Rozdział 9

28 3 0
                                    

- Mogłabyś podnieść trochę wyżej, Alessio?

Wspomniana natychmiast rozluźniła mięśnie rąk aby trzymane przez nią drzwi spadły prosto na stopę Andersona. Uratował go wyłącznie szybki refleks. Ethan rzucił kobiecie rozbawione spojrzenie.

- Sprawdzasz moją czujność, Alessio?

- Przysięgam jeszcze raz zaakcentujesz moje imię a nie dostaniesz piwa po robocie - uśmiechnęła się złośliwie na widok zbolałej miny mężczyzny. - A chłodzi się od rana.

- Jesteś okrutna... Alessio. - Nie zdążył zatrzymać mocnego kuksańca w bok, jednak tylko roześmiał się w odpowiedzi. - Dobra, dobra, już przestaję. Chociaż miło po tylu dniach poznać twoje imię.

- Już zaczynam żałować, że ci je zdradziłam - warknęła, ale ignorując jego uśmiech podniosła drzwi, dzięki czemu spojrzenie Ethana, choć wciąż rozbawione, skupiło się na mocowaniu zawiasów.

Alessia odwróciła wzrok. Minęło kilka dni od ich ostatniego spotkania, w trakcie którego uciekali wpław przed pumą. Niby mieli zrobić to wcześniej, ale po tamtym dniu kobieta nie potrafiła spojrzeć mu w oczy. Pierwszy raz od dawna się śmiała. W dodatku przez głupi żart Ethana, który tak naprawdę wcale nie był śmieszny. Sama nie wiedziała dlaczego tylko tyle wystarczyło by wreszcie obudziła się w niej cząstka dawnej, radosnej Alessi. Przez te kilka chwil całkowicie zapomniała o stracie Liama, nieobecności Nat, Clinta, Phila i Fury'ego. Była sobą, pozwalając by cały bagaż wspomnień ukrył się gdzieś za tamą w jej umyśle razem z mocą. Bo tego również nie poczuła. Bariera nie dopuściła do niej ani jednej z emocji Andersona, choć spodziewała się, że po tak długim czasie ciszy jej kontrola całkiem zniknie.

To wszystko obudziło w niej wyrzuty sumienia, przez ostatnie dni objawiające się koszmarami, a nawet halucynacjami. Tak jak teraz, kiedy w końcu odważyła się znowu spotkać z Andersonem, miała wrażenie, że gdzieś obok stoi Liam i nienawidzi ją za każdy uśmiech. Powinna zawsze o nim pamiętać. Obiecała mu to. Dziwnie było śmiać się, cieszyć każdą chwilą, kiedy jego nie było już obok.

- Alessia - kobieta zaskoczona spojrzała na Andersona, słysząc w jego głosie nutę troski.

- Co jest? - zapytała, mrugając by odegnać sprzed oczu widok Liama.

Wiedziała, że mogła winić wyłącznie własną wyobraźnię, ale to nie zmieniało ogromu wyrzutów sumienia. On wciąż był obecny w jej życiu. Już zawsze miał być obok. Przynajmniej to obiecywał, a teraz ona musiała pomóc mu dotrzymać tego zobowiązania.

- Powiedziałem, że możesz już puścić - odparł Ethan, mrużąc oczy. - Jakieś pięć razy.

- Jasne - kobieta odchrząknęła, puszczając drzwi. Anderson poradził sobie z ich wstawieniem w zawiasy błyskawicznie.

- Wszystko gra? - zapytał, podchodząc bliżej.

Alessia zauważyła jak podniósł dłoń by złapać ją za ramię, ale szybko zrezygnował z tego pomysłu. Nie wiedziała czy była zadowolona, czy wręcz przeciwnie zawiedziona tą decyzją. Powinna się od niego odsunąć, przez wzgląd na pamięć o Liamie, jednak jednocześnie nie potrafiła zrezygnować z jedynej osoby, która nagle pojawiła się w jej życiu i tak szybko potrafiła obudzić w niej dobry humor. Ethan ją rozumiał. Już teraz wiedziała, że nie mogła go stracić.

- Jasne - powtórzyła, ale Anderson nie wyglądał na przekonanego.

- Posłuchaj - zaczął, wyglądając na zmieszanego. Mówił do niej, ale skutecznie omijał jej spojrzenie. Nie było wątpliwości, że rozmowy od serca nie były jego specjalnością. - Wiem, że żadni z nas przyjaciele, a ja jestem raczej kiepski w doradzaniu, ale... - zawahał się, po czym w końcu spojrzał jej w oczy. - Cokolwiek cię dręczy, wybacz sobie. Nikt tego nie zrobi za ciebie.

ExulansisWhere stories live. Discover now