Rozdział 22

710 61 17
                                    

-Snape... Granger... Ona... Oni potrzebują pomocy... Ja widziałem...- Draco szeptał nerwowo, kiedy Mistrz Eliksirów lewitował go spod swoich komnat po ataku.
Severus Snape wiedział, że bitwa się zbliża i mimo, że nie rozumiał majaków podopiecznego zdecydował się użyć na nim Leglimencji. W końcu na swój sposób martwił się o Pottera i jego misję.
To co zobaczył w myślach młodego Malfoy'a zdecydowanie go zaskoczyło...
***
Hermiona krzątała się po swojej komnacie bez skutku poszukując ubrań, które nie byłyby czarne.
Postanowiła na razie nie urządzać awantury Percy'emu. Wolała odłożyć to do wizyty w Gniazdku. Co do Neville'a to już wiedziała, co zrobi i jedno było pewne, zatajanie przed nią prawdy nie wyjdzie mu ma dobre.
Teraz jednak miała na głowie dużo ważniejsze sprawy, a mianowicie całkiem dziwne wtargnięcie profesor Happyday do jej pokoju. Na dodatek poszukiwania Fontanny Szczęśliwego Losu, wciąż stały w miejscu. Dziewczyna nie miała nic poza starym egzemplarzem Baśni Barta Beedle'a oraz kilkoma nic nie znaczącymi uwagami Dumbledore'a spisanymi na marginesach.
A Harry nadal spał. Profesor Fellistilis na jej listowną prośbę rozpoczął proces odmładzania ciała chłopaka i dlatego wszystkie odwiedziny zostały odwołane, ale przyjazny magomedyk regularnie informował Hermionę o postępach w zabiegach.
Co prawda dziewczyna przeczytała wszystkie listy ze szpitala dopiero po powrocie z Australii i było jej wstyd, że przez tyle czasu nie zainteresowała się życiem przyjaciela. Dlatego teraz zamierzała potroić próby odnalezienia Fontanny Szczęśliwego Losu.
Nie zamierzała jednak zaniedbywać żadnych innych postanowień. Była w końcu idealną panną Granger,a jej nic nie umknie, jeżeli tylko się odpowiednio postara, a tym razem nie zamierzała szczędzić wysiłków, żeby osiągnąć swoje cele.
Wszystko może zacząć od zakupów z Fleur w przyszły weekend, a przy okazji kupi jakieś potrzebne księgi w Esach Floresach. Nie chciała, żeby Madame Pince dowiedziała się nad czym pracuje. Nie chciała, żeby ktokolwiek wiedział.
***
- Hermiono... Tam w Malfoy Mannor... Ja myślę, że to skutek uboczny teleportacji...- jąkał się Harry, próbując wytłumaczyć jej co myśli.
- Nie, Harry. Bellatrix mówiła mi coś o tym, ale ja byłam taka słaba... Nic nie pamiętam...
***

Eleonora Happyday zawsze posiadała w sobie odrobinę Ślizgońskiego sprytu, który zjawiskowo szybko i umiejętnie rozwinęła w sobie podczas niedługiej przyjaźni z Druellą Rosier.

Jej mąż nigdy nie potrafił odgadnąć, czy mówiła prawdę, czy może po raz kolejny stroiła sobie żarty z jego lekko pechowej natury. Bardzo go kochała, tak samo jak kochała ich syna. Mieli być razem szczęśliwi, ale oni nie dożyli końca pierwszej wojny. Ich odwaga popchnęła jej najbliższych prosto w ręce Voldemorta, a potem kobieta wyjechała nie interesując się rodzimym krajem, do czasu, kiedy usłyszał, że Chłopiec-Który-Prezeżył pokonał Tego-Który-Zniszczył-Jej-Życie. Oczywiście nie było to takie proste jak sobie wyobrażała.

Musiała znaleźć pracę i mieszkanie, co dla osoby w jej wieku nie było takie proste, udało jej się jednak znaleźć i jedno i drugie, tam gdzie wszystko zawsze się zaczyna: w Hogwarcie. Kochała to miejsce i nie raz podczas swojej wędrówki marzyła, by powrócić do dawnych, pozbawionych Czarnej Magii czasów.

Nie spodziewała się poznać tam tyle wspaniałych, choć zniszczonych wojną ludzi. Na przykład Arthur był jak jej żywa kopia jej syna. Zachłyśnięty mugolskimi przedmiotami i ich życiem zapominał o codziennych trudach. No może z lekką pomocą Eliksiru Zapomnienia.

Albo Horacy, Mistrz Eliksirów niby był Ślizgonem, ale tak przy tym nieporadnym. Profesor Happyday nieraz poświęcała mu więcej niż należało miejsca w pamiętniku. Przy czym wcale nie wyśmiewała się z jego wpadek i niepoprawności, raczej umieszczała je tam na przykład ciekawych, barwnych historyjek z Horacym w roli błędnego rycerza.

Zdecydowanie jednak najciekawszą postacią z nich wszystkich była Hermiona. Cicha i tajemnicza. Pełna niedopowiedzeń i skrótów, a przy tym taka skrzywdzona i zniszczona. O tak, była najciekawszym tematem jej rozmyślań. Zwłaszcza, kiedy Minerwa powierzyła dziewczynę jej opiece.

***

- Eleonoro, nie zaprosiłam cię na tą herbatę bez przyczyny- powiedziała Madame McGonagall dolewając ciepłej cieczy do filiżanki swojej rozmówczyni.

- Tak, tak, moja droga... Domyślam się, że nie chodzi o uczniów?- powiedziała ciepłym i nieco zmartwionym tonem.

- Nie, chciałam z tobą porozmawiać o Hermionie, ale to musi pozostać pomiędzy nami- odparła McGonagall, po czym rozejrzała się po śpiących w swoich portretach dyrektorach, jakby żaden nie mógł usłyszeć tego, co zaraz powie.

- Muszę jej dzisiaj powierzyć pewną bardzo ważną sprawę, o której, no cóż, sama nie będę mogła pamiętać- kontynuowała, przyjąwszy niemą zgodę Eleonory- Chciałabym, żebyś w miarę możliwości, jakby to powiedzieć- przerwała, jakby zastanawiała się nad odpowiednim wyrażeniem- miała na nią oko- dokończyła.

***

Tak, tak... Miała na dziewczynę oko. No i w miarę możliwości pomagała jej w obowiązkach, ale wciąż łaknęła czegoś bardziej, no cóż, intymnego. Pragnęła poznać przynajmniej jedną tajemnicę Hermiony, jednak nawet poszukiwania jakichkolwiek poszlak w jej komnacie, nie przyniosły rezultatu.

Gryfonka utrzymywała wszystko w idealnym porządku, a zawartość jej kufra niczym się nie wyróżniała. Księgi, ubrania, Eliksiry, pergaminy, pióra. Jej pokój również nie był niczym nadzwyczajnym, no może poza dziwnym czarnym malowidłem na drzwiach...

***

Luna wracała do swojego mieszkania... Od samego rana dręczyło ją przeczucie, że ktoś ją śledzi, dlatego mocniej naciągnęła ciemny kaptur na głowę i przyspieszyła kroku. Kiedy mijała jakiś ciemny zaułek, usłyszała coś.

Było to coś pomiędzy dziecięcym krzykiem, a ćwierkaniem ptaka, ale Luna od razu rozpoznała to jako ostatni śpiew Memortka. Powiedzieć, że zaskoczyło ją to, byłoby niedomówieniem i przesadzonym eufemizmem, ale nie zdążyła wyrazić swojego zaskoczenia, ponieważ nagle poczuła silne uderzenie i pulsujący ból w tyle głowy...

***

-Nevillle'u Longbottom, jak śmiałeś nie poinformować mnie o tym ataku!? I nie próbuj zakrywać się Percym! Z nim sama się rozliczę- krzyczała pożółkła koperta, wyjec od Hermiony na młodego Aurora- Jeżeli jeszcze raz zataisz przede mną coś tak ważnego, możesz się pożegnać z naszą przyjaźnią! Poza tym czekam dzisiaj na ciebie w moim gabinecie w Hogwarcie, żebyś wyjaśnił mi całą tą sytuację i ani mi się waż brać nocnego dyżuru! Masz być u mnie najpóźniej o siódmej! Z poważaniem, Hermiona J. Granger.

Neville wiedział, że prędzej, czy później dostanie od niej list zawierający taką treść, ale nie wierzył, że będzie to wyjec i że będzie zmuszony wysłuchać go w pracy. Na oczach całego Biura Aurorów.

Do tego jeszcze ta sytuacja w Australii. Czeka go długa noc w Hogwarcie...

Hermiona Granger & tajemnicze znakiWhere stories live. Discover now