Rozdział 10

34 3 1
                                    

Kontrola. Musiała zachować kontrolę i utrzymać własne emocje w ryzach, co wcale nie było takie proste. Już dawno nie czuła takiej fali różnych, a przede wszystkim sprzecznych uczuć. Były jak przygniatająca lawina. Od roku od nich uciekała, lecz teraz, kiedy znowu spojrzała w twarz przyjaciela, wreszcie ją dogoniły. Tak silne, że samo ich tłumienie szybko przerodziło się w fizyczny ból ciała.

Kilka długich sekund zajęło Alessi wzięcie się w garść i oprzytomnienie. Wiedziała, że zarówno Barton, jak i Anderson, wbijają w nią spojrzenia, czekając aż coś powie. Nie mogła się rozsypać. Przynajmniej nie przy Ethanie. On w ciągu ostatnich dni stał się jej wytchnieniem od wszystkiego co zostawiła za sobą rok temu. Gdyby teraz go w to wciągnęła, straciłaby ten luksus.

Właśnie dlatego, pomimo chaosu w głowie i ściśniętej piersi, na twarzy Alessi pojawiła się obojętność. Uśmiech nie wchodził w grę, gdyż Anderson od razu wyczułby próbę ukrycia czegoś. Osoba, którą poznał, nie chodziła z wiecznie uniesionymi kącikami ust.

- Ethan, poznaj Clinta - zawahała się. Odległy głos w jej głowie szeptał by dodała jakiś sarkastyczny komentarz typu "który jest największym wrzodem na dupie jakiego w życiu spotkasz" albo "pana widzę-wszystko-i-wiem-wszystko". Takie przekomarzanki były jedną z fundamentalnych cech ich przyjaźni. Teraz nie potrafiła się jednak zdobyć nawet na odrobinę humoru. - Clint, poznaj Ethana - dokończyła, po czym pociągnęła z butelki spory łyk piwa. Było gorzkie, takie samo jak to które pił Anderson.

Mężczyźni podeszli bliżej siebie, wymieniając uścisk dłoni. Alessia nie mogła powstrzymać irytacji na widok ich wzajemnego mierzenia się wzrokiem. Czasami naprawdę miała dość wszystkich przedstawicieli płci przeciwnej. Nawet nie musiała wchodzić żadnemu z nich do głowy by dostrzec instynktowną potrzebę ochrony kobiety przed potencjalnym zagrożeniem, która, według nich, należała do ich obowiązków.

- Jesteś z Blue Fields? - zapytał Barton, przywdziewając na twarz firmowy, uprzejmy uśmiech.

- Poniekąd. - Anderson odwrócił się w kierunku Alessi. Był spięty, choć starał się to ukryć za wszelką cenę. - Twój przyjaciel? - zapytał, na co lekko skinęła głową.

Ze zdziwieniem zaobserwowała, że ramiona Ethana napięły się jeszcze bardziej. Dopiero po chwili przypomniała sobie ich rozmowę na starym mostku. Jak przez mgłę przywołała wypowiedziane wtedy słowa, ale Anderson zdawał się wszystkie bardzo dokładnie pamiętać. Bez dwóch zdań już tamtego wieczoru wyrobił sobie zdanie o Bartonie, choć jeszcze go nie znał. Alessia poczuła palącą potrzebę by wyjaśnić Ethanowi całą sytuację. Z jakiegoś powodu nie mogła znieść myśli, że ma tak niskie zdanie o jednym z jej najbliższych. 

Tylko jak mogła mu to wytłumaczyć, jednocześnie ukrywając swoją tożsamość?

Cokolwiek Anderson wyczytał w spojrzeniu kobiety sprawiło, że nieuzasadniony chłód, który wtargnął do jego ciemnych oczu znikł bezpowrotnie.

- Chcesz żebym został? - zapytał łagodnie.

Ból w piersi Alessi nagle przemienił się w rozlewającą falę ciepła.

- Nie - odpowiedziała mimo to. - Pogadamy później.

Skinął głową na znak zrozumienia, po czym odchodząc uniósł butelkę w górę.

- Dzięki za piwo! - krzyknął przez plecy.

- Dzięki za drzwi!

- Dzięki za ciepłe przywitanie.

Alessia przymknęła na moment oczy, przygotowując się na czekającą ją rozmowę. Jej głowę przepełniały same niewiadome. Jak się potoczy rozmowa? Czego właściwie się spodziewa? Dlaczego Barton przyjechał akurat teraz? Czy w ogóle była gotowa?

ExulansisWhere stories live. Discover now