Rozdział 5

1K 78 14
                                    

- Nie zgadzam się, żeby mieszkać w twoim małym gryfońskim gnieździe na szczycie tej wstrętnej gryfońskiej wieży!- mówił przez zaciśnięte zęby portret Mistrza Eliksirów.

- Ciszej, profesorze, bo obudzi pan wszystkich uczniów- upomniała go spokojnym głosem Gryfonka, która niosła obraz Postrachu Hogwartu do swojego pokoiku.

- Wolałbym wisieć w Malfoy Mannor niż tam.

Hermiona nie odpowiedziała nic, tylko otworzyła drzwi i wtaszczyła sporych rozmiarów malowidło do środka.

Severus Snape rozejrzał się po wnętrzu. Tak jak się spodziewał nie było tam, ani jednego zbędnego przedmiotu, a wszędzie panował idealny ład

Dziewczyna zdecydowała się powiesić Snape'a na drzwiach.

- Czy ja ci wyglądam na Grubą Damę!?- zapytał z irytacją, ale nie doczekał się odpowiedzi, ponieważ Hermiona usiadła w fotelu i zaczęła sprawdzać prace młodszych klas.

- Nie zamierzam tu spędzić, ani minuty dłużej. Rozumiesz!? Zabierz mnie stąd! Natychmiast, Granger!-kontynuował  niestrudzenie, wciąż bez odzewu ze , strony dziewczyny.

Cały wieczór marudził i gadał. Chyba nikt nigdy nie słyszał, żeby Severus Snape wypowiedział tyle słów naraz, ale Gryfonka nic sobie z tego nie robiła. Kiedy skończyła wyszła na chwilę do łazienki i wróciła przebrana w piżamę i gotowa do snu.

- Co ty ro...

- Byłabym wdzięczna, profesorze, gdyby dał mi pan teraz spać, ponieważ czeka mnie jutro ciężki dzięń. Dobranoc, profesorze.

Położyła się i niemal natychmiast zasnęła. Nie usłyszała już łagodnego głosu, który rzekł w ciemności:

- Dobranoc, Granger...

***

-Pamiętasz co mi obiecałaś? Pamiętasz? Powiedziałaś: zawsze. Nigdy nie pozwolę ci o tym zapomnieć. Jesteś moja i tylko moja na zawsze- mówił głos w jej głowie- Na zawsze, rozumiesz Hermiono Granger...Granger...

***

- Granger! - z koszmaru wyrwał ją ostry głos Mistrza Eliksirów- Granger, obudź się wreszcie!

- Już...- wymamrotała i podniosła się z posłania- Co się stało?- zapytała.

- Rzucałaś się przez sen i krzyczałaś.

- Co krzyczałam?

- Coś jakby: na zawsze- odpowiedział przez sciśnięte gardło Snape.

Dziewczyna pokiwała głową, po czym wstała i zabrała się za poranną toaletę.

- Wiesz, Granger...- zaczął - Ja też kiedyś komuś obiecałem być na zawsze. Gdybyś chciała porozmawiać...

- Nie- ucięła Hermiona, przybierając na twarz maskę obojętności- Proszę mi mówić po imieniu, profesorze Snape.

- Wystarczy Snape, Gran... Hermiono.

Dziewczyna rozejrzała się po pomieszczeniu i jej wzrok przykłuł zegar.

- Muszę już iść na śniadanie. Do zobaczenia potem, Snape- pożegnała się i pospiesznym krokiem ruszyła do Wielkiej Sali.

Kiedy dotarła do celu, posiłek trwał w najlepsze. Po cichu przemierzyła Wielką Salę, zajęła swoje miejsce, delikatnie uśmiechając się do profesor Happyday, i zabrała się do jedzenia tosta.

- Nie mam pojęcia co robiłam przez ostatnie wieczory- usłyszała nagle głos dyrektorki rozmawiającej ze Slughornem- Nie masz może odrobinę Eliksiru Prawdy?

Hermiona czuła, że niedługo jej sekret wyjdzie na jaw, mimowolnie przestała jeść wyczekując słów Slughorna.

- Moja droga, nie trzymam tak silnych eliksirów w szkole- odpowiedział zakłopotany nauczyciel Eliksirów, a Hermiona odetchnęła z ulgą.

- Szkoda...

- Wybacz, Minerwo, że się wtrącę, ale ja posiadam ten eliksir- przerwała jej profesor Happyday- Myślę,że Hermiona może ci przynieść. Prawda, kochanieńka?- zwróciła się z uśmiechem do dziewczyny, która zdołała jedynie pokiwać głową- Więc postanowione!- odparła z kolejnym radosnym uśmiechem.

Po posiłku Hermiona udała się za Eleonorą Happyday do jej gabinetu. W ładnym, jasnym, przestronnym pokoju znajdowało się sporych rozmiarów biurko, kilka gustownych foteli oraz mnóstwo ksiąg i bibelotów, charakterystycznych dla nauczycieli zaklęć.

- Herbatki?- zapytała kobieta, przywołując mały, porcelanowy czajniczek i dwie filiżanki w niebieskie różyczki.

- Nie, dziękuję- odparła Hermiona- Przyszłam tu tylko po Eliksir dla profesor McGonagall- dodała ustalając dokładnie cel swojej wizyty.

Lubiła profesor Happyday, ale wolała nie zaznajamiać się z nią bliżej. Jej sposób bycia był mieszanką słodziutkiej Dolores Umbridge i inteligentnej Luny Lovegood. Dawna Hermiona pewnie lubiłaby pogawędki z kimś o podobnych zainteresowaniach, ale teraz nie obchodziło ją nic oprócz Harrego i , co z trudem musiała przyznać- Draco Malfoy'a.

- Ależ ja nie mam tego eliksiru!- wykrzyknęła radośnie, jakby tłumaczyła coś małemu dziecku- Któż to słyszał, żeby poważana Mistrzyni Zaklęć zbierała jakieś tam eliksiry?- kontynuowała, niezrażona zdziwioną miną dziewczyny- Gdybyś zobaczyła wyraz swojej twarzy, kiedy Minerwa zaczęła prosić Horacego. Wiedziałam od razu, że masz coś wspólnego z jej zanikami pamięci. Domyślam się, że to nie jest jakiś głupi dowcip,  pewnie nie możesz mi powiedzieć o co chodzi- zakończyła, znowu uśmiechnięta profesor Happyday-.

Hermiona nie odezwała się, może ze względu na przysięgę, może ze względu na to, że była pod wrażeniem wnikliwej analizy niepozornej staruszki, należy jednak stwierdzić,że coś wbiło ją w fotel i na chwilę całkowicie wyłączyło ze zwykłego codziennego życia.

- No już!- z amoku wyrwał ją głos profesor Happyday- Biegnij do swojej komnaty i zrób coś, skoro nie masz ochoty na herbatę. No już, już!

Dziewczyna, jakby pod wpływem hipnozy wstała, skinęła głową na pożegnanie i wyszła. Najwyższy czas, by Snape wszystko jej powiedział...

Hermiona Granger & tajemnicze znakiWhere stories live. Discover now