Rozdział 3

1.3K 98 7
                                    

1 rok temu (Malfoy Mannor)

-Draco, powiedz nam czy to on?- zaskrzeczała ciotka Bellatrix wprost do jego ucha. Gdyby nie to, że trzymała rękę na jego ramieniu, pewnie by się wzdrygnął z obrzydzenia.

               Zamiast tego wlepił swój wzrok w dwie postacie klęczące przed nim pod wpływem zaklęcia. Jedna należała oczywiście do tego małego Weasley'a, a druga, no cóż, niewątpliwie przypominało to...

- No dalej, Draco, czy to nasz kochany pan Potter?- Lestrange wypluła nazwisko z pogardą.

               Draco spojrzał na matkę, której smutne spojrzenie na moment rozmyło się ustępując delikatnej wizji leżącej w lochach Gryfonki, która spędziła już tydzień na torturach w jego domu. Jeżeli teraz wyda Wybrańca, jej poświęcenie pójdzie na marne.

               Chwilowy omam odszedł jeszcze szybciej niż przyszedł. Jeśli jednak odkryliby jego oszustwo, matka musiałaby pożegnać się z życiem. Nie zasługiwała na to, ale z drugiej strony...

- Draco, teraz- wysyczała ciotka, wyraźnie poirytowana zachowaniem siostrzeńca.

- Nie. To nie on- powiedział Draco krótko. Lestrange wypowiedziała jakieś zaklęcie i już po chwili więźniowie zniknęli. Pewnie zamknęła ich w lochach

- Już myślałam- odezwała się po raz pierwszy Narcyza Malfoy i odwróciła swój zawiedziony wzrok od syna i siostry. Wojna zniszczyła ją bardzo, ale nie chciała pozbawiać się resztek dumy.

- Draco, Draco, Draco... Słyszałam, że Czarny Pan chce obdarzyć cię nowym Znakiem- przerwała ciszę Bellatrix- To wielki zaszczyt dla naszej rodziny. Prawda Narcyzo?

-Tak- powiedziała tylko pani Malfoy. W rzeczywistości była to kara dla Lucjusza i ona doskonale o tym wiedziała. Tak samo jak wiedziała o tym, że jej siostra jest chorą fanatyczką, a jej mąż strasznym tchórzem. Jej syn miał już niedługo cierpieć za ich grzechy, a ona nie mogła nic zrobić, ponieważ jej „tak" było niemym przyznaniem się do całkowitej niemocy.

***

               Hermiona obserwowała z wielkiego okna w swoim pokoju, jak nad Błoniami wschodzi sobotnie słońce. Widok zachwyciłby każdego, ale myśli dziewczyny były skupione tylko na jednym. Dzisiaj był dzień odwiedzin Harry'ego. Musiała jeszcze tylko zdobyć pisemną zgodę od McGonagall i może ruszać do św. Munga.

               Właśnie miała wychodzić z pokoju, kiedy przez okno wleciała zadbana sowa. Hermiona odebrała zawiniątko przyczepione do jej nóżki, które okazało się być starannie zaadresowanym do niej listem.

               Dziewczyna w powoli rozcięła kopertę i wyjęła jej zawartość.

Droga Hermiono,

Odwiedź proszę mój  gabinet dziś wieczorem. Hasło to: Pamięć zostaje.

Z poważaniem,

Minerwa Mc Gonagall

Dyrektor Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart

PS Załączam niezbędną Ci dziś zgodę do opuszczenia Hogwartu

               Dziewczyna nie czekając na nic udała się do swojego gabinetu, skąd fiuknęła się do św. Munga. Jej kominek, jak wszystkie nauczycielskie, był podłączony do sieci Fiuu, żeby mogła „kontaktować się z rodziną i przyjaciółmi." W jej przypadku ograniczało się to do weekendowych odwiedzin Harry'ego w szpitalu.

Hermiona Granger & tajemnicze znakiWhere stories live. Discover now