Rozdział 2

1.5K 90 9
                                    

               Hermiona spędzała popołudnie w swoim gabinecie odpowiadając na listy od tych, którzy chcieli wiedzieć, czy wojna naprawdę się skończyła. Mimo zapewnień Ministerstwa Magii wielu czarodziejów bało się wrócić do Londynu. Najsławniejsza i najmądrzejsza czarownica mugolskiego pochodzenia miała ich zapewnić o tym, co się wydarzyło w ciągu ostatniego roku i jak ważny jest ich powrót do świata magii.

               Hermiona robiła to na prośbę Percy’ego, z którym odnowiła kontakty po wojnie. Nie był jej przyjacielem, ale mogła na nim polegać. Mieli wspólne zainteresowania i podobne cele, tylko Percy działał w imieniu Ministerstwa, a dziewczyna swoim.

               Gryfonka miała właśnie zbierać się do wyjścia, kiedy usłyszał pukanie do drzwi.

-Proszę- powiedziała cicho.

               Drzwi uchyliły się i ukazała się w nich znajoma ruda czupryna oraz jej właściciel- rzecznik Ministerstwa  Magii oraz oficjalny doradca Szefa Departamentu Obrony- Persival Weasley.

-Witaj, Hermiono- rzekł na wstępie.

-Percy-odpowiedziała rzeczowo- Co cię tutaj sprowadza?

- Przyszedłem przekazać ci oficjalne zaproszenie, od samego Ministra Magii, na Bal Bożonarodzeniowy-odparł służbowo i wręczył jej ładną czerwoną kopertę.

               Hermiona odłożyła ją, nawet nie obrzuciwszy jej spojrzeniem. Jej brązowe oczy obserwowały młodego mężczyznę wnikliwie.

- Nie musiałeś przekazywać jej osobiście. Poza tym jest dość wcześnie jak na wysyłanie zaproszeń na ten bal- powiedziała, jakby recytowała nudną formułkę jakiegoś zaklęcia, nie akcentując niczego- Co cię tu sprowadza, Percy?- zapytała ponownie.

- Masz rację. Chciałem… Bo ja… Mam do ciebie prośbę- wydukał.

-Tak?- dopytywała wciąż spokojna Hermiona.

- Mogłabyś zająć się moim ojcem?- poprosił Percy- Wezwała mnie dzisiaj profesor McGonagall.

- Chodzi o ostatnie zajście w gabinecie?- dopytywała Gryfonka.

- Tak. Opowiedziała mi, jak to zamknął się i próbował uruchomić jakieś mugolskie urządzenie, ale ono w Hogwacie nie działa przez bariery ochronne i potem się zdenerwował.

- Nie wyszedł, dopóki nie powiedziałam mu, że Molly woła go na kolację- kontynuowała dziewczyna zamiast niego.

               Na dźwięk imienia matki Percy lekko się skrzywił, Hermiona natomiast mówiła dalej:

- Powinien być teraz z wami. Nie może się tu odnaleźć.

- George ma podobnie. Przerywa zdanie wpół, bo oczekuje, że ktoś będzie kończył za niego, ale nikt nie wie co ma na myśli. Bill i Fleur robią co mogą, żeby wrócił do zdrowia. Wiesz, odnawiają Magiczne Dowcipy Weasley’ów. To będzie dla niego taki prezent, ale oni też nie mają już czasu. Nie chcę zawracać im głowy ojcem.

-A Charlie?- zapytała Hermiona, a w jej pozbawionym emocji głosie słychać było nutę nadzieji.

- Wyjechał do Rumunii. Proponowałem mu setki innych opcji, ale nie może patrzeć na to co wojna zrobiła z naszą rodziną. Wiem, wiem…- powiedział pod wpływem jej beznamiętnego , pustego spojrzenia- Ja powinienem to zrobić i zrobię, ale dopiero za rok. Teraz trzeba obdudować magiczny świat i Ministerstwo musi temu podołać. - Percy często mówił o sobie, jako o „Ministerstwie”- Hermiono, proszę…

               Hermiona nie mając innych argumentów skinęła lekko głową i powiedziała:

-Zgoda.

-Tak?

-Zgadzam się, żeby spędzać popołudnia z twoim ojcem, ale weekendy spędzam u Harrego.

- Oczywiście, dziękuję. Nie wiem, jak ci się odwdzięczę- uradowany Percy już chciał wychodzić, kiedy Hermiona wręczyła mu plik kopert.

- To powinno wystarczyć. Do widzenia Percy- pożegnała mężczyznę, który skinął jej głową i wyszedł.

               Hermiona opuściła swój gabinet niedługo po nim. Wróciła do swojego pokoju.

               Znowu musiała iść spać

***

rok temu (Malfoy Mannor)

-Brudna szlama! Crucio!- krzyk- Fernuculus! Teraz wyglądasz, tak jak powinnaś! Hahaha!- ból.

               Hermiona już dawno nie miała siły, żeby rzucać się, czy płakać. Z rany na jej ręce sączyła się krew, która była przyczyną całego zamiesznia. Brudna krew.

               Dziewczyna była pewna, że nie zostało jej wiele czasu. Była na to gotowa. Rana bolała tak bardzo, że oczy zamknęły jej się i omdlała. Kiedy Bellatrix Lestrange już kończyła ryć napis starym, rodowym sztyletem Malfoy’ów , ktoś jej przerwał.

-Czarny Pan cię wzywa-wyprany z emocji głos należał do Draco Malfoy’a- Ja się tym zajmę-mówił tonem całkowicie wypranym z emocji. Brakowało w nim nawet zwykłego cienia pogardy i wyższości.

               Wojna zmieniła także jego. Miał podkrążone oczy, a czarny garnitur leżał na nim jak na wieszaku w salonie Madame Malkin.

               Wtem do pokoju wszedł jakiś Śmierciożerca. Już chciał rzucić na leżącą Avadę, ale młody dziedzic przybrał, wyćwiczony w dzieciństwie, grymas nudy i niezadowolenia.

- Idź stąd! Poradzę sobie sam-powiedział.

               Śmierciożercy nie trzeba było dwa razy powtarzać. Po chwili już go nie było.

               Hermiona wciąż była nieprzytomna. Draco rzucił okiem na jej zmasakrowane ciało. Wśród sińców i ran nie było widać skrawka zdrowej skóry. Nikomu, nawet Wiem-To-Wszystko Granger nie życzył takiego losu.

               Delikatnie, żeby jej nie obudzić, uniósł dziewczynę i teleportował się do lochów. Wolał, by nikt go nie złapał na niesieniu na rękach brudno krwistej na rękach.

               Ułożył ją na zimnej ziemi. Wtedy poczuł, że dziewczyna budzi się. Wyjął różdżkę, rzucił kilka inkantacji i zniknął w ciemności.

Hermiona Granger & tajemnicze znakiWhere stories live. Discover now