Uwodziciel

887 47 8
                                    

Anastazji nie było dane skorzystać z uroków śniegu, ponieważ zdążył już stopnieć. Ciągle odkładała na później obowiązkowe zimowe czynności, takie jak lepienie bałwana czy bitwa na śnieżki. Przepadło. W tym roku nici z zabawy. Wiosna nadchodziła wielkimi krokami, a wraz z nią zbliżał się koniec roku, a co za tym stoi - egzaminy.

Pusta już filiżanka odbiła kawowy ślad na pergaminie.

- Mówiłem, nie kładź filiżanek na papierze! - syknął Tom sięgając po różdżkę, aby wyczyścić brązowy okrąg na notatkach. Tym samym (ku nieszczęściu Anastazji) zabierając dłoń z jej uda.

Dziewczyna w odpowiedzi tylko westchnęła i pokiwała głową. Po chwili obaj wrócili do nauki. Para prymusów, ot co. Co prawda dla Riddla nauka w obecności Anastazji nie była najwydajniejsza, ale za to niezmiernie przyjemna. Prefekt skrycie liczył, że niewinne gesty takie jak dotknięcie uda, lekkie muśnięcie warg lub otarcie się o klatkę piersiową zakończą się jeszcze przyjemniej.

- Rozsiedli się król i królowa - prychnęła Hughes.

Osoba docinająca Riddlowi takimi tekstami musiała być skrajnie głupia lub niezmiernie odważna. Margaret ostatnio doskwierał deficyt atencji. Zgadza się, że para ślizgonów zajęła całą kanapę, ale Tom był przecież prefektem naczelnym (jeśli ma to jakieś znaczenie).

- Król i królowa mają w dupie opinię pospólstwa - rzuciła Cardwell.

Margaret prychnęła. Kilkakrotnie dostała nauczkę, że nie warto otwierać niewyparzonej ślizgońskiej gęby do Anastazji. Wygląda, że wciąż nie nauczyła się pokory.

- Merlinie! - rozbudził się nagle Tom. Wyglądało na to, że przypomniał sobie o czymś ważnym.

- Co się stało?

- Slughorn mówił, żebym przyszedł dziś wieczorem do jego gabinetu. Chce omówić jakieś sprawy związane z moją funkcją prefekta.

- Znowu Slughorn...

- Muszę iść - oznajmił zimno i beznamiętnie - Wiesz dobrze, że jest przydatny - dodał szeptem.

- Idź więc - westchnęła - Tylko...

- Nie będę siedział tam za długo - zapewnił, jakby wiedział, co ślizgonka miała na myśli.

Tom poprawił szatę, której nie zdążył jeszcze zdjąć po lekcjach, a następnie wyszedł z pokoju wspólnego. Anastazja zaczęła zastanawiać się co tym razem kombinuje Dziedzic. Nie możliwe, żeby Slughorn wzywał go po lekcjach w ,,służbowej'' sprawie. Zawsze zatrzymywał go w klasie po eliksirach, a dziś w południe mieli nawet dwie.

Pora na małe śledztwo.

Przypomniał jej się dzień, kiedy Riddle otworzył Komnatę Tajemnic. Wtedy tak samo próbowała rozgryźć jego zamiary. Gdy wstała z kanapy znów rozbolała ją głowa. Ból dokuczał jej coraz częściej. Starając się zignorować dolegliwość, poskładała książki i zwoje pergaminu w jego miejsce. Żałowała, że nie ma przy sobie żadnych specjalnych ziółek. To nie była zwykła migrena czy odwodnienie. Przeciążyła umysł. Źle oceniła swoje możliwości i używała legilimencji ponad siły. Po prostu się przetrenowała, to tak jak przeciążenie mięśni. Teraz była zmuszona trochę przystopować. Jedyne, co przy wielkim wysiłku udało jej się odczytać to ,,siódme piętro''. Powtarzała sobie to cięgle w głowie. Wiedziała, gdzie musi zmierzać.

Siódme piętro.

Mało kto zapuszczał się w te zakamarki szkoły. Były ciekawsze miejsca, chociażby Wielka Sala czy nawet biblioteka. Przemierzała korytarze nie rozglądając się. Szła pewnie przed siebie. Kolejna szansa, aby wreszcie trzymać Riddla w garści. Pokonała ostatni schodek na siódme piętro. Prawie na końcu długiego korytarza zobaczyła wysoką, smukłą postać wchodzącą do jednego z pomieszczeń. Nie przypominała sobie, żeby wcześniej były tu drzwi. Zanim zdążyła dobiec do miejsca zdarzenia, drzwi zniknęły. Stała skonfundowana przed pustą ścianą. Była gotowa przysiąc, że właśnie w tym miejscu, dosłownie chwie temu były drzwi! Co się z nimi na brodę Merlina stało?

Nagle zza rogu wyszedł Tom. Jakby się przeteleportował, ale przecież nie mógł tego zrobił na terenie Hogwartu. Zanim się zorientowała, została przygwożdżona do ściany.

- Znów węszysz? - syknął wściekle Riddle.

- Daj spokój, po prostu...

- Nawet nie próbuj kłamać.

Ślizgon napierał na nią ciałem w taki sposób, że ciężko było jej się ruszyć, a co dopiero oddychać. A może to jego głęboki głos zapierał dech w piersiach. Nie tylko ją jedną fascynował, ale tylko ona jedyna miała do niego dostęp.

- Lepiej wytłumacz to, w jaki sposób znikasz za drzwiami i pojawiasz się nagle za rogiem - powiedziała pewnie.

Tom zmierzył ją groźnie wzrokiem, zmarszczył brwi jakby zastanawiał się nad odpowiedzią.

- W swoim czasie - mruknął beznamiętnie - Teraz wracaj do siebie. Muszę coś załatwić.

- I znów tajemnice.

- Mówiłem, dowiesz się w swoim czasie.

- Jasne - odparła smutno. Nikt nie był w stanie stwierdzić, czy był to prawdziwy, czy udawany smutek.

Riddle uśmiechnął się triumfalnie.

- Wracaj do siebie - po tych słowach ucałował dziewczynę w czoło.

Anastazja spojrzała na niego szklącymi się oczami, a następnie bez słowa powędrowała w swoją strone. Wciąż nie dostała odpowiedzi na nurtujące ją pytanie, ale jeśli to, co Tom kombinuje ma coś wspólnego z Lordem Voldemortem, to mogła być spokojna. Tak, dokładnie. Spokojna, ponieważ poniekąd to ona go stworzyła. Przypadkowo pozostawione notatki, potyczki legilimencji, a nawet wręczona przez nią książka z własnym tłumaczeniem, to wszystko subtelne wskazówki. Wielki czarnoksiężnik ciągnięty za rączkę przez kobietę, której nie jest w stanie się opszeć.

Ból głowy wciąż dawał się we znaki. Stwierdziła, że warto byłoby ulżyć sobie w katuszach i wstąpić do skrzydła szpitalnego po odpowiednie ziółka. Zanim jednak zdążyła zejść na parter, zaczepiła ją wysoka dziewczyna o pulchnej twarzy i kręconych włosach. Na piersi widniała odznaka prefekta Ravenclawu.

- Przepraszam! Anastazja, tak? Słuchaj, musisz mi pomóc - powiedziała z nutą bezsilności i rozkazu w głosie.

- Yyy, dobrze, tylko powiedz najpierw o co chodzi - odparła zbita z tropu.

- Chodzi... Chodzi tą waszą Hughes, czy jak jej tam - na dźwięk tego nazwiska Anastazja przewróciła oczami - Już sobie z nią nie radzę. Żadne upomnienia do niej nie docierają. Myśli, że jeśli jest prefektem to może do woli przebywać w naszym pokoju wspólnym i plotkować ze swoimi przyjaciółkami, a przecież tylko prefekt naczelny może wchodzić do pokoju wspólnego innego domu i to tylko w nadzwyczajnych wypadkach. Nie chciałam robić problemów, ale naprawdę rozkładam już ręce.

- Ah tak, my przegoniliśmy krukonki, więc ona więc przeniosła się do was. Ostatnio jest jakaś plaga łamania tej właśnie zasady - mimowolnie przeszła jej przez myśl Amelia - Właściwie... Dlaczego prosisz mnie o pomoc, a nie Tommy'ego? - wydawało się, jakby krukonki wzdrygnęła się na dźwięk tego imienia - Przecież on jest prefektem naczelnym, a ja tylko zwykłą uczennicą.

- No wiesz - głos jakby się jej podwyższył - U-uznałam, że jesteś bardziej odpowiednią osobą. Tak mi się wydaje... Nie żeby Tom nie był wpływowy, czy coś, ale... - nawet bez użycia legilimencji było widać, że krukonka obawia się Riddla.

- Dobra - przerwała Anastazja mając dość ciągłego jąkania - Zrobię co w mojej mocy.

- Na prawdę? Dziękuję! Mogłabyś teraz pójść ze mną do pokoju wspólnego? Na pewno tam siedzi. Widziałam ją, gdy wychodziłam. Chciałabym mieć to już z głowy. Do prawdy, nienawidzę łamania szkolnych zasad.

Anastazja chciała zaprotestować, ale krukonka pociągnęła ją za sobą nie dając szansy na odmowę. Konfrontacja z Hughes może być męcząca, ale z drugiej strony satysfakcjonująca.

Pierwszą myślą, jaka przeszła jej przez głowę było to, czy wprowadzenie ślizgonki do salonu krukonów nie będzie właśnie złamaniem ukochanego regulaminu prefekt? Kolejną, mimowolną myślą, dzięki której na twarzy dziewczyny pojawił się krótki uśmiech było pytanie, czy w owym regulaminie jest wzmianka o seksie na korytarzu lub w łazience? To pytanie nigdy nie zostało zadane na głos.

- Szczerze mówiąc, nie wiem gdzie znajduje się dormitorium Ravenclawu.

- Już, za chwilkę dotrzemy. Nie daj się tylko zaczepić Helenie.

- Helenie?

- Helenie Ravenclaw. Duchowi córki Roveny Ravenclaw. Ostatnio ma jakiś zmienny humor. Raz jest cała w skowronkach, a raz rozpacza. Może to przez pogodę.

- Kto wie - westchnęła znudzona.

Od ścian wierzy odbijał się dźwięk nucenia.

- Już ją słychać.

Wspięły się po ostatnich stopniach wierzy. Faktycznie, przy oknie stała mglista, biała postać wpatrująca się marzycielsko w dal.

- Jak cudownie! Piękny dzień dziś mamy, prawda? Jakby codziennie były walentynki - ciągnął duch rozmarzonym głosem.

- Walentynki były ponad dwa miesiące temu, Heleno - zbyła ją krukonka. Pośpiesznie podała hasło, po czym drzwi się otworzyły.

Już od progu można było zauważyć tlenioną czuprynę Hughes. Ani ona, ani jej krukońskie koleżanki nie spostrzegły wchodzącej Ślizgonki. Anastazja głośno odchrząknęła. Skutek był nijaki, więc zrobiła to jeszcze raz. W końcu Hughes odwróciła się z miną, jakby powąchała tuzin łajnobomb.

- A TY co tutaj robisz? - warknęła mierząc ją wzrokiem od stóp do głów.

- Mogę zadać to samo pytanie. Zdaje się, że to nie jest twoje dormitorium - Anastazja z trudem zmusiła się na spokojny ton głosu.

- Twoje też nie! Jestem prefektem - wskazała teatralnie na odznakę - Mam przywileje, rozumiesz? Przy-wi-le-je.

- Wydaje mi się, że znam regulamin szkolny lepiej od ciebie. W dormitorium innego domu może przebywać tylko prefekt naczelny. Nie jesteś nim, więc wychodź stąd.

- Myślisz, że zrobię to, bo ty tak mówisz? Hahaha, naiwna jesteś.

Anastazja miała dość marnowania czasu.

- Levicorpus! - niecierpliwie wypowiedziała zaklęcie, a ciało Margaret zawisło w powietrzu głową w dół. Jej przyjaciółki bezskutecznie próbowały ściągnąć ją na ziemię - To jak będzie? Wyjdziesz sama czy mam ci pomóc?

- Puść mnie! Już! W tym momencie! Daje ci szlaban!

- Tommy mi go anuluje. Wychodzisz czy chcesz tak wisieć? - uśmiechała się triumfalnie.

- Niech ci będzie! Wyjdę, ale odstaw mnie na ziemię!

Anastazja machnęła różdżką. Blondynka nagle spadła na kanapę lądując na plecach, następnie wybiegła z naburmuszoną miną z dormitorium. Prefekt krukonów, zaskoczona metodami wychowawczymi Anastazji rzuciła tylko krótkie ,,dziękuję''.

Duch wciąż nucił swoją melodię. Głowa Anastazji zaczęła pulsować ostrym bólem. Złapała się za skronie, pociemniało jej w oczach, ale po chwili wszystko wróciło do normy. Nie umknęło to uwadze Hughes.

- Co jest? Tym razem spadłaś z miotły na główkę?

- Daruj sobie - syknęła ostrzegawczo - Następnym razem nie ja tylko Tommy będzie się z tobą użerał, a on się w tańcu nie pierdoli.

- A może to on przywalił ci łbem o ścianę! No, no... Tom potrafi być ostry w tych sprawach. Wariacik z niego.

Duch rozszerzył oczy. Przez moment lustrowała obie dziewczyny wzrokiem, zerkając raz na jedną, raz na drugą.

- O kim rozmawiacie? - wtrąciła się ciekawska Helena.

- O Tomie Riddlu, znasz go? - wyrwała się Hughes, jakby bardzo chciała się pochwalić znajomością ze ślizgonem.

- Znam! Oczywiście, że znam. Przychodzi tu często do mnie, jest taki czarujący - ciągnęła rozmarzonym głosem - Taki bystry i do tego nieziemsko przystojny - gdyby mogła, na pewno zaczerwieniłaby się w tym momencie - Kim on dla was jest? - zaskoczyła nagle. W jej głosie dokładnie słyszalna była zazdrość.

- W sumie to mój kolega. Tak, tak to można nazwać - powiedziała Margaret.

- Jest moim chłopakiem - odpowiedziała Anastazja krótko i zgodnie z prawdą. Pragnęła jak najszybciej się stamtąd ulotnić.

- J-jak to CHŁOPAKIEM?! - duch wytrzeszczył oczy jeszcze bardziej. Nie dowierzał - TWOIM CHŁOPAKIEM?! To niemożliwe! On... On... Obiecywał mi... Mówił mi... A ja... Nie, nie, nie... KŁAMIESZ! TY NA PEWNO KŁAMIESZ!

Wycie ducha ogarnęło całą wieżę. Anastazja i Hughes tylko popatrzyły na siebie wymownie, po czym zbiegły schodami w dół ile sił w nogach unikając kłopotów. Żadna z nich nic z tego nie rozumiała. Czy Helena coś sobie ubzdurała? A może Riddle faktycznie uwiódł ducha?!

Sukkub [T.M.R] 🔞Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang