Licencja na teleportację

755 43 0
                                    

Temperatura wciąż utrzymywała się poniżej zera. Wcześniej idealna tafla śniegu wokół zamku zdążyła już zostać wydeptana przez uczniów. W normalnych okolicznościach Toma rozdrażniłby ten brak perfekcjonizmu, jednak teraz miał ważniejsze sprawy na głowie. Zdaje się, że już od dłuższego czasu na dobre zatracił się w swoich planach, o których nie wiedział nikt inny oprócz jego samego, a przynajmniej tak mu się zdawało.

Pokój wspólny znów wibrował od nerwów i stresu spowodowanych dzisiejszym egzaminem praktycznym na licencję. Część siódmoklasistów miała go już za sobą. Tom, mimo że egzamin czekał go dzisiaj, wcale się nie stresował. Jak zwykle był pewien swojej wiedzy i umiejętności. Teleportacja to nic trudnego. Wystarczy wprawa i pamiętanie o zasadzie ce-wu-en, składającą się z celu, woli i namysłu. Pójdzie jak z płatka, z resztą jak zwykle.

Riddle rozejrzał się po pokoju. W głębi poszarpanej duszy pragnął dostrzec Anastazję wertującą księgi pisane w nieznanym mu języku, jednak dziewczyny nigdzie wokół nie było. Grupka szósto i siedmioklasistów siedziała przy stole stukając nerwowo palcami o blat, trzęsąc kolanem czy nawet obgryzając paznokcie ze stresu. Do prawdy, jak oni chcą poradzić sobie z owumetami, jeśli przerasta ich błahy egzamin na licencję.

Tom zastanawiał się, kto tym razem się rozszczepi. Nie ukrywał, że największą radość sprawiłoby mu, gdyby stałoby się to Amelii. Czuł do niej awersję, jednak obiecał Anastazji, że nie będzie się mieszał.

***

Głowa Anastazji wciąż jeszcze pulsowała, a tym razem to nie był kac. Wczorajszym wieczorem poczyniła nie lada wysiłek, aby odczytać myśli Toma, ale wreszcie się udało.

Już niedługo.

Odrzuciła myśl o Riddlu na drugi plan. Dziś priorytetem był egzamin. Musi się skupić.

***

O dwunastej w Wielkiej Sali zebrali się wszyscy przystępujący do egzaminu na licencję oraz egzaminatorzy bacznie obserwujący każdy ruch. Niektórzy uczniowie czując na sobie surowy wzrok egzaminatorów mieli wrażenie, że są oceniani jeszcze przed rozpoczęciem testu.

Wzdłuż Sali rozłożono kilka obręczy. Jak można się domyślić, oznaczały one miejsce aportacji.

Nagle Anastazja poczuła, że ktoś ją szturchnął, a wtedy całe jej ciało nagle się rozluźniło. Odwróciła się za siebie i ujrzała parę ciemnych jak noc oczu. Czuła, jakby ich właściciel stworzył tarczę chroniącą ich przed gęstą, nerwową atmosferą.

- Nie bój się - mruknął wysilając się na ciepły ton głosu.

- Nie boję się. Zbieram myśli, a ty mnie rozpraszasz.

- Wzajemnie - mruknął.

Kątem oka dostrzegła bladą jak ściana Amelię. Chciała podejść do blondynki i poklepać ją wspierająco po plecach, ale teraz wydawałoby się to nienaturalne. Po tak długim czasie nieodzywania się do siebie, nawet kontakt wzrokowy był niezręczny. Anastazja postanowiła skupić się na sobie i na wyniku swojego własnego egzaminu.

- Uwaga! - rozbrzmiał głos jednego z egzaminatorów. Sądząc po reakcji innych, był pewnie przewodniczącym komisji - Wybiła dwunasta, rozpoczynamy egzamin. Stawiają się kandydaci wyczytani w kolejności alfabetyczej - ciągnął - Amelia Avery!

- Nienawidzę mieć nazwiska na A - mruknęła pod nosem.

