Rozdział 6

40 3 0
                                    

Alessia przeszła bardzo wiele w swoim ponad dwudziestoletnim życiu, ale z łatwością mogła powiedzieć, że ostatni rok był najgorszym. Co prawda nie pamiętała dobrze swojego dzieciństwa. Może właśnie dlatego w ogóle nie brała pod uwagę tamtych wydarzeń.

Odkąd poznała Fury'ego wszystko układało się coraz lepiej. Poprawa nie nastąpiła z dnia na dzień, bo przecież wiadomo, że jak każdy człowiek miała swoje wzloty i upadki. Ale z każdym rokiem, a nawet miesiącem czuła poprawę. Zmiany były niepozorne. Zaczęło się od zwykłej możliwości rozmowy z drugim człowiekiem, porządnej edukacji, powoli budującego się zaufania. Nawet odkryła swoje hobby i otrzymała możliwość by je rozwinąć. Dzięki temu, że Fury wyciągnął do niej rękę, z cichej, strachliwej dziewczynki wyrosła na pewną siebie i towarzyską kobietę.

W tym roku nastąpił gwałtowny regres, który zostawił zaledwie cień dawnej Alessi.

Dokładnie dwanaście miesięcy temu wszystko uległo zmianie za sprawą jednej, małej kuli. Tylko tyle wystarczyło by zburzyć cały, starannie wybudowany świat młodej agentki.

Kobieta usiadła na podłodze obok dużego, kwadratowego okna w swojej sypialni. Pierwszy raz odkąd tu zamieszkała była wdzięczna za ten element wystroju. Wcześniej jakoś nie zwracała uwagi na to, że prawie całą ścianę od strony jeziora pokrywały okna: dwa trójkątne po bokach i jedno prostokątne w środku, które mogła otworzyć. Umożliwiło jej to spojrzenie w gwiaździste niebo, a także poczucie na twarzy chłodu nocnego powietrza ten jeden, ostatni raz.

Dała sobie cały rok. Aż tyle czasu miała na znalezienie sposobu na powrót do życia. Jednak skoro wciąż była zbyt słaba by choćby spróbować, to nie widziała już sensu w czekaniu. Miała serdecznie dość funkcjonowania jak pozbawiony wszelkiej energii duch, obijający się o cztery ściany domku w środku lasu. Utracenie jedynej odskoczni, jaką była praca w bibliotece, tylko ją dobiło. Na halę też nie mogła wrócić, jeśli nie chciała ponownie spotkać Andersona. Teraz nie istniał już żaden sposób na choćby udawanie normalności.

W dodatku była tu całkiem sama.

Nie bała się przyznać, że właśnie tego chciała, kiedy zwróciła się do Fury'ego z prośbą o odsunięcie jej od pracy. Wtedy nie mogła znieść spojrzeń pełnych litości pod postacią Alessi, a także tych strachliwych kierowanych do Empatii. Miała ich wszystkich dość. Jeszcze gorsza była udawana obojętność Bartona i Natashy. Oboje starannie usiłowali wmówić jej, że są silni i potrafią pogodzić się ze śmiercią przyjaciela, ale przecież Alessia czuła ich emocje. Nie mogła powstrzymać wyrzutów sumienia, które wręcz krzyczały, że to przez nią żadne z nich nie może odpowiednio przeżyć żałoby.

Ze zmęczeniem oparła głowę o wąską framugę, łączącą dwa okna i zacisnęła na chwilę oczy, czując zbierające się w nich łzy. Tylko tyle była w stanie z siebie wykrzesać. 

Już czas by do niego dołączyła. W końcu stanowili zespół. Gdzie była ona, tam i on, a skoro tym razem poszedł przodem... Musiała go wreszcie dogonić.

Jej dłoń drżała, kiedy złapała za pistolet i zacisnęła na nim palce. Metal był zimny, tak samo jak jesienny wiatr, który z coraz większą mocą wdzierał się do sypialni Alessi przez otwarte okno.

- Przepraszam cię - wyszeptała, patrząc na czarną lufę pistoletu. - Starałam się. Wiesz, że się starałam. - Jej drżący głos zmienił się w szloch. - Nie dam rady dopełnić obietnicy. Ja... przepraszam.

Oddech kobiety zrobił się urywany i nierówny, kiedy poczuła chłód metalu na skórze skroni. Choć pogodziła się z tym co chciała zrobić, przed oczami stanęły jej twarze bliskich. Wszystkie były zawiedzione i smutne. Wiedziała, że ich zrani, ale... 

ExulansisWhere stories live. Discover now