Urok 💫

1.2K 66 18
                                    

Koszyk pomysłów na special na 10k --> \_/

___

Ostatnimi czasy każdy żył w swojej bańce, jakby nagle wszyscy zamienili się w introwertyków. Jedynie Benjamin utrzymywał normę i raz po raz namawiał kogoś na partyjkę pokera.

Biblioteka stała się najbardziej obleganym miejscem przez siódmoklasistów. Aż ciężko uwierzyć, że tak pilnie przygotowywali się do egzaminów.

- Jest dopiero wrzesień a wy już się uczycie! - rzucił zirytowany Lestrange. Nie mógł znieść sztywnej atmosfery, jaka panowała wśród przyjaciół.

Tom zamknął starą księgę z hukiem.

- Czyżbyś zapomniał, ile trolli zgarnąłeś w tym tygodniu? - zakpił Riddle.

- Próbowałem rozplanować sobie naukę do owutemów. Okazało się, że żeby zdążyć, powinienem zacząć powtarzać materiał już w połowie szóstej klasy! Tego jest tak dużo - jęknął Nathaniel.

- Do tego nauczyciele pytają nas na każdej lekcji - westchnął Tom osuwając się na krześle.

- Wyluzujcie, jest piątek! Dziewczyny pewnie siedzą teraz na błoniach i cieszą się początkiem weekendu.

- Są w bibliotece - poinformował Tom.

- Co jest, macie jakieś zmiany? Ostatnim razem zapytałem o ciebie, gdy Anastazja uczyła się w pokoju wspólnym i powiedziała, że to ty jesteś w bibliotece. Unikacie się? - Benjamin przysiadł się do stołu pełnego podręczników i zwojów pergaminu.

- Nie chcemy sobie przeszkadzać - skłamał.

- Ah, rozumiem - Ben uśmiechnął się znacząco - Jej obecność cię rozprasza.

Tom tylko prychnął w odpowiedzi. Nagle drzwi się otworzyły i do środka wparowała zdyszana Anastazja odziana w szatę sportową.

- O wilku mowa - rzekł Nathaniel wciąż z nosem w książce. Zdawał się nawet nie patrzeć na przybysza.

- Czy ty wiesz, która jest godzina?! - krzyknęła stojąc w wejściu z rękami na biodrach - Wszyscy czekają na boisku, a kapitana brak. Zbieraj się! Zapomniałeś o dzisiejszym sprawdzianie?

- Ani cześć, ani pocałuj mnie w dupę - mruknął Nathaniel.

- Na brodę Merlina! To już czas? Zasiedziałem się - Benjamin pobiegł do dormitorium chłopców jak poparzony i tak samo szybko wrócił z miotłą i szatą sportową pod pachą.

Błyskawicznie i bez pożegnania wyszedł wraz ze ścigającą z lochów. Pędząc przez korytarze przypadkowo potrącili jakiegoś krukona.

- Pośpiesz się, puchoni zaklepali boisko za dwadzieścia minut. Nie mamy czasu! - poganiała go dziewczyna.

- Mam pomysł.

Lestrange dosiadł miotłę, gdy znaleźli się na korytarzu blisko Wielkiej Sali.

- Nie masz na myśli...

- Siadaj! W dwadzieścia minut musimy wyłonić nowego szukającego i pałkarza.

Niewiele myśląc Anastazja także dosiadła miotłę Benjamina. Nie byli pewni, czy jedna miotła utrzyma dwóch czarodziejów jednocześnie, ale kto nie ryzykuje ten nie pije szampana, a w ich przypadku Ognistej Whiskey. Objęła ślizgona, aby nie spaść, następnie wzbili się metr ponad kamienną posadzkę i wylecieli przez otwarte drzwi na zewnątrz. Ludzie latający po korytarzu to dość niecodzienny widok, z tego względu przykuli uwagę wszystkich tam obecnych. Na całe szczęście, wśród gapiów nie było nauczycieli.

Szybowali przez błonia, a stadion przybliżał się coraz bardziej. Kiedy Lestrange zakręcił ostro, Anastazja ścisnęła mocniej jego szatę.

- Spokojnie - powiedział ciepłym półgłosem.

