7.

2.1K 117 13
                                    

Chyba jednak będzie jeden rozdział dziennie :) miłego dnia!



- Panno Granger... - Poważny głos odbija się od ścian mojego lochu, więc posłusznie unoszę głowę znad kociołka nie przestając jednak mieszać w jego wnętrzu za pomocą miedzianej chochli.

- Panie Tallow? - Zagaduję uprzejmie i wpatruję się w gościa z odpowiednią dozą zainteresowania.

Muszę wyglądać dość osobliwie - gumowy fartuch i rękawice, gogle zrobione z grubego plastiku... No i czepek chroniący moje nieposkromione kudły przed wylądowaniem w jakimś przypadkowym eliksirze.

- To bezpieczne? - Pyta krzywiąc się nieznacznie, a ja ledwo zauważalnie przewracam oczami.

Nie znoszę typów bezczelnie wpieprzających się na moje terytorium, takich w drogich garniturach, wypucowanych butach i wąsami zapuszczonymi w prostą linię, niemal nakreślonych od linijki.

- To Eliksir Słodkiego Snu. - Odpowiadam beznamiętnie. - Nic panu nie grozi.

Rozluźnia się i wyciąga z wewnętrznej kieszeni marynarki jakąś kopertę, którą kładzie powoli na blacie przybrudzonego stołu.

- Co to takiego? - Rzucam beztrosko i dodaję skrzydełka muszki skrzelistej do srebrnego wywaru.

Para kłębi się nad naczyniem, więc przez chwilę nie widzę twarzy swojego rozmówcy.

- Wysyłamy panią w delegację. - Słyszę tylko i unoszę brwi w zdziwieniu, bo przecież jestem wytwórcą, warzycielem eliksirów. Delegacja? Dokąd?

Gdy sięgam po kopertę zdając sobie sprawę, że przełożony opuścił już lochy, moja ręka drży. To dziwne. Rzadko pozwalam sobie na takie rozhisteryzowanie.

Wyciągam schludnie złożoną kartkę, a gdy wzrok skupia się na napisie Malfoy Inc malującym się grubymi literami na szczycie pergaminu wszystko inne przestaje mieć znaczenie.

*

JA

Dlaczego mieszasz się do mojego życia zawodowego?!

DM

Nie wiem o czym mówisz.

JA

Doskonale wiesz!

DM

Widzimy się w Paryżu 😉


Zaciskam zęby. To zaczyna zakrawać o jakiś koszmar, z którego nie mogę się obudzić. Dlaczego to robi? Dlaczego kpi ze mnie w najbardziej brutalny sposób? Dlaczego nie może zostawić mnie w spokoju?

- Wyglądasz jakbyś nie cieszyła się na ten wyjazd. - Słyszę miły głos, a silne ramiona przyciągają mnie do siebie parę godzin później, gdy nachylam się nad walizką i wrzucam do niej przypadkowe części garderoby.

- Firma Malfoya chce zacząć inwestować w Potion Mark, mam go do tego przekonać. - Syczę, niemal krztusząc się znajomym nazwiskiem.

- Pewnie twoi przełożeni nie mają pojęcia o tym, że średnio za sobą przepadacie. - Śmieje się, a mnie ogarnia irytacja.

- To będzie długi weekend. - Krzywię się i wściekle zarzucam włosy na ramię.

Czuję się rozdarta, pełna sprzeczności. Moje serce wyrywa się do niego. Rozum krzyczy, protestuje, chce uciekać gdzie pieprz rośnie. Zdaję sobie sprawę, że moje życie to jedno wielkie nieporozumienie. Mam ochotę wyć.

- Nie przesadzaj. Cholernie luksusowy hotel? Jedno biznesowe spotkanie? Będziesz mogła sobie pozwiedzać przez resztę czasu. Przecież kochasz Paryż. - Gładzi mnie po plecach, uspokaja, całuje w czoło.

- Masz rację, może nie będzie tak źle. No, pomijając Malfoya...

