Rozdział 1

59 4 0
                                    

10 miesięcy później

Twarz Alessi owiał chłodny, jesienny wiatr, kiedy tylko przekroczyła próg korytarza i znalazła się na skromnej werandzie. W pośpiechu zamknęła za sobą drzwi na klucz, po czym skierowała się prosto na ścieżkę wiodącą do jedynego miasteczka w okolicy. Miała niewiele czasu by dotrzeć na miejsce, a nie chciała się spóźnić. Jeszcze tego brakowało by straciła pracę przez głupią wpadkę. 

Tego dnia nic nie szło po jej myśli. Zaczęło się od koszmaru, który wybudził ją o trzeciej i nie pozwolił zasnąć aż do rana. Nie żeby to było coś nowego. Niemal każdej nocy śniła ten sam sen albo jego odpowiednik. Przeszłość, mimo że zamknięta głęboko w podświadomości, wciąż wdzierała się do jej umysłu, gdy spała. 

Dopiero kiedy niebo zaczęło nabierać fioletowo-różowych barw, zwiastujących nadejście brzasku, Alessia wyszła z domku by choć przez chwilę zaczerpnąć świeżego powietrza i uspokoić przed rozpoczęciem kolejnego dnia. W tym celu udała się na zniszczony mostek nad wodą. Stare deski trzeszczały pod jej stopami, grożąc rozpadnięciem całej konstrukcji, ale już się do tego przyzwyczaiła na tyle, że przestała zwracać uwagę. Ze stoickim spokojem stała na skraju kładki i patrzyła jak barwy nieba stopniowo stawały się coraz jaśniejsze. Rześki wiatr smagał ją po twarzy, niosąc ze sobą zapach lasu, otaczającego jezioro. Kobieta zamknęła oczy, by przez chwilę skupić się na dźwiękach i zignorować pierwsze promienie słońca przecinające niebo nad koronami drzew.

Każdy dzień był taki sam, ale nie to jej przeszkadzało. Tak naprawdę sposób w jaki żyła kompletnie nie grał roli. Nic nie było w stanie wywołać w niej jakiejkolwiek emocji od kilku miesięcy. Prawie nic, oprócz wschodzącego słońca, które budziło w niej iskierkę irytacji każdego poranka. Zbyt małą by wpłynęła na zachowanie kobiety, ale wystarczającą aby Alessia na sekundę wstrzymała oddech.

Bo niby jak to możliwe, że wszystko było normalne, dzień mijał za dniem, słońce zachodziło wieczorem tylko po to by znowu wzejść o poranku, skoro serce jej świata przestało bić?
Z opuszczoną głową otworzyła oczy i skierowała się do domku by przebrać się, zabrać potrzebne rzeczy i pójść do pracy. Innymi słowy - zacząć kolejny, pozbawiony sensu, dzień.

Nagłe, silne uderzenie wyrwało ją z ponurych myśli. Jej instynkty agentki i wyczerpane ciało całkiem ją zawiodły. Nie zdążyła zareagować wystarczająco szybko by zamortyzować gruchnięcie o ziemię. Na szczęście, przeszkoda kobiety okazała się mieć znacznie szybszy refleks. Mężczyzna, któremu nieuważnie weszła pod nogi, przytrzymał ją mocno za ramiona.

- Nic ci nie jest?

- Przepraszam - mruknęła, nie zaszczyciwszy nieznajomego ani jednym spojrzeniem. Na zadane pytanie nie zareagowała. Zwyczajnie wyswobodziła się z uścisku mężczyzny by wreszcie wrócić do domku.

Nawet teraz, idąc do pracy, czuła rozlewający się w jej boku ból, spowodowany zderzeniem. Była naprawdę słaba. Czasami przemknęła jej przez głowę myśl by wrócić do jakichkolwiek ćwiczeń, ale zwykle znikała tak szybko jak się pojawiała. Była tak daleko... Nie potrafiła zmusić własnego ciała do wysiłku.

Do biblioteki weszła minutę przed ósmą. Od razu złapała kontakt wzrokowy z szefową, która uśmiechnęła się pobłażliwie.

- Jak w zegarku, Black. Jak w zegarku - powiedziała tylko, po czym, nie czekając na słowa pracownicy, udała się do swojego gabinetu.

Alessia uspokoiła przyspieszony oddech i w spokoju skierowała się do swojego biurka by zostawić tam torebkę, a następnie odwróciła tabliczkę na drzwiach na słowo "Otwarte". Nie spodziewała się o tej porze wielu zainteresowanych odwiedzeniem biblioteki. Najwięcej osób przychodziło po dwunastej, a byli to zwykle uczniowie z pobliskiej szkoły, szukający materiałów do wykonania zadań domowych.

ExulansisWhere stories live. Discover now