Miotła zanurkowała w powietrzu i spektakularnie wylądowali na środku boiska. Jak się spóźniać, to z klasą. Grupka ludzi zgromadziła się pod obręczami. Benjamin w drodze zdjął marynarkę, z której kieszeni wypadła paczka papierosów, a nastęnie koszulę, ukazując widocznie zarysowane mięśnie brzucha i klatki piersiowej. Anastazja, choć chciała, nie mogła oderwać od niego wzroku, aż nie założył na siebie sportowej szaty. Jego ciało było zdecydowanie bardziej wyrzeźbione niż Toma. Co się dziwić, Lestrange był urodzonym sportowcem.

- Nie będę się tłumaczyć ze spóźnienia - zaczął - mieliście wystarczająco czasu, aby się rozgrzać. Kandydaci na pałkarza idą ze mną, szukający zostają z Nastką. Już, ruszać się!

Kapitan oddalił się na drugą połowę boiska, wcześniej zabierając kufer z piłkami. Z Anastazją zostały trzy osoby.

- Nie będziemy bawić się ze zniczem, nie wiadomo ile czasu zajmie wam złapanie go - zaczęła - Proste zadanie, dosiadacie miotły, ja rzucam piłkę, i kto pierwszy ją złapie, dołącza do drużyny. Zrozumiano?

Trzy głowy pokiwały na ,,tak''. Anastazja wzięła z pudełka piłkę mniej-więcej wielkości znicza, zamachnęła się i rzuciła najmocniej jak potrafiła. Kandydaci jak na sygnał wystartowali za piłką, ale tylko jeden wykazał się świetną reakcją, szybkością i dokładnym chwytem. Ślizgonka uśmiechnęła się pod nosem, ponieważ domyślała się, jaki będzie wynik. Sprawdzian to tylko formalność. Od początku było wiadomo, kto dostanie się do drużyny jako szukający.

- Świetna robota, Rosier.

Chłopak uśmiechnął się szeroko i przeczesał palcami rozwiane, brązowe fale.

- Jeszcze dwie szanse, skupić się.

Piłka została rzucona ponownie, a póżniej jeszcze raz. Wyniki były dokładnie takie same.

- Miło mi to mówić, witamy w drużynie, Rosier - Anastazja uścisnęła dłoń nowego szukającego, po czym poklepała go po plecach.

Pozostała dwójka zrezygnowana udała się w stronę zamku mrucząc coś pod nosem.

- Szczerze, mało kreatywny ten sprawdzian - zaśmiał się szukający.

- To wszystko pic na wodę, nie zauważyłeś? - odparła Anastazja siadając na trawie - Ci dwaj od początku byli na straconej pozycji. Ben nie widział w nich nawet grama pasji i determinacji.

Rosier przysiadł obok. W oddali Benjamin oraz mała grupka uczniów śmigała na miotłach i odbijała tłuczki. Po kilku dłuższych chwilach wylądowali na ziemi, wtedy Rosier i Anastazja dołączli do nich. Miny kandydatów od razu zdradzały, kto poniósł porażkę, a kto się dostał.

- To nasz nowy companero - kapitan położył dłoń na głowie chłopaka o ciemniejszej cerze, kruczoczarnych włosach związanych w samurajski kucyk i ostrych rysach twarzy - Rainer Muciber, pewnie go znacie, pił z nami po meczach.

- To o ciebie się ostatnio potknęłam!

- Bardzo prawdopodobne - odparł Rainer mierząc stalowymi tęczkwkami Anastazję z góry do dołu.

***

Tymczasem w pokoju wspólnym panowało zebranie stowarzyszenia półżywych kujonów.

- Życiodajna kawa! - jęknął z ulgą Nathaniel, gdy Tom postawił na stole dzbanek wypełniony ciemną cieczą i kilka kubków - Chwilka... Jak dostałeś się do kuchni?

- Nie wiesz gdzie jest wejście? Serio nie znalazłeś go po siedmiu latach? - powiedział nalewając sobie kawy.

- Zawsze byłeś bardziej spostrzegawczy ode mnie.

- To wiadomo. Wrócili już z boiska?

- Nie... Raczej nie, właściwie to się nie skupiłem.

Riddle w zamyśle wziął łyka kawy. Podparł się na dłoni i w skupieniu wpatrywał w płomień świecy. Niespodziewanie przypomniało mu się, jak zastał Anastazję w pokoju pod swoją nieobecność.  Dlaczego przypomina mu się to akurat teraz?

Ostatnio bardzo się od siebie oddalili, widzą się praktycznie tylko na lekcjach. Nienazwane uczucie zepchnął na skraj świadomości i zamknął w mroku na trzy spusty, aby się nie wydostało. Co tak naprawdę go jeszcze przy niej trzyma?

Medalion.

Musiał go zdobyć. Kim ona jest, aby posiadać tak cenną pamiątkę po Salazarze Slytherinie, którego to on był prawowitym dziedzicem. Nikt inny tylko on. Nagle wpadł na pewien pomysł. Odłożył kubek na stół, po czym ruszył w stronę dormitorium dziewcząt. Prefekt naczelny może tam wchodzić bez problemu.

- A ty gdzie? - zapytał skonfundowany Nathaniel.

- Muszę coś sprawdzić.

Blondyn nie pytał o szczegóły. Właściwie wcale go to nie interesowało. Myślami był teraz przy teorii eliksiru pobudzającego. Efekty zarzucia brzmiały były prawie identyczne jak przy Gandalfie Białym, którego Tom miał okazję zastosować w praktyce.

Riddle wszedł ostrożnie do dormitorium dziewcząt. Amelia i Walburga nadal były w bibliotece, a Anastazja na boisku, więc był w nim zupełnie sam. Omiótł wzrokiem część pokoju należącą do Anastazji. Na stoliku obok kosmetyków i skrzyneczki na korespondencję coś błysnęło. Tom wiedział, że dziewczyna zdejmuje medalion na treningi. Bała się, że go zgubi, był zbyt cenny. Bransoletki, którą dostała od Toma w zeszłym roku nie zdejmowała prawie nigdy, a w rzeczywistości była stokroć cenniejsza niż medalion, choć pewnie nie zdawała sobie z tego sprawy. Znajdowało się w niej bowiem coś niezwykłego. Nie chodzi o szlachetne kamienie, czy metale, ale coś, czego nie można dotknąć, ani zobaczyć.

Riddle od najmłodszych lat zdawał sobie sprawę, że cel uświęca środki. Sięgnął po medalion, a gdy tylko lekko musnął go opuszkami palców, ten otworzył się wydając z sie przaraźliwy wrzask. Odgłos dobiegał jakby ze wszystkich stron i brzmiał, jakby co najmniej obdzierano kogoś ze skóry. Tom miał wrażenie, że cały zamek musi to słyszeć. Odruchowo zatkał uszy, ale jazgot nie cichł. Wtedy złapał za naszyjnik i cisnął nim o podłogę i wreszcie nastała cisza. Ulżyło mu. Wpatrywał się ze zdziwieniem w medalion, który przy takiej sile uderzenia powinien się roztrzaskać, a wciąż był cały. Nie miał zamiaru dotykać go ponownie. Krzyk, jaki wcześniej usłyszał, był najokropniejszym krzykiem, jaki w życiu słyszał. Blady jak ściana wyszedł z pomieszczenia nawet nie domykając drzwi.

Anastazja to przewidziała. Wydedukowała, że Riddle ma chęć na ten medalion i prędzej czy później rączki go zaświerzbią. Nałożyła więc eksperymentalną klątwę, ale nie byle jaką. Nakierowała ją jedynie na Toma. Personalizacja to skomplikowany manewr, ale zważając, że Tom wciąż miał na sobie namiar, było trochę łatwiej.

Prefekt wrócił zrezygnowany do pokoju wspólnego.

- Słyszałeś to? - zapytała niespokojnie.

- Co takiego? - zdziwił się Nathaniel.

Jego zdziwienie było szczere, faktycznie nic nie słyszał. To by wskazywało, że krzyk był tylko w jego głowie.

Gdzie ona nauczyła się tak zaawansowanych uroków?

W jednej chwili ogarnął go strach i obawa, że może być lepsza od niego. Co gorsza, jeśli prześcignęła go w legilimencji. W jednej chwili pożałował, że o czymkolwiek jej mówił. Wyjawił Anastazji znane mu tajniki czarnej magii jakby lał wodę.

Czy aż w takim stopniu zaślepił go urok dziewczyny? Kim ona była?

Sukkub [T.M.R] 🔞Onde histórias criam vida. Descubra agora