~Drugie Zakończenie~

2K 59 24
                                    

Wgapiam się w wir wywołany ruchem łyżeczki, która wprawiła w ruch toń czarnej jak smoła kawy. Niknę w tej toni. Toni beznadziei i pustych wzruszeń.

- Ale o co dokładnie chodzi? - Ciepły głos rozlega się z drugiej strony kawiarnianego stolika, więc beznamiętnie unoszę głowę nie starając się nawet o fałszywy uśmiech.

- Dokładnie to... - Urywam i sięgam po papierosa, żeby ukoić rozedrgane nerwy.

- Dokładnie to nie wiem, Harry.

Gdy niknę za obłokiem siwego dymu, on znowu postanawia się odezwać.

- Nie dogadujecie się, tak?

Parskam, ale daleko mi do rozbawienia. Przymykam powieki, zaciągam się, analizuję własne uczucia i emocje. Nie wiem kiedy to wszystko zaczęło się sypać. Co było zapalnikiem? Co naruszyło tą kruchą fasadę, na której wsparłam swój związek?

- Draco... Draco traktuje mnie jak swoją własność, zawsze tak było. Kiedyś mogłam z tym walczyć. Teraz... Teraz mi trudno. Traktuje mnie jak pierdolony przedmiot, rozumiesz?

Harry przypatruje mi się z uwagą, z troską, z czułością wynikającą z wieloletniej przyjaźni.

- Rozmawiałaś z nim o...?

- Poprosił mnie o rękę. W zasadzie jej zażądał. - Wtrącam sztywno i widzę spojrzenie błądzące po moich dłoniach, na których nie ma nic ponad ślady pracy przy eliksirach.

- Nie zgodziłaś się. - Domyśla się, a ja milczę.

Milczenie czasem jest bardziej wymowne niż potok bezsensownych słów. Milczę więc nurzając się w emocjonalnym bagnie.

- To wszystko jest takie... Toksyczne. Skrajne. Wyniszczające. Jestem tym zmęczona. - Słowa opuszczają moje usta na spółkę z papierosowym dymem. - Draco zaczyna przypominać swojego ojca. Bardziej niż mogłabym przypuszczać. Zmienił się...

Harry kiwa głową, jakby się tego spodziewał. Jakby wiedział, że ja i Malfoy... Że to prędzej czy później będzie skazane na porażkę i niepowodzenie.

*

Ignorując dźwięk wściekle wibrującego telefonu sięgam ku kryształowej szklance wypełnionej mocnym alkoholem i zbliżam ją do ust. Gorzki płyn rozlewa się na języku przynosząc chwilową ulgę, moment zapomnienia.

Odrywam spojrzenie od szklanego naczynia, kieruję je na drżącą dłoń, która między palcami dzierży tytoniową używkę. Wiem, że nie powinnam pić. Nie powinnam palić. Nie powinnam odczuwać tego, co ostatnimi czasy toczy moje wnętrze - bolesna niepewność, wahanie, chłód obejmujący kończyny.

Chcę się od tego odciąć, zdystansować, zaczerpnąć oddechu od trującej relacji.

Bo pozostało tylko to, bez otoczki wiecznej tęsknoty, niesprawiedliwego losu i przeznaczenia oddalającego nieszczęśliwych kochanków, pozostała tylko toksyczna relacja wyniszczająca we mnie resztki wszelkiej pozytywności.

Ucieczka wydaje się zatem czymś oczywistym, dlatego wylądowałam w tym miejscu - odległym, obcym, w hotelu samotnych dusz i niespokojnych serc.

Jednak nie na tyle odległym i samotnym by nie zostać znalezioną.

- Hermiona...?

Mrugam zaskoczona słysząc znajomy głos w hotelowym barze, próbuję otrząsnąć się z niedowierzania, unoszę głowę i patrzę prosto w znajome, bezdenne granatowe oczy, barwą przypominające atramentowe niebo.

- Teo...? Co tu robisz? - Pytam głucho i automatycznie gaszę peta w popielniczce, bo pamiętam jak bardzo nie znosi papierosów.

Przygryzam wargę, ściskam szkło, oddech nabiera ciężkości. Czuję się jak ryba wyrwana z wody, walcząca o każde tchnienie. To jednak jest zupełnie niepotrzebne, bo on zachowuje pełną swobodę, bez ukrytej pretensji, bez żalu, bez złych emocji.

Historia pewnej toksyczności - DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz