Rozdział 21

653 62 11
                                    

- Neville, dlaczego Luna pracuje w Australii?- zapytała Hermiona, kiedy chłopak odprowadzał Gryfonkę do wrót Hogwartu.

Pogrzeb rodziców odbył się bez zbędnych komplikacji, no może poza dziwnym odczuciem, że ktoś obserwował ją przez cały czas, kiedy tylko wychodziła z mieszkania Luny, ale to wydawało nie być się aż tak nienormalne, przecież była znana w całym magicznym świecie, a przynajmniej tak tłumaczył jej to Percy.

- No wiesz, Hermiono, wszyscy chcieliśmy jakoś odpocząć po wojnie i schować się przed całym światem- odpowiedział Neville- Ty wybrałaś Hogwart, ja Biuro Aurorów, a Luna Australię. Poza tym, zawsze chciała zbadać tamtejsze gatunki magicznych zwierząt.

Hermiona pokiwała głową ze zrozumieniem i dalszą część trasy pokonali w przyjemnym dla obojga milczeniu. Dopiero przy wejściu do zamku Neville zaczął ponownie:

- Wiesz, Hermiono, może Percy nie pochwala tego jak się teraz zachowujesz- przecież oboje to widzieli, Weasley nie musiał nic mówić. To było widać- ale ja uważam, że to dobrze, że w końcu udało ci się zacząć żyć. Wiesz, jeżeli chciałabyś gdzieś wyjść, czy coś to zawsze możesz do mnie napisać i na pewno znajdę dla ciebie czas- wydukał.

Hermiona, ta zdystansowana i cyniczna "nowa" Hermiona, objęła go i mocno przytuliła, a potem jeszcze szepnęła do ucha

- Dziękuję, Neville. Będę pamiętać- powiedziała i przekroczyła próg swojego domu. Szczęśliwa, że w końcu może odpocząć od natrętnego Percy'ego, współczującego Neville'a oraz radosnej Luny.

Byli jej przyjaciółmi, ale w nadmiarze stawali się nieznośni, jak Harry i Ron, kiedy chcieli, żeby napisała za nich eseje na Eliksiry. Kto by pomyślał, że będzie w stanie przyjaźnić się z nimi wszystkimi, rozmawiać o niczym tak jak dawniej i że w końcu coś innego niż Eliksir Zapomnienia sprawi, że przestanie ciągle pamiętać o wojnie.

***

Draco był wściekły. Myślał, że pogodzili się już z Hermioną, a tymczasem ona nie dość, że nie mówi mu o śmierci rodziców to jeszcze wyjeżdża bez słowa na całe trzy dni. Co ona sobie myśli? Czy widziała już Proroka? Bo on tak i choć trudno to było przyznać, w jakiś pokręcony sposób bał się, że go zostawi.

Wszyscy to robili. Najpierw przyjaciele, potem Snape, a nawet McGonagall. Nikt nie został przy nim na dłużej. Nie wiedzieć czemu Draco liczył, że chociaż ona- znienawidzona Gryfonka, która podjęła się wyzwania uczłowieczenia go- się nie podda.

Nie chciał do końca życia mieszkać we Wrzeszczącej Chacie mając za jedynego towarzysza starego skrzata. Marzył o tym by pewnego dni wyrwać się stąd i nawet bez magii zacząć nowe, pozbawione samotności życie, ale na to było jeszcze za wcześnie. Wiedział, że Ministerstwo go szuka. Wiedział, że jego dawni przyjaciele siedzą w Azkabanie, a on sam liczył, że uniknie takiego żałosnego losu, jakim był Pocałunek Dementora i, co najważniejsze, liczył na to, że Granger mu w tym pomoże.

Ufał jej, mimo, że wiedziała o rzeczach, o których nie wiedział nikt oprócz Snape'a, a ona go zawiodła. Dlaczego nikt nie potrafił mu pomóc? Dlaczego ona tego nie umiała? A może właśnie ona jako jedyna umiała...

***

- Dzień dobry- powiedziała Hermiona grzecznym tonem , kiedy weszła do swojej komnaty.

- Dla kogo dobry, dla tego dobry- odwarknął Snape w odpowiedzi.

- Czy coś się stało?- zapytała uprzejmie nie zwracając uwagi na uszczypliwy ton Mistrza Eliksirów.

- Nie, absolutnie- cedził z ironią- Jedynie ta cała profesor Szurnięta Radość wparowała tu dzisiaj i prawie odkryła moją obecność, potem Albus wziął sobie na cel zirytowanie mnie bardziej niż zwykle, a na domiar złego Stworek twierdzi, że hrabina Malfoy jest nie w sosie.

- Była tu profesor Happyday? -zapytała Granger, jakby zrozumiała tę informację z  z lekkim opóźnieniem.

- Granger, czy ty masz uszy? Przecież mówię, że była i szukała tu czegoś. Masz mi może coś do powiedzenia?-zapytał przeciągając głoski.

- Nie sądzę, Severusie. Czym zdenerwował cię dyrektor Dumbledore?- próbowała zmienić temat.

- Ślizgońska zagrywka. Nieładnie, Granger. To czego szukała profesor Szczęście i Chytry Uśmiech?

- Nie ufasz mi, Severusie?- odpowiedziała pytaniem na pytanie Gryfonka, po czym odwróciła się do Mistrza Eliksirów tyłem i zabrała się za rozpakowywanie swoich rzeczy.

Czarne spodnie. Czarna koszula. Czarne rajstopy. Czarna suknia z długimi czarnymi rękawami. Jej szafa zamienia się w garderobę Snape'a. Jej charakter zmienia się w zachowanie Snape'a. 

O nie! Jeszcze chwila i zacznie obrażać uczniów. Koniec spędzania czasu z tym cynikiem, wstała i skierowała się do wyjścia.

- Gdzie idziesz, Granger?- zapytał Mistrz Eliksirów (obrażonym!?) tonem.

- Pocieszyć hrabinę Malfoy- rzuciła Hermiona i zatrzasnęła za sobą drzwi.

Zanim dotarła do wrót zamku zdążyła już trzy razy zmienić zdanie co do kierunku w jakim ma się udać. Powinna oczywiście odwiedzić Malfoy'a, ale nie wiedziała, czy jest już gotowa stanąć z nią twarzą w twarz. Zamiast więc iść do arystokraty mogłaby wprosić się na herbatkę do profesor Happyday i przypomnieć jej, że pewne sprawy są jej tajemnicą i że nie prawa się w nie wtrącać. Mogłaby również złożyć wizytę panu Weasley'owi, albo profesor McGonagall?

Nie, jest Gryfonką, a Gryfoni odważnie stawiają czoła wyzwaniom, którym w tym przypadku był Draco Malfoy.

W ten sposób dotarła do Wrzeszczącej Chaty po raz kolejny pokonując stare skrzypiące stopnie i stając w drzwiach.

Draco doskonale wiedział, że prędzej czy później zobaczy ją tam, stojącą grzecznie i czekającą na pozwolenie na wejście. Przyszła zapewne przeprosić i on nie zamierzał jej tego ułatwiać.

- Dzień dobry, Draco- powiedziała cicho, kiedy jej spojrzenie złapało na krótki moment lodowaty wzrok młodego Malfoy'a.

- Granger- odburknął tylko Ślizgon.

- Czy mogę wejść?- zapytała jeszcze mniej pewnie Hermiona.

- Nigdy wcześniej nie potrzebowałaś pozwolenia- zaczął sarkastycznie, ale kiedy zobaczył żal w oczach dziewczyny dodał milej- Wejdź, proszę- po czym gestem wskazał na stolik.

Jako dobrze wychowany dziedzic fortuny odsunął jej krzesło, a potem sam spoczął naprzeciwko.

- Jak się czujesz, Draco?- zapytała spokojnie Hermiona.

Wtedy Draco nie wytrzymał i wyrzucił:

- Jak się czuję!? Jak JA się czuję!?- wykrzyknął- Granger, do cholery jasnej, to nie mi zabili rodziców! To nie siebie zaatakowałem ostatnio! To nie mnie usiłował zabić jakiś psychopata w cholernej Australii!

Hermiona spojrzała na niego ze zdezorientowaniem malującym się w jej brązowych oczach.

- Ty nic nie wiesz?- zapytał Draco trochę spokojniej- No tak, tego się można było spodziewać- kontynuował wstając z krzesła i rozglądając się chaotycznie po pokoju- Te dupki z Ministerstwa nic ci nie powiedziały...- jego uwagę przyciągnął wycinek artykułu włożony jako zakładka do jednej z ksiąg.

Wyjął go po czym podał Granger.

"Nie tak dawno informowaliśmy o śmierci rodziców jednej z najbardziej zasłużonych bohaterek Wielkiej Wojny, uczestniczki II Bitwy o Hogwart, prywatnie najlepszej przyjaciółki Chłopca-Który-Przeżył, Hermiony Granger. Niestety, to nie koniec nieprzyjemnych zajść dla naszej gwiazdy, w piątek samolot, którym miała lecieć na pogrzeb, wylądował na australijskim Sydney Airport, wszyscy pasażerowie tego lotu zostali brutalnie zamordowani przez zamaskowanego osobnika. Ministerstwo nie podaje żadnych informacji nt. zamachu. Rzecznik ucina: Hermiona Granger przez cały swój pobyt w Australii pozostawała pod ścisłą ochroną Biura Aurorów..."

Hermiona jeszcze przez chwilę wpatrywała się w czerne literki tworzące równe rządki na nieco żółtym papierze. Nie wiedziała co robić. Albo wiedziała, aż za dobrze...


Hermiona Granger & tajemnicze znakiWhere stories live. Discover now