Drżącą dłonią okazała zaświadczenie o odbyciu egzaminu. Czuła na sobie wzrok wszystkich osób zgromadzonych w Wielkiej Sali. Czuła się gorzej niż na jakimś ważnym publicznym wystąpieniu. Całkowicie zesztywniała. Starała się wyluzować, wziąć głęboki wdech, jednak coś ją blokowało.

- Twoim zadaniem jest deportować się dokładnie w obrębie obręczy na końcu sali - tłumaczył główny egzaminator - Następnie, oczywiście, jeśli ci się uda, deportuj się do Hogsmeade tuż obok sklepu Zonka, tam czeka kolejny egzaminator. Zrozumiano?

Amelia niepewnie kiwnęła głową. Tygodnie rozbicia i samotności musiały ją zniszczyć. Podobno nawet omijała zajęcia na kursie teleportacji.

Ostatni raz wzięła głęboki wdech próbując się skupić.

- Anastazja, zastanawiam się jak dokładnie dostałaś się do Austrii podczas ferii? - zapytał znienacka Tom.

- Pociągiem - odpowiadała bez namysłu Cardwell. Była zbyt skupiona na poczytaniach Amelii. Wydawała jej się zupełnie rozkojarzona i wypłukana z życia.

- Pociągiem przez morze?

- To znaczy...

Nie zdążyła dokończyć zdania, ponieważ przerwał jej stłumiony okrzyk małego tłumu zgromadzonego w sali. Przez chwilę nie docierało do niej, co się stało. Wszystko zadziało się jakby w zwolnionym tempie. Wielka Sala zmieniła wystrój na szkarłat. Gryffindor. Czerwień. Dużo czerwieni. Wielka plama na kamiennej posadzce. Co się dzieje? Anastazji zawirowało w głowie. Okropny krzyk odbił się echem. Riddle chciał ją zatrzymać, ale nie mógł. Nawet on nie mógł. Anastazja pobiegła do blondynki nie patrząc przed za siebie i nie patrząc na innych. Niechcący natknęła się na szkarłat zostawiając za sobą czerwone ślady w postaci odbicia podeszwy w rozmierze trzydzieści sześć. Będąc już blisko zobaczyła w przekrwionych, błękitnych oczach strach, jaki ciężko było opisać słowami. Poprawnie odpisał go tylko szloch ogarniający pomieszczenie.

- Zabierzcie ją do skrzydła szpitalnego! Poważne rozszczepienie! - nakazał jeden z egzaminatorów.

Amelia leżała na ziemi dokładnie w środku narysowanego koła, które rozmywało się pod wpływem czerwonej cieczy, a jej noga od połowy uda została na linii startu. Widok krwi był najgorszy. Sączyła się jak z kranu.

Anastazja trzymała blondynkę za rękę. Żadna z nich nic nie mówiła. Nie było trzeba. Czyny mają większą wartość, a oczy wyrażają wszystko, co trzeba. Z oka Anastazji popłynęła samotna łza, w której oprócz wody i soli mineralnych mieściła się obawa o Amelię. Odgarnęła jasny kosmyk z czoła dziewczyny. Nie mogła już dłużej pozostawać obojętna i dostosowywać się do moralności innych. Amelia była jej przyjaciółką. Popełniła błąd z własnej naiwności. Serce nie sługa. Anastazja nie była pamiętliwa, liczyła na to, że wszystkie złe dni odejdą w niepamięć także że strony Amelii.

Tom przyglądał się całej tej scence z kamiennym wyrazem twarzy. Nie dał po robie pokazać, że w jego środku rozbrzmiewa sadystyczny rechot. Mimowolnie uśmiechnął się kącikiem, po sekundzie znów kryjąc euforię pod lodowatą maską. Zdradziecka krew wciąż spływała na posadzkę. Martwiło go tylko to, że plamy tej krwi znalazły się na koszuli Anastazji, która w tym momencie kompletnie nie zwracała na niego uwagi.

Po chwili Avery została zabrana do skrzydła szpitalnego. Mimo że Wielka Sala została przywrócona do stanu sprzed wypadku, każdy wciął miał w głowie tę scenę. Zgodnie z wytycznymi, egzamin kontynuowano. Kilka osób o słabych nerwach zrezygnowało w międzyczasie.

***

Wieść o zaistniałych wydarzeniach błyskawicznie rozniosła się po szkole. Mimo że każdy wokół o tym rozmawiał, to z Tomem, ani z nikim z paczki nie zamieniła ani słowa na ten temat. Nikt nie wiedział co powinien powiedzieć. Panowała między nimi jakaś dziwna cisza, ciężka jak ołów.

Anastazja wymknęła się wieczorem do skrzydła szpitalnego. Obawiała się, że przy Amelii będzie czuwał Smith. Nie chciała się z nim konfrontować, rozmowa z samą Amelią wydawała się już wystarczająco trudna.

Drzwi zaskrzypiały. Przeszła między rzędem łóżek oddzielonych parawanami. Na jednym spod śnieżnobiałej kołdry wystawała blond czupryna, a obok siedziała postać o tak samo jasnych włosach. Rodzeństwo Avery w komplecie.

- Nie przeszkadzam? - zaczęła niepewnie patrząc raz na Amelię, raz na Nathaniela.

Rodzeństwo wymieniło ze sobą spojrzenia.

- Nie przeszkadzasz, siadaj - zapewniła podwyższonym głosem Amelia.

Nathaniel miał przeszklone oczy. Wygląda na to, że właśnie skończyli ważną rozmowę. Potrzebowali jej po tylu cichych dniach.

- Jak się czujesz? - zapytała Anastazja.

- O wiele lepiej. Poskładali mnie w mgnieniu oka, ale jeszcze muszę poczekać, aż wszystko dokładnie się zagoi - powiedziała wskazując na ukrytą pod pierzyną nogę.

- Cieszę się, że wszystko jest w porządku.

Amelia skinęła głową, a później nastała niezręczna cisza. Już od początku atmosfera była nieco grobowa, a każde wypowiadane słowo wydawało się sztuczne jak dialogi w mugolskich telenowelach.

- Merlinie - westchnęła Anastazja - Mam dość tego milczenia. Ten wypadek musiał być katalizatorem dialogu - zawahała się na chwilę - Te ostatnie tygodnie to jakiś żart. Każda ze stron popełniła błędy, wiem, że...

- Nastka, rozumiem. Nie musisz mówić więcej - uśmiechnęła się Amelia - Rozmawiałam już z Nathanielem, a wcześniej wszystko sobie przemyślałam. Miałam czas. Już od jakiegoś czasu nie jestem z... Nim. Zostałam sama, między młotem a kowadłem. Chciałam się do was odezwać, ale nie wiedziałam jak. Przecież to ja popełniłam błąd. Głupio się zauroczyłam, nawet nie zakochałam, po prostu zauroczyłam... Do tego w kimś takim. Z jednej strony wiedziałam, że nie powinnam, ale z drugiej... Zrozum mnie, proszę.

- Dlaczego wcześniej mówiłaś, że nie wyobrażasz sobie związku ze szl... Z mugolakiem?

- Bo tak było, ale chciałam wreszcie zrobić coś wbrew zasadom. Wiem, to było naiwne. Znałam pogląd Toma i reszty, ale dopiero po czasie dotarło do mnie, że zdradziłam krew. Byłam zaślepiona uczuciem. Przepraszam was.

- Nie wiem co na to reszta, ale ja wybaczam i też przepraszam. Wiem, że boisz się wrócić do reszty, ale nie martw się. Przekonam ich, aby wszystko wróciło do normy.

- Myślisz, że się uda?

- Zapewniam - rzuciła pewna siebie. Zdawała sobie sprawę, że ma siłę przebicia w grupie. Z wiedzą jaką posiada, nawet Riddle nie będzie problemem.

I kto tu jest przekonujący?

Sukkub [T.M.R] 🔞Where stories live. Discover now