Śmieje się, a mnie pęka serce. Pęka tak bardzo, że chyba nic go nie podkłada z powrotem w rozsądną całość.

*

Czuję na sobie jego spojrzenie. Cały wieczór zachowuje się jak rasowy biznesmen, zapominam, że przecież jest pieprzonym potentatem. Mówią, że ma smykałkę do robienia pieniędzy. Może i mają rację, ale staram się go ignorować skupiając wzrok na bogato zdobionym suficie hotelowej restauracji. Jest naprawdę... Zachwycający. Lubię sztukę, uważam, że jakaś wrażliwość, którą nabyłam przez lata, pozwala mi doskonale odnajdywać się w szeroko rozumianym artyzmie. Wolę złote barokowe zdobienia niż nieustępliwe spojrzenie pewnych szarych oczu. A przynajmniej tak sobie wmawiam.

- ... Potion Mark dysponuje zasobami, które mogą przynieść... - Słyszę głos charyzmatycznego mężczyzny, Charlesa Berry'ego, członka zarządu spółki, dla której pracuję, ale nie do końca dociera do mnie sens jego słów. Co ja tu robię do cholery? Wiem, że to Malfoy. Malfoy i jego toksyczny wpływ.

Może wcale nie chodzi o interesy? Może... Nie, to by było głupie z jego strony. Beznadziejnie głupie.

- Firma jest warta tyle, co jej wytwórca... - Draco mruczy z rozbawieniem, a ja wracam myślami do luksusowej restauracji i zaciskam palce na krysztale swojego kieliszka.

- Panna Granger jest najlepsza. To jeden z czołowych Mistrzów Eliksirów w Europie. - Charles Berry rzuca z pewnością, a mnie zaczynają piec policzki od niezamierzonego komplementu.

Nadal czuję wagę jego spojrzenia, niemal nie mogę oddychać, brodzę na granicy szaleństwa. Jest tak blisko, na wyciągnięcie ręki, jego zapach mami moje nozdrza, miesza w głowie, usuwa racjonalne myślenie. Wyrywam się do niego całą sobą. To musi być widoczne! Ale nie, nikt poza mną zdaje się tego nie zauważać.

Patrzę na niego. Jest tak cholernie pewny siebie, siedzi wygodnie oparty o miękkie wezgłowie kanapy, popija drogi alkohol wyglądając jak młody bóg. Jasne włosy opadły nonszalancko na czoło, ogolił się, sprawia wrażenie młodszego niż jest w rzeczywistości. Ubrał się w idealnie skrojone ciuchy. Cały Malfoy i jego potrzeba sygnalizowania światu jak bardzo jest bogaty.

- Wybaczą państwo na moment. - Dystyngowany mężczyzna wskazuje nagle na dzwoniący telefon i wstaje od stołu, a ja zostaję sama z Draconem. Unikam jego spojrzenia. Niespodziewanie tracę odwagę, chociaż nie mam co do tego powodu.

- Pięknie wyglądasz. - Mówi tylko, a ja unoszę głowę i obdarzam go surowym spojrzeniem jednocześnie czując się mile połechtana.

- Nie wysilaj się. - Wlewam w siebie zawartość kieliszka walcząc z chęcią przygładzenia ubrania, które przyjemnie otula ciało.

- Trudno cię zadowolić. - Dodaje i subtelnie opuszcza jedną dłoń na swoje kolano by po sekundzie wsunąć ją pod materiał mojej sukienki.

- Zachowuj się. - Warczę i strącam jego rękę. - Nie jesteśmy sami.

Przygryzam wargę, bo jego oczy zaczynają nabierać tej drapieżności, pewnej ostrości, która oznacza tylko jedno. Ten nocy na pewno nie będziemy spać. A przynajmniej niezbyt wiele.

- Jeszcze się nie nauczyłaś, że robię to na co mam ochotę, Granger...?

Milczę, bo... Och, nauczyłam się tego już dawno. Draco Malfoy zawsze dostaje wszystko, czego tylko zapragnie. A ja jestem tego najlepszym przykładem.

Historia pewnej toksyczności - DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz