Rozdział 24

547 43 5
                                    


Hermiona nie marnowała czasu. Pierwszą rzeczą , jaką zrobiła po powrocie do pokoju było , oczywiście sprawdzenie kryjówek Peleryny Niewidki i różdżek. Bez magii nie było łatwym schować jakikolwiek przedmiot w Hogwarcie, ale mimo to Hermiona wolała nie ryzykować noszenia tego wszystkiego przy sobie i podróżowania z nimi do Australii, co teraz nie wydawało jej się już takie bezsensowne.

Dopiero wtedy otępienie wywołane wcześniej przy Nevillu ustąpiło i dziewczyna mogła wreszcie dać ujście tłumionym emocjom. Smutek, bezradność i złość wylewały się z jej oczu i przenikało w czerń bluzki na wysokości serca.

Ona również pragnęła zemsty na tym , który skrzywdził jej rodziców i Lunę, wcale nie mniej niż Neville, ale teraz uświadomiła sobie coś zgoła innego. Musi spełniać swoje obietnice po kolei, bo inaczej zgubi się wśród niedopowiedzeń i przyrzeczeń złożonych bliższym i dalszym znajomym.

Tłumione łzy nie znalazły jednak ujścia, ponieważ Hermiona znowu założyła maskę. Z zimną obojętnością układała w głowie plan na najbliższe dni.

Po pierwsze musi utrzymać miejsce pobytu Dracona w absolutnej tajemnicy.

Po drugie musi wreszcie znaleźć jakiś trop w sprawie Fontanny.

Dopiero wtedy, kiedy Harry będzie cały i bezpieczny Hermiona pozwoli sobie na prowadzenie prywatnych krucjat, chyba, że...

Jej rozważania przerwało pojawienie się Snape'a w ramach swojego lokum.

- McGonagall dostała wezwania do Biura Aurorów. Radziłbym jakoś wcisnąć jej Veritaserum i sprawdzić, czy na pewno nie pamięta nic o Draconie. Moje zaklęcia nie zawsze działają poprawnie w tej formie- powiedział z odrazą.

Hermiona wiedziała, że Mistrz Eliksirów nie przepadał za „nową formą". Tym bardziej, kiedy Dumbledore zaczął składać mu niezapowiedziane wizyty, a nimfa z obrazu z Wieży Północnej wzięła sobie na cel uwiedzenie go, ale Granger uznawała jego niesamowitą przydatność w podsłuchiwaniu i podglądaniu mieszkańców zamku. Snape był jej oczami i uszami zwłaszcza w związku z jej ostatnimi nieobecnościami.

Rzecz, o której wspomniał nie zrobiła na niej wielkiego wrażenia, wiedziała, że prędzej, czy później będzie zmuszona sprawdzić dyrektor McGonagall, tym szybciej, że Dracon był podejrzewany o atak na Lunę. Ona sama nie miała wątpliwości, że Malfoy nic nie zrobił. Sytuacji tu, na miejscu, pilnowali przecież Severus i Stworek.

Największy problem nie stanowiła moralność Hermiony, ale sposób, w jaki miałby podać nauczycielce Transmutacji Eliksir Prawdy. Nie miała pojęcia , jak oszukać czarownicę.

- Co powinnam robić, Severusie?- zapytała, jakby najoczywistszą rzeczą na świecie było pytanie go o zdanie w takich kwestiach.

- Jak to co, Granger!? Czy nie wyraziłem się jasno!?- zapytał poirytowany- Minerwa. Fiolka. Veritaserum.

- Ale jak?- zapytała jeszcze raz , kiedy o szybę stuknęła sowa. Hermiona przerwała na chwilę i odebrała korespondencję- zaproszenie na herbatkę u profesor Happyday.

Podniosła wzrok na Snape'a i uśmiechnęła się szatańsko.

***

Artur Weasley rzadko bywał całkiem wesół, ale ostatnio jego myśli przestał zaprzątać smutek przyszłej synowej, jak skrycie nazywał Hermionę, ale całkiem nowy, szatański pomysł za który Molly gotowa byłaby kazać mu znowu spać na kanapie w salonie.

Przecież nie tylko on zauważył, że profesor Slughorn i Madame Happyday wyraźnie mają się ku sobie? A może tylko on?

