Rozdział 29

522 38 4
                                    

Neville siedział w swoim biurze, kiedy dwie dziewczyny wtargnęły do Ministerstwa. Właściwie byli umówieni na wczesny obiad, ale mieli się spotkać w jakiejś mugolskiej restauracji wybranej przez Hermionę. Tymczasem Gryfonka razem z Luną czekały na niego w holu, sądząc po liściku, jaki wylądował na jego biurku. To nawet lepiej. Będzie mógł przekonać je, żeby zjedli coś w mugolskim Londynie, a potem poszukali dla dziewczyn sukienek na Pokątnej.

Bal Bożonarodzeniowy w Ministerstwie zbliżał się wielkimi krokami, a ani Luna, ani Hermiona nie posiadały odpowiednich kreacji. Neville i kilku innych Aurorów zostali przydzieleni do ochrony ich podczas tej wycieczki, ale o tym miały nie wiedzieć. Dla nich miał to być przyjacielski, sobotni wypad na zakupy.

Hermiona z radością przyglądała się Lunie, która niecierpliwie przebierała nogami na myśl o czekających ich atrakcjach, a może o spotkaniu Neville'a? Gryfonka miała swoje przypuszczenia dotyczące tej pary, ale dotychczas nie miała czasu porozmawiać na ten temat z Krukonką, ponieważ obie miały dużo zajęć, a Hermiona spędzała ostatnio dużo czasu z panem Weasley'em, no i oczywiście z Draconem, chociaż ten ograniczał ich kontakty do minimum. Nie wiedzieć czemu zbywał Gryfonkę, a nieraz nawet udawał, że śpi, byle tylko Hermiona nie spędziła we Wrzeszczącej Chacie więcej niż kilka minut. Było jej przykro i była zdezorientowana tą nagłą zmianą, ale przypuszczała, że Draco chce po prostu dać jej jeszcze trochę czasu, zanim powie mu o swojej decyzji. Bo oboje wiedzieli, ż decyzja jest tylko jedna i że Hermiona już dawno ją podjęła.

Tymczasem siedziała teraz spokojnie w Dziurawym Kotle i jadła obiad z przyjaciółmi, zastanawiając się, kiedy Neville i Luna głośno powiedzą jej o tym co się dzieje między nimi. Trzymali się za ręce, patrzyli sobie głęboko w oczy, kiedy myśleli, że Hermiona tego nie widzi. Nawet zaczęli uroczo kończyć za siebie zdania. Nawet ślepy, by zauważył, że podczas pobytu Luny w szpitalu coś musiało się między nimi wydarzyć, a panna Granger nie była ślepa.

***

Eleonora właśnie porządkowała swoje notatki, kiedy do jej gabinetu, a właściwie na wielki krajobraz łąki, wszedł nie kto inny, tylko Albus Dumbledore, który nawet, jako obraz cieszył się szacunkiem wszystkich mieszkańców Hogwartu. Prawie wszystkich.

Profesor Happyday udała zdziwienie, chociaż już od kilku dobrych dni oczekiwała wizyty starego czarodzieja. Nie odezwała się jednak, ani słowem. Zupełnie tak jak jej gość.

Dumbledore rozejrzał się po gabinecie. Dopiero wtedy zaczął z zagadkowym uśmiechem na ustach:

- Wspaniała kolekcja ksiąg, Eleonoro. Doprawdy zadziwiające, jak wiele ukrytych czarnomagicznych pozycji może skrywać twój gabinet, moja droga.

Profesor Happyday uśmiechnęła się pod nosem, ale nie poniosła głowy znad papierów.

- Jeszcze bardziej dziwi mnie to, ile z tych książek były kiedyś w posiadaniu pewnej rodziny, nieprawdaż? A może ten inicjał na ich grzbietach nie oznacza tego o czym myślę?

Dyrektor wpatrzył się w ozdobne „M" na starym woluminie, a potem kontynuował:

- Nie sądzisz, Eleonoro, że te książki powinny wrócić na swoje miejsce, do swojego prawowitego właściciela?

- Nie wydaje mi się, by pilnowanie moich spraw należało do twojego interesu, Albusie- odezwała się w końcu profesor Happyday, ale Dumbledore nie tracił rezonu- Ani, by ktokolwiek z tej rodziny potrzebował jeszcze tych ksiąg.

- Więc oddaj je komuś, kto ich potrzebuje. Na przykład pannie Granger- zaproponował, niby to od niechcenia, ale Eleonora znała go zbyt dobrze, żeby dać się nabrać na tą sztuczkę.

Hermiona Granger & tajemnicze znakiTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang