa, Draco!

DM

Tak?

JA

Nienawidzę Cię, wiesz?

DM

Wiem.

Konwersacja z DM została usunięta.

- Co robisz? - Słyszę zaciekawiony głos i z irytacją chowam telefon do kieszeni, może trochę zbyt szybko, bo on marszczy brwi.

- Odpisywałam mamie. - Przewracam oczami i mierzwię jego gęste włosy czując cierpki smak kłamstwa na języku, a potem wlewam w siebie resztkę wina, które zachowało się na dnie kieliszka.

- W końcu mamy trochę wolnego czasu ... - Odbiera książkę z rąk i wciąga mnie na kolana.

Moszczę się wygodnie i wtulam twarz w jego ciepłą bluzę, bo po lecie zostało tylko wspomnienie, a jesień rozgościła się na dobre za oknami sprowadzając potoki deszczu i nieprzyjemny chłód.

- Chcesz coś porobić? - Pytam i leniwie przesuwam palcami po kłującym zaroście, który niechlujnie zajął połowę jego twarzy.

- Wiem, że może ci się to nie spodobać, ale...

Jego ton jest niepewny, wyczuwam jakieś dziwne wibracje.

- Mów. - Rzucam swobodnie i uśmiecham się łagodnie, bo przecież nie może mnie niczym zaskoczyć.

- Malfoy robi u siebie imprezę. I zaprosił nas na wieczór. - Słyszę, a uśmiech zamiera na moim obliczu. Chyba tracę cały kolor. Tracę też oddech.

- Odmówiłeś mu, prawda? - Pytam z drżeniem w głosie.

Patrzy na mnie ze skruchą.

- Nie mogłem. Chyba naprawdę zależy mu na mojej obecności. Dzwonił do mnie....

Gniew ogarnia mój umysł przysłaniając wzrok gęstą czerwienią. Draco robi to specjalnie! Znęca się nade mną! Co z tego, że nie widzieliśmy się już tak długo? Nie ośmielił się przecież napastować mnie w pracy mimo tego, że jego firma niemal w całości przejęła tę dla której pracuję. Mam ochotę zrobić mu krzywdę. Pieprzony Malfoy i jego poczucie własności! Nienawidzę go w tej chwili z całego serca. A potem rodzi się we mnie bunt. I chęć zemsty. Pokażę mu. Pożałuje swoich głupich decyzji.

- Okej. O której ta impreza? - Pytam i zaciskam zęby, a na jego obliczu maluje się prawdziwe zdumienie.

- O dwudziestej.

- To może teraz skoczymy na spacer? - Proponuję, kompletnie nie zwracając uwagi na to, że za oknem strugi deszczu przysłaniają cały widok.

On się zgadza, bo to nie jest pierwsza dziwna rzecz, z którą musi się zmagać w historii naszej znajomości. Po prostu na to przystaje, wiem, że mnie kocha. Chęć zemsty jest teraz jednak silniejsza niż wszystko inne. Nawet popieprzona miłość.

Historia pewnej toksyczności - DramioneWhere stories live. Discover now