Komnata tajemnic cz. 2 🐉

1.6K 75 7
                                    

Tego samego dnia, późnym wieczorem Tom siedział przy kominku rozmyślając.

Gdzie by się podział, gdyby zamknęli Hogwart? Nie ma nikogo na tym świecie. Nie miałby gdzie pójść. Co wtedy z jego edukacją? Postanowił przekonać się na własne uszy, czy plotki były prawdą. Poszedł bliżej miejsca, w którym to się stało. Widział, jak ciało okryte białym materiałem zostaje wyniesione.

- Rodzice dziewczyny są mugolami, jak my im to wytłumaczymy - gorączkował się dyrektor rozmawiając z jednym z nauczycieli.

- Tom - zza pleców chłopaka rozległ się spokojny głos.

- Profesorze Dumbledore...

- Nie powinieneś się szwendać po korytarzach o tak późnej porze - polecił przyglądając się mu.

- Ja wiem, przepraszam, profesorze. Chciałem tylko dowiedzieć się, czy to, co mówią to prawda. Oni nie mogą zamknąć szkoły, prawda, profesorze? - odparł smutno chłopak.

- Obawiam się, że mogą, Tom.

- Profesorze, jeśli Hogwart faktycznie zostanie zamknięty, ja nie mam dokąd pójść - ciągnął Riddle, a oczy mu się niemal szkliły - a jeśli sprawca zostałby złapany?

- Przykro mi Tom, na prawdę. Powiedz mi... Czy jest coś, o czym powinieniem wiedzieć?

- Nie, profesorze - brunet przełknął głośno ślinę.

- Dobrze, w takim razie dobranoc. Wracaj prosto do łóżka - polecił spokojnie.

- Dobranoc, profesorze.

Oczywiście, Riddle nie zamierzał wracać do dormitorium. Jeśli znalazł kozła ofiarnego, musiał to wykorzystać.

Ruszył w stronę małej, nieużywanej skrytki. Otworzył drawniane drzwi trzymając różdżkę w pogotowiu. W pomieszczeniu znajdował się chłopak o wiele wyższy od Riddla, mimo że młodszy o ponad trzy lata. Pod ścianą leżał kufer zamknięty na kłódkę.

- Witaj, Hagrid. Wiem, że nie chciałeś nikogo zranić ale... - zaczął śmiało.

- O czym ty mówisz, Tom? - wielki chłopiec wytrzeszczył oczy ze zdziwienia.

- Bestie to nie są domowe zwierzątka, które można hodować dla przyjemności. Wypuszczasz go, żeby sobie pobiegał, a on w tym czasie petryfikuje, a nawet morduje uczniów. Przejrzyj wreszcie na oczy!

- Nie! To nie tak. Aragog nigdy by... - wtrącił się trzecioklasista.

- Rodzice dziewczyny będą tu jutro. Na pewno nie chcieliby, aby zabójca ich córki pozostawał dalej w zamku. Odsuń się! - powiedział ślizgon niemal rozkazującym tonem.

- Nie! - opierał się.

- Odsuń się, Hagrid - powtórzył zniecierpliwiony.

- NIE!

- Sesam Materio!

Z kufra wyłonił się okropny, włochaty pająk wielkości dorosłego kota. Był tak obrzydliwy, że nawet Tom się skrzywił. Hagrid próbował zasłonić stwora swoim ciałem, ale Riddle zręcznie rozbroił chłopca z taką mocą, że ten upadł na ścianę.

- Arania exumei! - krzyknął ślizgon.

Pająk skrzeczał z bólu, następnie wybiegł w popłochu przez otwarte okno w stronę lasu.

- To tylko niewinne zwierze! - szlochał Hagrid.

- Niewinne - zakpił Tom.

Po tym wszystkim obrócił się na pięcie i ruszył do dormitorium.

Rozpiął dwa pierwsze guziki koszuli, sięgnął po pergamin, pióro i kałamarz, po czym zaczął pisać list do dyrektora na temat teoretycznego sprawcy napaści. Zaplanował wszystko z najdrobniejszymi szczegółami, ale nie przewidział, że szkoła mogłaby zostać zamknięta. Bardzo przywiązał się do Hogwartu, traktował go praktycznie jak swój dom. Nie chciał wracać do sierocińca. Pragnął zostać w szkoła tak długo, jak mógł, a potem... Potem coś się wymyśli. Zderzenia z dorosłością nie były przyjemne, ale miał jeszcze czas. Myślał, aby po ukończeniu nauki aplikować na posadę nauczyciela obrony przed czarną magią, ale nie był do tego przekonany w stu procentach. Może w przyszłości gdzieś wyjedzie, może wprowadzi się do Anastazji... Chciałby tego. Rodzice dziewczyny są przekonani, że Tom jest czystej krwi. Zależy im, aby wydać córkę za porządnego czarodzieja, bo małżeństwo to zwykła transakcja biznesowa - taką zasadę wyznawała spora część czarodziejskich rodów. Miłość? Jaka miłość? Miłość jest słaba.

