Rozdział 8

35 3 3
                                    

Zanim Alessia zdążyła dobrze się nad tym zastanowić pełną parą wróciła do ćwiczeń. Jakby ktoś nagle zdjął z jej oczu opaskę i pozwolił zobaczyć cały obraz sytuacji, w której się znalazła. Nie miała jeszcze pojęcia jak poukładać dalej życie. Wiedziała tylko, że już czas wziąć się w garść. Nie mogła dłużej pozwolić sobie na słabość i szukanie drogi ucieczki. Samobójstwo nie było rozwiązaniem. Gdyby Liam dowiedział się, że choćby o tym pomyślała, wzgardziłby każdym wytłumaczeniem. On zawsze był silny i nie bał się wyzwań. Teraz ona musiała znaleźć sposób by dalej żyć dla niego.

Już szósty dzień z rzędu obudziła się wcześnie rano i od razu zwlekła z łóżka. Miała cel. Chciała wrócić do formy małymi kroczkami. Nawet jeśli wiązało się to z codziennymi wymiotami, kiedy jej żołądek próbował przyzwyczaić się do małych, ale regularnych porcji różnorodnego jedzenia. Przez te sześć dni ćwiczeń kładła się spać zmęczona, ale przede wszystkim zadowolona, bo wreszcie przesypiała całe noce bez koszmarów.

Nie wróciła jednak na halę sportową. Po tym jak razem z Andersonem skonstruowali mostek, oboje zrobili sobie przerwę od siebie nawzajem. Alessi to odpowiadało. Przynajmniej na razie. Po tylu miesiącach spędzonych w samotności, nadmierna obecność drugiej osoby mogła stać się uciążliwa. Zwłaszcza, że i tak każdego dnia widzieli się rano na ścieżce wokół jeziora. W tej chwili mogła całkowicie skupić się na sobie i poprawie własnej formy.

Całe dnie spędzała na bieganiu, dbaniu o dietę, pojedynczych ćwiczeniach, a także czytaniu książek. Starała się każdą chwilę zapełnić jakimkolwiek zajęciem, które pochłaniało jej uwagę. Cisza wiązałaby się z myślami, a te często bywały zdradzieckie.

Alessia wzięła głęboki wdech, czując pierwsze oznaki drżenia mięśni. Grudzień nadszedł z pełną mocą, a wraz z nią powietrze stało się chłodniejsze, przynosząc na myśl nieuchronnie zbliżającą się zimę. Wszystkie złote liście już dawno opadły z drzew, pozostawiając gołe gałęzie, tworzące zadaszenie lasu. Część z nich sięgało na ścieżkę. Były tak długie, że gdyby kobieta postawiła źle krok, mogłaby o nie zahaczyć.

To dziwne, ale Alessia nie pamiętała kiedy ostatnio zwróciła uwagę na otaczający ją krajobraz. Nie mogła przypomnieć sobie jak wygląda zima, wiosna czy lato w tym miejscu. A przecież spędziła tu każdą z pór roku. Wiedziała jedynie to, co teraz miała przed oczami. Suche liście wyścielające podłoże i gołe gałęzie.

- Wydaje mi się czy biegasz coraz szybciej? - usłyszała za swoimi plecami już bardzo znajomy głos. Do tej pory na szlaku wymieniali się zaledwie jednym słowem powitania. - Wczoraj złapałem cię jakieś sto metrów wcześniej.

- Po prostu dłużej zajmuje ci zwleczenie tyłka z wyrka - odparła, nie wybijając się z równego tempa biegu. Sama obecność Andersona wcale jej nie zaskoczyła. Słyszała jego kroki już od kilkunastu sekund.

Mężczyzna roześmiał się na jej słowa.

- Może i tak - przyznał.

Alessia mimowolnie spojrzała w bok, słysząc radosną nutę w głosie Ethana. Rzeczywiście, ujrzała profil szeroko uśmiechniętego, całkiem przystojnego bruneta. W promieniach wschodzącego słońca, jego ciemne włosy zdawały się mieć złote końcówki. Podobny efekt tworzyły tęczówki mężczyzny. Normalnie ciemnobrązowe, ale dzięki odpowiedniemu światłu pojawiały się w środku jaśniejsze okręgi. Nie było w nich ani śladu smutku, złości, szaleństwa czy czegokolwiek co kwalifikowałoby go do przymusowego urlopu od służby. A przecież zgodnie z aktami, które przeczytała kilka dni temu, jego życie nie było usłane różami.

Ledwo mogła sobie wyobrazić, że biegnący obok niej mężczyzna trochę ponad rok temu nosił na sobie mundur wojskowy. W dodatku otrzymał Medal Honoru za swoją służbę przypłacając to ogromną stratą.

ExulansisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz