Rozdział 28

471 43 5
                                    


Raz... Dwa... Trzy...

Krople krwi spływały po starym drewnianym stole w jego domu i kapały równomiernie na jeszcze bardziej wiekową posadzkę. Nad stołem w półmroku zimnych murów stał chłopak w czarnym garniturze.

Draco uniósł głowę, ale to co zobaczył zbiło go z tropu, na stole leżało ciało dziewczyny, a właściwie jego resztki. Jedynym co mógł dojrzeć wśród gnijących wnętrzności to dłoń i serdeczny palec opleciony srebrno-złotą obrączką.

Wtedy chłopak poczuł w swojej własnej ręce ciężar. Szukając jego źródła uniósł ją i przyjrzał się palcom. Na jednym z nich światło odbijał pierścień. Identyczny, jak ten, który spoczywał na damskiej dłoni na stole.

Z jego gardła wydał się krzyk. Młody Malfoy rzucił się na stół i próbował wyszarpać obrączkę z martwej ręki, ale wtedy zmaterializował się przed nim czerwonooki duch chroniący rodziny, który przemówił głosem jego ojca:

- Splamiłeś naszą krew, splamiłeś nasze nazwisko, to było jedyne wyjście, jedyna możliwość, by odzyskać honor dla tego domu, Draconie...

Czerwone oczy zjawy zaświeciły z mocą tysiąca żarówek i chłopak zamknął oczy, kiedy je otworzył okazało się, że leży spocony we własnej pościeli we Wrzeszczącej Chacie, a nad nim stoi Hermiona z zimnym okładem.

- Co się stało?- wydukał cicho.

- Nic takiego...- powiedziała kojąco dziewczyna, przecierając jego twarz mokrym ręcznikiem, tak delikatnie, jakby bała się zmyć z jego twarzy rumieńce- To tylko znak. Śpij dalej- dodała cicho, nadal namyślając się, dlaczego Draco przed chwilą krzyczał jej imię.

***

- Arturze, jeszcze herbatki?

- Nie, dziękuje Madame Happyday, to naprawdę miłe, że próbuje mnie pani podnieść na duchu, ale chyba wolałbym zostać sam- dukał pan Weasley, starając się nie sprawić nauczycielce Zaklęć zawodu, co niezbyt skutecznie mu wychodziło.

Jego męczarnie przerwała, jeszcze niedawno uznawana za przyszłą synową, Hermiona, która weszła do jego nieco zbyt pustego gabinetu, trzymając w ręku oprawioną w skórę książkę.

- Dziękuję, pani Happyday, że zastąpiła mnie pani przez chwilkę- powiedziała, dając Mistrzyni Zaklęć sygnał do wyjścia.

Starsza kobieta objęła Artura na pożegnanie i posłała Hermionie pokrzepiające spojrzenie, potem drobnymi kroczkami ruszyła w stronę pracowni profesora Slughorna, z którym umówiła się na spacer po Błoniach.

Hermiona zamknęła za nią drzwi i odłożyła opasły tom przed oczami pana Weasley'a.

- To dziennik- zaczęła- Proszę spisywać w nim wszystko co sobie pan przypomni- kontynuowała wpatrując się w oczy profesora Mugoloznawstwa- a także wszelkie pytania. Będę starała się na nie odpowiedzieć. To powinno pomóc zaaklimatyzować się po kuracji Eliksirem Zapomnienia. Przynajmniej tak twierdzi „Medycyna Magonaukowa., czyli długofalowe skutki podstawowych eliksirów leczniczych"- zakończyła swój wykład Hermiona. Dopiero po chwili zorientowawszy się, jak rzeczowo i bezuczuciowo brzmiały jej słowa, usiadła w fotelu i złapała Artura za dłoń spoczywającą na biurku- Na początku jest ciężko, ale proszę pamiętać, że z każdym dniem będzie łatwiej. Oni chcieliby, żebyśmy żyli dalej- dodała słowa, które jeszcze miesiąc temu byłyby dla niej tylko pustymi frazesami, ale teraz u progu nowej drogi, nabrały dużo większego sensu.

Artur przez długi czas nic nie mówił, tylko patrzył nic niewidzącym wzrokiem na dziennik.

Potem podniósł wzrok na Hermionę, która patrzyła na niego tak jak wcześniej, jak zawsze, jak na ojca.

- Tak mi przykro z powodu śmierci twoich rodziców, Hermiono, jeżeli tylko chciałabyś kiedyś z kimś porozmawiać...- próbował dodać, ale dziewczyna mu przerwała:

- Dziękuję, panie Weasley, to było dla mnie trochę prostsze, bo wiedziałam, że nigdy nie odzyskają wspomnień ze mną, ale do samego końca miałam nadzieję, że przeżyją- powiedziała pociągając nosem.

- Przeżyli. Oni wszyscy przeżyli w naszych wspomnieniach. Kiedyś będziemy gotowi, by ruszyć do przodu, ale na razie to co pamiętamy musi wystarczyć- pan Weasley dotknął dziennika i pogładził grzbiet- Do póki nie będziemy gotowi walczyć o nowe więzi, musimy podtrzymywać przy życiu te stare, żeby nie zostać całkiem bez serca- uścisnął dłoń Hermiony, która odpłynęła gdzieś daleko, dalej niż mogłoby się wydawać.

***

- Luna! Cudownie cię widzieć- Hermiona sama z siebie objęła Krukonkę, a ta odpowiedziała jedynie cichym:

- Dzień dobry.

Stojący obok Neville trzymał pannę Lovegood za rękę i Hermiona nie musiała pytać, by wiedzieć, że ta dwójka bardzo się do siebie zbliżyła podczas pobytu Luny w szpitalu, a może jeszcze wcześniej, podczas pobytu Gryfonów w Australii?

- Witaj, Hermiono- powiedział zdawkowo młody Auror i objął Lunę na pożegnanie. Panna Lovegood pocałowała przyjaciela w policzek i weszła do zamku, rozglądając się w poszukiwaniu nieuniknionych zmian, a może jakichś magicznych stworzeń? Hermiona nie miała pojęcia, ani czasu by się nad tym zastanowić, ponieważ Neville nieporadnie wyciągnął z kieszeni pomięty list.

- To z Munga, coś o Harrym- powiedział, a Gryfonka kiwnęła jedynie głową- Percy prosił, żeby przypomnieć Ci o Balu Bożonarodzeniowym- dodał, jakby z ociąganiem, ale Hermiona zbyła to kolejnym kiwnięciem głowy.

Odwróciła się na pięcie i bez słowa ruszyła w kierunku, w którym udała się Luna, zostawiając zdezorientowanego Neville'a, samego ze swoimi myślami.

W końcu Auror wyjął Świstoklik ze swojej kieszeni i udał się tam, gdzie akurat był potrzebny Ministerstwu.

***

„Szanowna Panno G,

Pan Harry Potter, pozostający pod moją osobistą opieką, zostanie do końca tego roku odmłodzony o siedemnaście lat zgodnie z naszymi ustaleniami. Proszę o kontakt.

FF"

„Szanowny Doktorze,

Mniemam iż pisząc kontakt, chciał Pan zasięgnąć informacji, czy w wiadomej nam obojgu sprawie cokolwiek posunęło się do przodu. Z całą przykrością muszę jednak stwierdzić, że informacji pozostawionych mi przez profesora Dumbledore'a nic nie wynika. Ponadto woluminy przeze mnie znalezione dowodzą jedynie mitycznych, biblijnych i kulturowych mugolskich powiązań z legendami, baśniami, czy wierzeniami, a nie naukowego potwierdzenia na istnienie Sami-Wiemy-Czego. Nie tracę jednak nadzieji i wciąż poszukuję rozwiązania nurtującej nas oboje zagadki.

Z wyrazami szacunku,

HG"

Dziewczyna złożyła list, włożyła do koperty i przywiązała do znajomej nóżki pewnej sowy. Potem ujęła ją delikatnie w dłonie i z największą czułością wypuściła ją na powietrze przez okno Sowiarni.

- Leć Świnko!- wyszeptała zanim ptak całkowicie zniknął jej z oczu.

Hermiona Granger & tajemnicze znakiNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