Drzwi prowadzące do dormitorium dziewcząt zaskrzypiały. Zza nich wyłoniła się drobna sylwetka spowita mrokiem.

- Jest druga nad ranem - odezwał się pretensjonalnie kobiecy głos - a ty dalej tu siedzisz.

- Nie musisz mnie pouczać, nie jestem dzieckiem - warknął Riddle składając podpis na pergaminie.

- Ale czasem się tak zachowujesz - podeszła bliżej chłopaka, tak, że płomień świeci oświetlił jej twarz. Miała na sobie czarną, męską bluzę z kapturem, używaną przez nią jako piżamę.

- Też jesteś poza łóżkiem, więc o co ci chodzi?

- Obudziłam się w środku nocy, a później nie umiałam zasnąć ponownie - wyjaśniła, kiedy przysiadła się do Toma - Co piszesz?

- List - rzucił krótko, kiedy Anastazja już zaglądała mu przez ramię.

- Dziwię się, że nie jesteś rudy, Tom - splunęła świdrując go wzrokiem.

Rzucił jej pytające spojrzenie.

- Bo jesteś konfidentem! Kablujesz na jakiegoś chłopczyka - ślizgonka nie ukrywała swojego oburzenia.

- Muszę jakoś ratować własną dupę - syknął ściszonym głosem łapiąc za sznurki jej bluzy i przyciągając bliżej - Pomyśl, co by się stało, gdyby ktoś mnie z tym powiązał. Wyobrażasz sobie?

- Jesteś nieodpowiedzialny urządzając rzeź szlam będąc jeszcze w szkole. Ci wszyscy spetryfikowani to też twoja sprawka, prawda? Morduj sobie każdą szlamę, jaka tylko chcesz, ale rób to z głową - kręgosłup Riddla przeszył nieprzyjemny dreszcz. Intensywny szept dziewczyny i gniewne spojrzenie tak na niego działały. Wręcz niecierpiał kiedy go pouczała, a jeszcze bardziej nienawidził, gdy miała rację. Oczywiście ani razu nie przyznał jej tej racji - Mogli cię złapać. Obiecaj, że będziesz uważniejszy.

- Jesteś zbyt domyślna - Anastazja wciąż wpatrywała się w niego gniewnie - No dobrze, obiecuję.

Złapała lodowatą dłoń chłopaka pokrytą skórą tak cienką, że żyły były dokładnie widoczne. Pocierała sygnet na jego palcu, następnie położyła głowę na ramieniu.

- Jesteś taki blady i zimny... Jakbyś nie miał w sobie krwi - mruknęła zmartwiona. Faktycznie, stworzenie kolejnego horkruksa odbiło się na jego wyglądzie zewnętrznym, ale nie oszpeciło, a nawet dodało uroku.

- Nie martw się, na pewno tam jest - zapewnił Riddle i pocałował ślizgonkę w czoło.

- Wiem, że jest. Płynie, krąży - wodziła palcem wzdłuż widocznych żył chłopaka - Półkrwi, zgadza się?

To był kolejny raz tego dnia, gdy Anastazja go czymś zaskoczyła. Tom już od dawna wiedział o swoim pochodzeniu, ale jeszcze nikomu o nim nie mówił, więc jak ona... Ah, faktycznie, legilimencja. Zastanawiało go, jak wiele zdołała się o nim dowiedzieć, zanim nauczył się oklumencji na odpowiednim poziomie.

Tom nic już nie mówił, tylko cicho westchnął. Obawiał się, jak fakt o częściowo mugolskim pochodzeniu wpłynął na jego obraz w oczach Anastazji.

- Nie smuć się, Tommy. Przecież rodziny się nie wybiera. Nie jesteś mugolakiem, to się liczy. Bycie półkrwi to nic złego, wiesz o tym. Wyobraź sobie, że pierwszy mąż mojej babci, Luby był mugolem, uwierzysz w to? Potem ją zdradził i umarł w niewyjaśnionych okolicznościach, dlatego teraz tak ich nienawidzi. No cóż, ale gdyby nie on, nie miałabym teraz takiego cudownego ojca chrzestnego - Anastazja włączyła tryb filozofki. Prawdą jest, że najbardziej filozoficzne i szczere rozmowy odbywają się późną nocą - Do czegoś ci mugole się czasem przydają. Gdyby jakiś Riddle nie napatoczył się siedemnaście lat temu, nie miałabym też takiego kochanego chłopaka. Zarozumiałego, czasami bezmyślnego, zadufanego w sobie, ale kochanego.

Przeczesała palcami nieco oklapnięte włosy Riddla. Kąciki ust chłopaka lekko się uniosły. Później usiadła okrakiem na jego udach i przyłożyła czoło do jego czoła.

- Zostań ze mną już do końca - mruknęła czule wplatając palce w jego ciemną czuprynę.

- Jakiego końca? Nie będzie końca - pocałował ją w usta - będę na zawsze - szepnął.

Znów to nienazwane uczucie zawirowało w jego wnętrzu. Powtarzał w duchu wbrew sobie jak regułkę: miłość jest słaba.

Dziewczyna wtopiła się w jego usta ponownie.

- Chce ukraść twoje nazwisko - zaśmiała się, a Tom niemal się rozpłynął.

- Anastazja Riddle... Pasuje ci - stwierdził, podczas gdy błądził palcami po jej plecach od czasu do czasu wkładając ręce pod ubranie.

Pocałował ją po raz kolejny, pragnął więcej. Wyciągnął spod jej kołnierza migoczący medalion i obrócił w go dłoni.

- Zostaw ten wisiorek i zajmij się mną - szapnęła przygryzając płatek ucha bruneta.

Tom jak na rozkaz przyssał się do szyi Anastazji. Dziewczyna jęknęła cicho, następnie zaczęła rozpinać kolejne guziki jego koszuli.

Niespodziewanie usłyszeli kroki na korytarzu. Ich dźwięk sprawił, że nagle odkleili się od siebie. Do pokoju wspólnego weszła dziewczyna, którą kojarzyli jedynie z widzenia. Miała na sobie mocno pogniecioną koszulę nocną Na widok prefektów zbladła.

- O której to się wraca? - zaczął Riddle - Co ty sobie wyobrażasz szwendać się po zamku, kiedy jest tak niebezpiecznie. Marsz do łóżka!

Anastazja poczekała, aż dziewczyna wróci do pokoju.

- Wiesz, skąd ona wraca? - uśmiechnęła się znacząco.

- Domyślam się - odparł - to samo chcę zrobić z tobą.

Kontynuował przerwaną czynność. Po chwili jego rozporek był rozpięty, a majtki Anastazji leżały w rogu.

- Widzę, że dzisiaj szybki numerek - prefekt uśmiechnął się dwuznacznie - nawet nie rozebraliśmy się do końca, a ty już przechodzisz do sedna.

- Nie marnuj czasu - powiedziała, łapiąc jego członka w dłoń i poruszając wzdłuż.

Brunet przyciągnął ją agresywnie do siebie. Chciał już być w niej. Podniósł dziewczynę, a następnie posadził na stole i wszedł w nią bez ostrzeżenia. Była już na tyle morka, że zniosła to bez bólu. Jęknęła głośno, a Riddle zamknął jej buzię ręką.

- Cichaj. Jeszcze ktoś usłyszy, jak bawią się wzorowi prefekci - przygryzł ponętnie wargę.

Przeniósł dłoń na szyję Anastazji, ale jej nie dusił. Poruszał się w niej, jednostajnie przyśpieszając i drażnił jej czuły punkt drugą dłonią. Pod tym względem znali się na wylot. Profesor Stoneeye miała rację, że są powiązani nawet na tej płaszczyźnie. To był jeden z niewielu znanych im przypadków, kiedy wróżba się sprawdziła. Jak cudownie byłoby poznać wydarzenia ze wszystkimi, nawet najmniejszymi szczegółami, jakie przyniesie przyszłość. Niestety, sztuka jasnowidzenia nie była w stanie tego dokonać. Wróżby to tylko ulotne, niestałe wskazówki. Przyszłość zupełnie niepewna, nieznana i pełna niejasności, a z drugiej strony tak plastyczna. Przyszłość miała należeć do nich, bo to oni, powiązani przez gwiazdy, wpadli na siebie dzięki zdarzeniom wykreowanym przez los. Czymże jednak jest los? Czy mamy na niego wpływ? Czy gdyby mała Anastazja nie odwiedziła mugolskiego placu zabaw, nie odnaleźliby się? Co by się stało, gdyby William i Łucja nie podjęli decyzji o przeprowadzce do Wielkiej Brytanii, albo gdyby Luba nie otruła swojego pierwszego, mugolskiego męża arszenikiem? Wszystko jest zaplanowane z góry, czy dokonując wyborów sami kreujemy otaczającą nas rzeczywistość?

Nie ważne, co by było, gdyby. Ważne to, co jest teraz. Koleje losu doprowadziły do tego, że dwa niesłychanie trudne i uparte charaktery zatapiają się w tańcu rozkoszy i pożądania, a miłość? Odstawmy ją na drugi plan. Nawet wszechwiedzącemu narratorowi ciężko jest zdefiniować uczucie panujące między nimi.

- Oh, Boże! - jęk stłumiony przez dłoń Toma wydobył się z ust Anastazji.

- Mówiłem ci już kiedyś, wystarczy, że będziesz mówić do mnie po imieniu - sapnął brunet uśmiechając się znacząco.

Sukkub [T.M.R] 🔞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz