Rozdział 16

731 60 5
                                    

-Granger...- wyszeptał Draco, ujrzawszy dziewczynę stojącą w drzwiach jego pokoju.
- Malfoy- odpowiedziała hardo Hermiona.
- Już wróciłaś?- nieśmiało próbował nawiązać rozmowę Draco.
- Jak widać- ucięła z ironią Gryfonka- Czy Stworek dobrze się sprawuje?
- Tak. Dziękuję... Nie musiałaś...- próbował wyjaśnić młody Malfoy, ale Gryfonka mu przerwała:
- To mój obowiązek.
Wtedy do pomieszczenia wszedł skrzat z wielkim przykrym półmiskiem zasłaniającym mu widok.
- Odłóż to na stole- powiedziała Gryfonka tonem łagodniejszym niż dotychczas.
Skrzat prawie upuścił naczynie ze zdziwienia, kiedy usłyszał głos panny Granger.
- Stworek już wychodzi. Stworek nie wiedział, że panienka tu dzisiaj będzie. Stworek już idzie- tłumaczył się w pośpiechu, spuszczając wzrok.

Hermiona spojrzała na niego ze zdziwieniem. Snape mówił prawdę. Stworek wyraźnie traktował ją inaczej niż zazwyczaj. Zaśmiała się w duchu. Członkowie starego rodu Blacków muszą przewracać się w grobach. Malfoy z początku sam skrzywił się słysząc, jak Stworek korzy się przed Księżniczką Gryffindoru, ale potem, jakby oprzytomniawszy, sam odsunął jej krzesło i zaprosił do stołu.
Hermiona usiadła, po czym wyjęła coś na stół. Jakąś niedużą paczuszkę.
- Kupiłam ci trochę słodyczy w Hogsmeade- oznajmiła spokojnym, trochę zawstydzonym tonem.
Gdyby Draco stał, pewnie usiadłby ze zdziwienia. Ale nic nie powiedział, tylko odpakował prezent i wysypał słodycze na stolik.
Dwoje dorosłych ludzi po przejściach siedziało przy starym stole i pałaszowało w ciszy paczkę słodyczy z Miodowego Królestwa.
Hermionie natychmiast przypominało się, jak Harry w trzeciej klasie reagował na podobne prezenty z wioski. On przecież nie mógł, wtedy z nimi wychodzić. Zupełnie jak Draco teraz.
Siedząc tak przy stole myślała o tym ile łączy Malfoy'a z jej przyjacielem. Obaj od dziecka znali swoją stronę. Nie mogli wybierać, tylko wypełniać rozkazy. Obaj skrzywdzeni przez te wybory. Obaj tacy inni, ale tacy podobni. Niby silni, ale podatni na zranienia.
Po dłuższym zastanowienia Hermiona uznała, że Draco miał dużo gorzej. Przecież nigdy nie mógł na nikogo liczyć. Jego matka może go kochała, ale nie mogła mu tego okazywać. Niby, jako arystokrata, miał wszystko, ale nie miał tego, o czym każdy marzył. Nie miał miłości, ciepła i zrozumienia.
Gryfonka zastanawiała się co ona by zrobiła na jego miejscu. Zabiła się. Szeptał głosił w jej głowie. Tymczasem Draco siedział sobie spokojnie i przeglądał karty z czekoladowych żab.
Hermiona pomyślała, że przecież może pomóc mu trochę bardziej niż planowała na początku. Może przecież pokazać mu co oznacza koleżeństwo lub nawet przyjaźń. W końcu teraz, kiedy tak cichutko siedzieli oboje przy jednym stole nawiązała się między nimi nić porozumienia, nie miała wątpliwości, że Ślizgon na swój sposób mógłby stać się jej bliski.
Z takimi dobrymi intencjami Hermiona wysunęła lekko rękę, chcąc uścisnąć dłoń Malfoy'a. Ten jednak wyczuwszy, że coś, a właściwie ktoś, chce go dotknąć automatycznie cofnął ramię i wstał.
- Nie dotykaj mnie!-krzyknął.
Oniemiała Hermiona rzuciła mu zdziwienie, pełne lęku spojrzenie.
- O co ci chodzi?- zapytała, ale wypowiedziawszy te słowa dotarło do niej. Na jej twarzy wykwitł pogardliwy grymas, podobny do tych, którymi dawniej to Draco obdarzał Gryfonkę- No tak. Szlama nie może dotknąć Malfoy'a- dodała lodowatym tonem.
Draco nie rozumiał. Przecież było w porządku. On był miły i kulturalny, chociaż sporo go to kosztowało. Dlaczego myślała, że nie pozwoliłby złapać się za rękę. Bo był Malfoy'em. To dlatego.
Ale on nie mógł pozwolić, by przez niego cierpiała. Gdyby jej ręka dotarła do celu, Znak znowu by ją zaatakował, a tego nie chciał za wszelką cenę. Może jeszcze nie przełamał barier, które budowali jego rodzice oraz Lord Voldemort, ale darzył tę mugolaczkę jakimś szacunkiem, związanym głównie z tym, że to ona zapewniała mu pożywienie.
Poza tym zapewniała mu swoistą terapię, ale o tym Draco miał się dopiero przekonać.
Tymczasem Hermiona nadal siedziała, utkwiwszy spojrzenie brązowych tęczówek w czekoladowej żabie próbukącej wydostać się z opakowania. Dlaczego ją odtrącił? Przecież Hermiona chciała mu pokazać, że jest taka sama jak on, chciała w jakiś pokrętny i niezrozumiały sposób zdobyć w nim przyjaciela, a on ją odrzucił, jakby ostatnie tygodnie, kiedy jego życie diametralnie się zmieniło, nic mu nie dały.
Jej rozmyślania przerwał głos:
- Przepraszam, Granger. To nie tak. Mój Znak. On atakuje i ty... To znaczy ciebie...- jąkał się Draco. Bardzo starał się nie użyć słowa szlama, żeby jej nie obrazić.
Hermiona zamrugała i spięła brwi. Zawsze tak robiła, kiedy próbowała poukładać elementy jakiejś zagadki.
- Ach!- westchnęła- Teraz rozumiem. Przepraszam za moją reakcję- powiedziała luźnym tonem.
Draconowi, ładnie mówiąc, szczęka opadła. Wiem-To-Wszystko Granger go przeprasza i to za takie nic!?
A on nawet nie pomyślał, żeby użyć tego słowa.
- Ja, też przepraszam. Za wszystko- kiedy to wydusił, poczuł natychmiastową ulgę na sumieniu, ale Znak zapiekł.
***
Postać w czerni zbliżała się do swojego celu.
Tak...
Z daleka wyczuwalna była woń mugoli, a on nie pożywiał się od wielu dni... Ramię piekło go bardzo, jeszcze bardziej niż reszta tatuaży, które pokrywały jego ciało.
Był ostatnio w Hogwarcie. Udało mu się zdobyć wspomnienie Dumbledore'a za które kupił sobie nową różdżkę, która teraz spoczywała w zaciśniętej dłoni.
Uwielbiał zapach krwi i strachu, kiedy dusił lub podcinał gardła, ale różdżka to było to czego teraz pragnął. Chciał torturować szlamy i mugoli za pomocą najbardziej magicznego przedmiotu jaki znał.
Teraz przyszła kolej na to małżeństwo. Podróż do Australii dużo go kosztowała, ale czego się nie zrobi, żeby skrzywdzić największego wroga.

Hermiona Granger & tajemnicze znakiWhere stories live. Discover now