Wszyscy w zamku byli zbyt zajęci własnymi sprawami, żeby w ogóle zauważać ludzi dookoła. Nie, żeby Artur miał coś przeciwko. Nie ciągnęło go do ludzi tak, jak kiedyś. Wolał zaszywać się w swoim gabinecie i stamtąd obserwować wszystko co działo się dookoła. W weekendy jego syn Percy zabierał go do domu, który nie do końca był jego domem, a żona Billa, urocza Fleur opiekowała się nim jak ojcem, ale dlaczego Fred i George nigdy nie wychodzili z pokoju, kiedy on przyjeżdżał. Kiedyś uwielbiali psoty.

Tak samo, jak profesor Happyday, pomyślał Artur. Ona też uwielbiała sprawiać psikusy mieszkańcom zamku. Może bardziej przemyślane niż Irytek, czy bliźniaki, ale wciąż psoty. Myślała, że nie zauważył , jak dolewa mu Eliksiru Rozweselającego do popołudniowej herbatki, albo, jak podpytuje Minerwę o jej plany i zainteresowania. Nie z nim te numery. Artur Weasley doskonale wiedział, że Eleonora coś knuje. Nie bez powodu uśmiecha się d wszystkich tak ciepło i przymilnie. No może nie do Horacego, ale to zupełnie inna historia.

Ona i profesor Slughorn wydawali się być dwoma pasującymi kawałkami układanki, a Artur powinien jeszcze dziś zająć się udowadnianiem im tego. Może z małą pomocą Hermiony. Przyda jej się odrobina rozrywki.

***

Popołudniowe herbatki Eleonory Happyday cieszyły się wielkim zainteresowaniem wśród nauczycieli.

Z początku niezobowiązujące spotkania w niewielkim gronie przerodziły się w dość spore i coraz mniej kameralne zebrania całej Rady Pedagogicznej.

Minerwa McGonagall nie przepadała zbytnio za przepełnionymi muzyką, zapachem mocnej owocowej herbaty i dość sporym hałasem, przesiadywaniem w specjalnie na tę okazję powiększanym gabinecie Mistrzyni Zaklęć. Była odpowiedzialna za całą tę zgraję niby-dorosłych, którzy tego jednego wieczora w tygodniu postanawiali się zabawić kosztem jej nerwów. Co by było, gdyby ktoś z Rady Hogwartu dowiedział się co tu się wyczynia?

Dostałaby natychmiastowe zwolnienie i basta. Dobrze, że nie tylko ona wolała zachować trzeźwość umysłu tego dnia. Hermiona siedziała trzy krzesła dalej i ustawicznie odmawiała Eleonorze Happyday „owocowej herbatki" lub „korzennego kompociku" ze zbiorów Hagrida.

- Jak się pani miewa, Madame?- zapytała kilka chwil później dziewczyna przeciskając się między duetem Leśniczego i Artura Weasley'a, którzy nieudolnie próbowali zaśpiewać romantyczną serenadę, a profesorem Slughornem wygłaszającym wykład o przydatności smoczego ziela w produkcji... Lepiej, żeby nikt nie wiedział, co Mistrz Eliksirów produkował potajemnie w swojej pracowni.

- Och, całkiem dobrze- odparła bez przekonania nauczycielka Transmutacji, dodana do tego zmęczono-znudzona mina świadczyła sama za siebie. Dwie Gryfonki rozumiały się bez słów.

Wtedy podeszła do nich Eleonora i po raz kolejny spróbowała wcisnąć filiżanki pełne lepkiej, czerwonawej cieczy, ale obie pokiwały przecząco głowami.

- Wolałaby, pani, coś bez tych świństw, Madame?- zapytała Hermiona i wyjęła zza pazuchy butelkę pełną płynu o tajemniczej zawartości i jeszcze bardziej tajemniczym przeznaczeniu.

Minerwa McGonagall miała chwilę oporó, ale już po chwili, zobaczywszy, jak panna Granger wychyla spory łyk ujęła butelkę w dłoń i przechyliła, żeby spróbować jej zawartości.

***

Uciekła. Znowu. Miał wrażenie, że całe życie przed nim uciekała.

Zawsze była dwa kroki przed nim uśmiechając się jednocześnie miło i złośliwie. Mówiąc: „spójrz, głupia szlama, znowu jest od ciebie lepsza".

Problem w tym, ze już nie jest. Tym razem ją dopadnie. Kiedy tylko dostanie się do Anglii, wreszcie dowie ją w swoje łapy i już nie puści. Dopóki nie usłyszy jak z jej ust ucieka ostatnie tchnienie.


Hermiona Granger & tajemnicze znakiWhere stories live. Discover now