2

925 35 15
                                    

Mozolnym tępem wstała z łóżka i udała się w kierunku windy. Nacisnęła odpowiedni przycisk. Miała nadzieje, że jej tam nie rozszarpią, ale było jej wszystko jedno. Wkońcu była do takich sytuacji przyzwyczajona. No oczywiście nie licząc tego, że to był budynek nafaszerowany elektroniką wszędzie gdzie się dało. Pomimo pozorów budynek od środka nie był hiper dziwny. Wyglądał dość zwyczajnie, ale to pozory.

Po zaledwie minucie Wiktoria znajdowała się przed złoto srebrnym korytarzem z drzewkiem obok automatycznych drzwi po prawej stronie. Stanęła przed nimi, ale trzeba było wpisać jakiś kod. Na jej nieszczęście nikt jej nie powiadomił, że takowy będzie potrzebny. Pozostało jej prosić o pomoc Jarvisa

- Jarvis proszę powiadomić, że już przybyłam na piętro

Po chwili odezwała się sztuczna inteligencja

- Oczywiście pani Jonson

Zaledwie po paru sekundach z drzwi wyszła średniego wzrostu rudowłosa kobieta. Miała na sobie czarne trapery i siwo-czarny lateksowy kostium. Musiała coś ćwiczyć bo po jej budowie ciała widać było, że musi mieć sporo siłę. Stawiała na kraftmage lub boks tajski, ale nie była tego pewna. Włosy sięgające do ramion i były splecione w luźny warkocz. Na jej widok można było jedynie powiedzieć,, WoW"

Wika stała jak wryta gdy kobieta podeszła do niej i mocno ją uścisnęła. Zdecydowanie nie była przyzwyczajona do czułości, a zwłaszcza od osób, które widziała po raz pierwszy w życiu. Poklepała ją lekko po łopatkach, aby zwolniła silny uścisk. Rudowłosa lekko się speszyła i odrazu się odsunęła

- sorki Młoda za to. Nie często widuje tu inne kobiety - lekko się uśmiechnęła i kierując się do salonu dodała- Nazywam się Natasha Romanoff, ale mów mi Nat

Weszły do olbrzymiego salonu. Na środku niego znajdował się wielki stół, a dookoła były ustawione szerokie czarne kanapy. Pomieszczenie było urządzone w odcieniach brązu dzięki czemu wydawał się przytulniejszy, a zarazem bardziej elegancki.

Gdy znajdowały się już na kanapie Nat zawołała Jarvisa

-Jarvis zawołaj proszę chłopaków. Mamy gościa. Dodaj, że to pilne

Zwróciła się ku przerażonej sytuacją dziewczynie.Usiadły obie na kanape. Widząc, że dziewczyna jest spięta kobieta delikatnie pogłaskała ją po kolanie

- Nie masz się co stresować. Nikt cię tu nie zje, ani nie zabije. No może poza Clint'em, ale to z ciekawości. Nie codziennie mamy tu gości. Zwłaszcza tak młodych. Ile ty właściwie masz lat?

Dziewczyna lekko się speszyła. Sama świadomość, że zaraz zjawią się tu inne w dodatku obce osoby przyprawiała ją o dreszcze przez co jeszcze bardziej się spieła

- 17 proszę pani... To znaczy Nat- podrapała się po ramieniu.

Nie minęło nawet 5 minut, a już palnęła jakąś gafę. Aż strach pomyśleć co mogło być dalej. Pomyli imiona czy wywróci się z hukiem przez własne nogi? Oby tylko nie uznali jej za jakąś ofiarę losu. Tyle pytań i obaw krążyło po głowie brunetki.

Kiedy tak rozmyślała zza drzwi wyszli 4 mężczyźni. Nat tylko na nich spojrzała i zerknęła na Wiktorię. Widać było, że dziewczyna była bardzo spięta. Jako pierwszy odezwał się Hawkey

- Czyli to jest ta małomówna? Myślałem, że będzie bardziej ... - Clint zamyślił się przez chwilę i zlustrował ją- trochę większa. Mówił ci już ktoś, że jesteś strasznie mała?

-Bez takich Clint. Nie stresuj Wiktorii jeszcze bardziej - wzburzyła się Natasha. Spojrzała kątem oka na dziewczynę, która kórczowo trzymała sznurek od kaptura- Widzisz przecież, że się boi

-Nic się nie stało-wtrąciła się brunetka- odpowiadając na pytanie Pana Clinta to jest Pan pierwszy - nieśmiało się uśmiechnęła

Stive podszedł do kanapy i usiadł naprzeciw Natashy. Jego szara bluza wyraźnie opinały jego muskularne ciało. Czuć było od niego wyraźnie siłę i opanowanie. Spojrzał się Wiktorii w oczy

- ja nazywam się Steve, tamtem w rogu z metalową ręką to Bucky i sądząc po twojej małomówności dogadacie się. - odkręcił się w lewą stronę - a ten gbór to doktorek Bruce

-wcale nie jestem gbórem Steve-przewrócił oczami

-Nie pyskuj starszym doktorku. Nie chcemy przecież wystraszyć biednej dzieciny - spojrzał na brunetka i wszyscy głośno zaczęli się śmiać

-No dobra koniec tych śmiechów. Pora coś zjeść. Kto dziś robi obiad- zwróciła się do wszystkich Natasha- ja z Clint'em ostatnio robiliśmy obiad, więc teraz kolej...

-Ja mogę to zrobić. Chociaż w ten sposób mogę wam się odwdzięczyć - wtrąciła się Wiki

-skoro zgłosiłaś się na ochotnika to rób swoje. Kuchnia jest na 17 piętrze- odezwał się Clint - ale nie pujdziesz sama. Bucky idź z nią, żeby się nie zgubiła. Jeśli coś by jej się stało to Stark by nas pozabijał

Brunet tylko lekko skinął głową i skierował się do windy. Dziewczyna w milczeniu ruszyła za nim. Widać było po nim, że nie był w chumorze i niezbyt mądrym byłoby zadarcie z cyborgiem. Sądząc po jego posturze oraz minice był znudzony całą tą sytuacją. Gdy weszli do windy dziewczyna oparła się o szybę i czekała, aż winda się zatrzyma. Kalkulowała na ile metrów by odleciała w tył po jego uderzeniu. Z zamyślenia wybudził ją pisk windy.

Bucky cierpliwie czekał aż dziewczyna posłusznie wyjdzie. Ostrożnie przekroczyła próg windy i bacznie obserwowała sytuację. Była gotowa zacząć uciekać gdyby nastała taka potrzeba. Wkońcu go nie znała i mogła spodziewać się wszystkiego

- chodź za mną. Tam jest kuchnia. Jeśli się zgóbisz to twoja sprawa- szepnął głosem przez, który przechodziły ją ciarki

Pokazał je kuchnie i usiadł zza wyspę kuchenną. Nastolatka westchnęła lekko i odrazu wzięła się do pracy. Nie zwarzywszy na uważnie przyglądającego się jej ruchom Bucky'ego zaczęła kszątać się po kuchni. Chciała ugotować zupę rybną, której nauczyła ją babcia. Zawsze kiedy u niej była razem z nią robiły tą właśnie zupę.

Po jakiejś godzinie zupa była prawie gotowa. Jedynie czego brakowało to była sól, która stała na najwyższej półce. Wiki zwróciła się do Bucky'ego

- Sięgnie mi Pan sól? - powiedziała tak jakby mężczyzna właśnie jej czymś groził

-jeszcze raz powiesz do mnie na pan, a powiem to Nat. Uwierz mi, że nie chciałabyś jej widzieć wściekłej. - prychnął i podszedł do szafki, po czym podał jej sól- proszę bardzo Wiktoria .

Wika na to tylko lekko kiwnęła głową i ruszyła w kierunku gotującej się zupy. Po 15 minutach obiad był już gotowy

-Jarvis zawołaj państwa z 20 piętra na obiad

Poszła w kierunku kredensu i nałożyła każdemu po dużej porcji zupy. Miała nadzieje, że im zasmakuje. Przez żełądek do serca jak to mówią

ObiecanaWhere stories live. Discover now