Rozdział 30

16 0 0
                                    

Jej przypływ pewności siebie nie trwał jednak długo. Ledwo zdążyła nacieszyć się sukcesem Hulka, z portalu wyleciały kolejne olbrzymie istoty.

- Mamy problem - powiedziała Natasha zduszonym głosem, próbując zwrócić uwagę pozostałych na nowe zagrożenie. Momentalnie każdy odsunął się o krok, wlepiając oczy w niebo.

- Rozkazuj, Kapitanie - mruknął Stark. 

Alessia skrzywiła się w duchu na myśl o słuchaniu poleceń Rogersa, ale nie miała zamiaru komentować tego na głos. Wiedziała, że to ugodowe oddanie dowodzenia kosztowało Starka sporo własnego ego, a nie miała zamiaru uchodzić za gorszą od niego. Skoro on postanowił słuchać Kapitana, ona też mogła.

- Dobra, słuchajcie - zaczął Steve, wlepiając spojrzenie w portal. - Dopóki portal jest otwarty, wiążemy siły wroga. Barton, ty idź na tamten dach - oznajmił, odwracając się w kierunku drużyny by móc spojrzeć w oczy Clinta. Alessia musiała oddać swojemu przyjacielowi, że nawet przez chwilę nie wyglądał jakby zamierzał dyskutować. Z powagą skinął głową, przyjmując rozkaz. - Miej na wszystko oko. Informuj o ruchach oddziałów. Stark, będziesz cerberem. Tych, którzy spróbują uciec odsyłasz do nas albo do piekła - kolejne skinięcie głową.

Clint posłał Alessi ostatni uśmiech, jakby chciał zapewnić ją, że wszystko będzie dobrze i jeszcze tego wieczoru wspólnie napiją się piwa.

- Podrzucisz mnie? - zapytał, obracając się w kierunku Starka.

- Dobra, ale trochę potrzęsie, Legolas - oznajmił, po czym chwycił Bartona za kamizelkę i razem z nim wystrzelił w niebo.

Przez sekundę Alessia patrzyła w ślad za nimi, modląc się w duchu by Stark go nie upuścił.

- Thor, spróbuj zamknąć jakoś ten portal. Odetnij posiłki. Znasz się na grzmotach, no to im przygrzmoć - kontynuował Steve, co Asgardczyk przyjął z niemal dziecięcą radością. Ledwo usłyszał rozkaz, a już zaczął odleciał razem ze swoim młotkiem. - Nasza czwórka zostaje na ziemi, ściągamy ich uwagę. Empatio, będziemy cię osłaniać. Spróbuj uspokoić mieszkańców - oznajmił Rogers, patrząc po kolei w oczy Natashy, Alessi i Barnesa. Zrozumienie tego co powiedział, zajęło Empatii zdecydowanie za dużo czasu, żeby mogła odpowiednio szybko interweniować. - A ty Hulk, rozwalaj! - dokończył, na co zielona bestia uśmiechnęła się szeroko i wystrzeliła w górę by skakać po ścianach budynków i rozgniatać na nich stwory.

- Rogers! - krzyknęła Alessia, zanim walka rozgorzała na dobre. - To nie takie proste.

- Spróbuj! - powiedział tylko, na co kobieta niemal tupnęła nogą jak małe dziecko.

Kompletnie jej nie rozumiał. Niemniej, nie traciła czasu. Choć nie miała zamiaru przystać do Avengers, to teraz nie było czasu na bunt i własne przekonania. Mieszkańcy Nowego Jorku ginęli, całe miasto popadało w ruinę na ich oczach. Jeżeli wspólnymi siłami mogli jakoś temu zapobiec pod przywództwem Rogersa, to nie planowała się sprzeczać. Choć jednocześnie samą siebie wystawiała na ogromne niebezpieczeństwo.

Przełykając ze zdenerwowania ślinę stanęła między odwróconymi do niej plecami Stevem, Natashą i Barnesem, po czym wzięła drżący oddech. Wciąż trzymała w dłoni miecz, ściskając go z całej siły, jakby tylko on mógł ją uratować przed tym co miało nadejść. Wpatrzona w truchło stwora, którego Romanoff przecięła na pół jego własną bronią, opuściła i tak słabą barierę.

Lawina paniki, rozpaczy i niezrozumienia uderzyła ją z całą mocą, niemal zwalając z nóg. To co wcześniej czuła jedynie jak przez mgłę, całkiem wyłoniło się zza zasłony. Mimowolnie zgięła się wpół, jakby fizycznie czuła spadający na nią ciężar emocji innych ludzi. Były wszędzie, a ich siła okazała się miażdżąca. Zbyt silna by Alessia mogła nad nią zapanować.

ExulansisWhere stories live. Discover now