Rozdział 4

37 3 0
                                    

Do biblioteki weszła kilkanaście minut przed ósmą, ale dzień nie zaczął się tak jak każdy inny. Tym razem McBerry już na nią czekała, ze skrzyżowanymi ramionami na piersi i zaciętą miną. Alessi wystarczyło jedno spojrzenie by wiedzieć, że czeka ją trudna rozmowa z dyrektorką.

- Dzień dobry...

- Black, mój gabinet - powiedziała tylko, po czym sama udała się we wspomnianym kierunku. Kobieta, nie mając większego wyboru, zostawiła swoją torbę przy biurku i pomaszerowała za przełożoną po starych, drewnianych schodach.

Znajdujące się na piętrze pomieszczenie kryło w sobie sporo klasy i elegancji. Całość została urządzona w minimalistycznym stylu, który umożliwiał ustawienie wszystkich niezbędnych do pracy przedmiotów w intuicyjnym porządku. Na środku stało duże, dębowe biurko, gdzie wszystkie dokumenty i teczki leżały w idealnym ładzie, a nad nim znajdował się fragment przeszklonego sufitu. W dodatku całą ścianę za plecami pracującej w tym gabinecie, pokrywały lektury. Całą, poza małego miejsca po prawej stronie, gdzie dyrektorka trzymała spis książek w wersji papierowej.

McBerry od razu usiadła na dużym fotelu za biurkiem, rozpierając ramiona na oparciu i gestem wskazując Alessi fotel naprzeciw niej. To był element, który najbardziej odróżniał gabinet bibliotekarki od przeciętnych miejsc pracy biznesmenów i innych ludzi u władzy. Siedzenia dla gości były niezwykle wygodne, podobne do tego dyrektorki, dzięki czemu same zachęcały do przeprowadzenia długiej rozmowy. Zwłaszcza, że McBerry miała w zwyczaju częstować swoich gości kawą lub herbatą oraz ciasteczkami domowej roboty.

- Zdaje się, że mamy trochę do omówienia - zaczęła, kiedy tylko jej pracownica rozsiadła się wygodnie w brązowym fotelu. - Byłaś u lekarza zrobić jakieś badania?

Alessia spięła się mimowolnie i pokręciła głową z niezrozumieniem. 

- Jakie badania? - zapytała niby niewinnym głosem.

- Choćby te podstawowe krwi? - McBerry splotła dłonie na biurku, skupiając spojrzenie swych bystrych, dużych oczu na sylwetce młodszej bibliotekarki. - Inaczej, czy zrobiłaś cokolwiek by odkryć przyczynę ostatniego omdlenia?

- Nie straciłam przytomności.

- Ale spadłaś z drabiny - dodała od razu dyrektorka, mrużąc lekko powieki. - Wcześniej przymykałam oko na twoją szczupłą sylwetkę, fioletowe, zapuchnięte oczy i bladą cerę, chociaż od miesiąca zaczęłaś mnie przerażać. Teraz to ma się skończyć.

Alessia zacisnęła pięści i zamknęła oczy. Cała idea wyniesienia się z kwatery, a także pracy w tym miejscu polegała na uniezależnieniu się od innych. To było wszystko czego pragnęła. Nigdy więcej nie słyszeć "Jak się czujesz?", "Jak mogę ci pomóc?", czy, jej ulubione: "Dlaczego nie dasz sobie pomóc?". Alessia nienawidziła tych pytań bardziej niż ktokolwiek mógłby sobie wyobrazić. Od śmierci Liama... Od zeszłego roku robiła wszystko by się od nich uwolnić i przeżyć żałobę w zgodzie z samą sobą.

- Masz miesiąc chorobowego by dojść do siebie. - W oczach dyrektorki nie było ani śladu złości. Wyłącznie współczucie oraz, to czego Alessia nie mogła znieść, litość. Przeklęta litość, od której żołądek byłej agentki wręcz kurczył się w bólu.

Nie mając innego wyboru, postanowiła spróbować jedynego koła ratunkowego jakie miała w zanadrzu.

- Nie ma nikogo kto przejąłby moje obowiązki...

- Rainford już się zgodziła. - Alessia mimowolnie skrzywiła się na dźwięk nazwiska współpracowniczki. Nie sądziła, że Mandy okaże się chętna do dłuższej pracy.

ExulansisWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu