24.

1.7K 100 30
                                    

- Rozgość się. - Stawiam torbę w zakurzonym korytarzu, omiatam spojrzeniem znajome wnętrze.

- Rozumiem, że mam spać na kanapie...?

- Nie będziesz ze mną spał, za bardzo chrapiesz. - Śmieję się, zakładam lok za ucho, zerkam na przeraźliwie chude nadgarstki. Wyglądam jak śmierć. Jak dno.

- Jakoś to przeżyję. - Mówi i przyciąga mnie do siebie, bo widzi, że się rozsypuję pod wpływem wspomnień, które niesie za sobą widok mojego domu.

- Damy radę. - Jego głos jest pewny, podnosi na duchu, upajam się spokojem, który ze sobą niesie.

- Musimy. - Unoszę głowę, zagryzam wargę, walczę ze słabością.

Na chwilę braknie mi oddechu, ostry ból przeszywa miejsce pod piersią, to, w którym widnieje paskudna blizna. Muszę do tego przywyknąć. Kiedyś ta bolesność spowszednieje, nauczę się z nią żyć.

- Co zjesz na kolację?

Milczę, pogrążam się w zadumie, nie słyszę pytania.

- Hermiono...?

- Nic, Harry. Nie jestem głodna.

Jego ramiona opadają, na twarzy maluje się troska. Nie mam ochoty na jedzenie. Nie mam ochoty na nic.

*

- Mieszkacie razem? - Cichy głos Ginny omiata moją świadomość, mrugam, unoszę wzrok znad filiżanki wypełnionej mocną herbatą.

Mam straszną ochotę napić się alkoholu, chcę odciąć się od wszystkiego. Nie mogę tego zrobić. Procenty są zabronione. Tak samo jak papierosy, czy ciężkostrawne jedzenie. Gubię sens tego wszystkiego, nie chcę wyzdrowieć. Nie mam siły.

- Tak. - Odpowiadam sztywno i patrzę w zatroskane brązowe oczy. - To chyba nie jest problem...?

- Nie sądziłam, że Harry wróci do kraju. - Mruczy, unika mojego spojrzenia.

- Harry to dobry przyjaciel. - Mówię, a na jej twarz wkrada się bolesne zacięcie. Nie znoszę tego, tej kategoryzacji, wybierania ważniejszej dla mnie osoby. - No i zniszczyłam jego dom, jestem mu to winna.

Próbuję żartować, uśmiech na moich wargach jest jednak nieszczery, pełny fałszywej łagodności.

- Po prostu postanowił mnie pilnować. - Dodaję, zaciskam usta, nieprzytomnie wpatruję się w brudne okno.

Trzeba je umyć. Koniecznie.

- A Teo...?

Zamieram, wzdycham, przesuwam na nią swój obojętny wzrok.

- Teo... Teraz kiedy wie, że żyję... Jest bardzo ostrożny w swoim działaniu. Nie ufa mi.

Kiwa głową, patrzy na mnie, wiem, że ocenia, bo wciąż jest wściekła. Za tajemnice, za zdradę, za to, że sprowadziłam tu Harry'ego. Ją też trochę straciłam. Odrobinę, ale jednak. Mam ochotę wyć. Zasłużyłam na to.

- Nie masz pierścionka. - Zauważa.

Zerkam na swoją dłoń, na której kiedyś błyszczał dowód oddania, przyrzeczenia stałości. Teraz jest pustka.

- Nie mogłam go zatrzymać. Nie zasługuję na niego.

Widzę coś niepokojącego w jej oczach, błysk, który mówi, że ona też tak myśli. Błysk pogardy.

- Po czyjej jesteś stronie, Gin? - Pytam nagle z niezamierzoną szorstkością.

Zaciska usta, odwraca wzrok.

Historia pewnej toksyczności - Dramioneحيث تعيش القصص. اكتشف الآن