Rozdział 15

19.5K 578 1.6K
                                    

Gdyby ktoś zapytał mnie czy te ferie były dla mnie udane, to nie musiałabym długo zastanawiać się nad odpowiedzią. Były totalną porażką, bo nawet ten wyjazd zepsuł mi humor, a to tylko przez jedną osobę. On zawsze potrafi wszystko zepsuć, ale ja też nie jestem lepsza. Mam dość. I może to zabrzmi dziwnie, ale chcę już po prostu być w domu i poczekać, aż to wszystko się skończy. Pragnę, żeby on znowu zniknął i, żeby moje życie było takie jak przed tymi feriami. Boję się co może się jeszcze wydarzyć, ale teraz cieszę się, że wracamy do domu.

Spakowałam ostatnie rzeczy do walizki i ją domknęłam. Postawiłam ją na koła i podeszłam do drzwi, ciągnąc ją za sobą. Do hotelu wróciłam wczoraj późno w nocy, więc jestem kompletnie dzisiaj niewyspana. Chodziłam po ulicach miasta i myślałam tylko o tym co powinnam dalej zrobić, ale zdecydowałam, że puszczę to w niepamięć. Co było to się nie odstanie, a ja muszę żyć dalej. Pomiędzy mną, a dziewczynami od wczoraj atmosfera też była napięta. Ja z Lily nawet na siebie nie patrzyłyśmy, a Hazel też prawie nic nie mówiła.

-To ja już zejdę i poczekam na was na dole.- spojrzałam na zegarek w telefonie i dostrzegłam, że była już godzina, na którą powinniśmy wymeldować się z hotelu.

-Jasne, my już idziemy.- zaakumonikowała Hazel.

Chwyciłam za rączkę od walizki i rozejrzałam się jeszcze raz po pokoju, w którym spaliśmy przez ostatnie dwa dni. Było mi trochę szkoda opuszczać tego miejsca, ale nie miałam innego wyboru, więc pociągnęłam klamkę od drzwi wyjściowych i wyszłam z pokoju.

Jadące kółka od mojej walizki odbijały się echem po kafelkach podłogi, gdy przyjechała winda. Weszłam do jej środka i kliknęłam zjazd na parter. Zjechałam na dół i zobaczyłam, że czekali już wszyscy w kolejce przed recepcją, żeby się wymeldować. Wszyscy oprócz Davida. Jego znowu nie było. Nie miałam jednak zamiaru do nich podchodzić, więc wyszłam na dwór, żeby poczekać na zewnątrz. Słońce tak jak zawsze zaświeciło mi prosto w twarz, przez co zaczęłam jeszcze bardziej żałować, że to wszystko tak szybko minęło. Nawet się nie obejrzałam, a my już wyjeżdżamy.

Westchnęłam powtarzając siebie, że tak będzie lepiej i mój wzrok przykuły teraz schody, które było trzeba pokonać, żeby zejść. Nienawidziłam po nich schodzić, bo były strasznie nierówne i niebezpieczne. Miałam wrażenie, że można byłoby się na nich zabić.

-Jesteś zadowolona z siebie po wczorajszym?- miałam zamiar zrobić pierwszy krok, żeby zejść, ale obok mnie pojawiła się nagle Lily, która podobnie jak ja trzymała w dłoni swoją walizkę.

-Mówiłam już, że tego nie chciałam, ale wierz sobie w co chcesz.- próbowałam ją zbyć, bo nie miałam ochoty już dzisiaj się z nią więcej kłócić.

-Ja wierze tylko w prawdę.- odgarnęła pasmo swoich włosów z twarzy.

-No to chyba nie wiesz jaka jest definicja prawdy, bo ja wiem lepiej co się działo.- zacisnęłam usta w wąską linię.- Ale wiesz co? Czegoś tu nie rozumiem. Dlaczego cały czas uważasz, że coś mnie z nim łączy?

-Może dlatego, bo od samego początku czuć pomiędzy wami jakąś swego rodzaju więź? Wypieracie się tego na wszystkie możliwe sposoby, ale gdy przebywacie ze sobą to czuć na kilometr, że łączy was coś bardzo silnego. Widzę jak na siebie patrzycie i domyślam się, że nie tylko ja to zauważam.

-To po co to wszystko skoro byłaś od samego początku do mnie źle nastawiona? Po co udawałaś, że jesteś dla mnie miła? Zrobiłaś nawet w swoim mieszkaniu moją imprezę urodzinową, tylko po co? Po co to wszystko?

-Powinnaś raczej sama sobie odpowiedzieć na to pytanie, tylko pamiętaj przy tym, że ja zawsze wygrywam.- uśmiechnęła się i przekręciła lekko głowę w bok.

Powerful LoveWhere stories live. Discover now