Rozdział 28

17.5K 668 369
                                    

Veronica's Pov:

Odetchnęłam z ulgą, gdy po chyba dwudziestu minutach odsunęłam, w końcu telefon od ucha i skończyłam wreszcie tą nudną rozmowę. Nie mam pojęcia dlaczego zajęło mi to tak sporo czasu, ale rozpoczęłam szukać już jakiejś pracy, więc zadzwonili do mnie, żebym przyszła niedługo na rozmowę kwalifikacyjną. Z jeden strony to nie jest praca moich marzeń, ale z drugiej przecież trzeba od czegoś zacząć, jednak chyba poczekam jeszcze aż inni pracodawcy do mnie oddzwonią, bo nie tylko tu ubiegałam się o stanowisko.

Schowałam telefon do mojej torebki pasującej mi pod kolor mojej sukienki i przypomniało mi się, że jestem tu już strasznie długo, a David sam został w środku, więc to może nie skończyć się dobrze. Na dworzu było ogólnie strasznie dużo ludzi, więc musiałam odejść trochę dalej od budynku, żeby spokojnie mieć szansę odebrać telefon. Zaczęło robić mi się też już naprawdę chłodno, bo lekki wiatr powoli się zbierał i wyglądało tak jakby nanosiło się na burzę. Przez chłodne powietrze gęsia skórka przeszła po całym moim ciele, więc wzdrygnęłam się i owinęłam się rękoma, powracając do środka.

Niestety, ale zrobiłam może kilka kroków do przodu, bo nagle stanęłam w miejscu, gdy przede mną pojawił się znikąd ten sam mężczyzna, który miał chyba na imię John. Oczywiście musiał wyjść ze mną nawet na dwór, a myślałam, że odpuści, bo rozmawiałam z nim tylko dlatego, że można było się z czegoś pośmiać. Na szczęście nie wyglądał na zboczeńca, ani osobę która mogłaby mi coś zrobić, więc się go nie bałam, ale jednak wyszedł za mną i wyglądał tak jakby czegoś ode mnie chciał, więc może coś jest na rzeczy.

-No proszę, znowu się spotykamy.- obdarował mnie kolejnym głupim uśmieszkiem.

-Świetnie, nawet nie wiesz jak się cieszę z tego powodu.- przewróciłam na niego oczami i go wyminęłam, zaczynając kierować się w stronę budynku, w którym odbywała się cała impreza.

-W takim razie moja oferta jest cały czas aktualna.- wciąż dotrzymywał mi kroku.

-Niby jaka oferta?- nie wiedziałam co miał na myśli.

-A taka, że podobno powiedziałaś mi, że poszukujesz pracy, więc dostaniesz ją w jednej z największych firm na świecie i to na świetnym stanowisku, ale ja też dostanę coś w zamian od ciebie.- mówił dalej.

-To był żart, niestety ale na tą chwile niczego nie szukam.- skłamałam, żeby wreszcie się odczepił.

-Nie był bym tego wcale taki pewien.- nadal nie odpuszczał.

-To już nie jest mój problem.- rzuciłam ozięble.

Mężczyzna chciał już coś zapewne dodać, bo nie wyglądał na typa, który łatwo odpuszcza, ale on podobnie jak ja zamilkł, gdy doszliśmy do wejścia budynku. Byłam zdziwiona i nie miałam pojęcia co się dzieje, bo miałam wrażenie, że zebrali się tu wszyscy goście. A najgorsze było to, że to nie było moje wrażenie, a rzeczywistość, bo tutaj byli dosłownie wszyscy. Stali jeden na drugim i się na coś przypatrywali. Musiałam dowiedzieć się o co chodzi, a szczególnie gdzie jest David, więc gdy zauważyłam jego matkę, która stała z przerażoną miną to zaczęłam przepychać się przez wszystkich ludzi, którzy ją okrążyli. Z trudem, ale dostałam się do niej i gdy spojrzałam czym się, a raczej kim w tej chwili zamartwiała to cała zamarłam. Nie musiałam długo doszukiwać się co się stało i dlaczego jej mąż, Teodor ma zaczerwienienia wraz z widocznymi siniakami na całej twarzy, a z jego nosa wypływa spora ilość krwi, którą próbował zatamować. Odrazu domyśliłam się, że tylko jedna osoba mogła mieć w tym swój udział.

David.

-Co tu się do cholery stało?- moje serce waliło jak szalone, gdy spoglądałam to na mężczyznę to na matkę Davida. I chociaż doskonale wiedziałam, że nie mogło się zdarzyć tu nic innego niż przepuszczałam, to jednak wolałam się upewnić, modląc się, że oskarżyłam o to nie właściwą osobę.

Powerful LoveTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon