Rozdział 13

22 5 1
                                    

Anderson wyjechał.

I choć Alessia czuła jego nieobecność na każdym kroku, nie traciła chęci do pracy nad sobą. Nie przywiązała się do niego na tyle, by uniezależnić własne szczęście od jego widoku czy wspólnych rozmów. Tak, był osobą, która pomogła jej wystartować, a potem wspierał i pilnował, żeby się nie poddała, ale kiedy nie było go obok, Alessia wciąż brnęła do przodu.

Tego dnia postanowiła wreszcie udać się do biblioteki. Zdążyła zatęsknić za tym miejscem, ale tym razem nie chciała by było wyłącznie jej ucieczką od problemów. I właśnie to miała zamiar powiedzieć pani McBerry. A przynajmniej w wielkim skrócie.

Kiedy tylko Alessia przekroczyła próg biblioteki, od razu poczuła woń książek, charakterystycznie połączoną z zapachem kurzu. Wszystko wyglądało dokładnie tak jak zapamiętała. Tylko jej biurko pozostało całkiem puste, nie licząc czarnej torby, niewątpliwie należącej do Mandy Rainford, która z pełnym skupieniem pogrążyła się w lekturze, kompletnie nie zwracając uwagi na to, że ktoś wszedł do środka.

- McBerry jest u siebie? - zapytała Alessia, czując nikłe rozbawienie na widok zaskoczenia Mandy. Kobieta podskoczyła lekko, a książka wyleciała z jej rąk, z trzaskiem upadając na podłogę.

- A więc żyjesz - mruknęła, po czym powoli zmierzyła wzrokiem jej sylwetkę, kiwając w zamyśleniu głową. Alessia zmarszczyła ze zdziwienia brwi. Nie sądziła, że Rainford poświęci jej jakąkolwiek uwagę. Czyżby McBerry podzieliła się z nią swoimi przemyśleniami? - Wracasz do nas? Dzieciaki tęsknią za swoją chodzącą encyklopedią - powiedziała, schylając się po książkę.

- Tak myślę - odparła Alessia z lekkim wahaniem, po czym wskazała dłonią w stronę gabinetu dyrektorki. - Jest u siebie? - powtórzyła pytanie.

Mandy skinęła na potwierdzenie głową, po czym wróciła do lektury, nie zwracając uwagi na Alessię, jednak ta jeszcze przez kilka sekund nie potrafiła ruszyć się z miejsca. Coś w postawie Rainford zaniepokoiło ją wystarczająco by zaczęła w głowie analizować wcześniejsze rozmowy z kobietą. Nie było ich dużo, a większości pewnie nie pamiętała co doprowadzało ją do irytacji.

Zapamiętując, że od teraz musi zwracać większą uwagę na Mandy, Alessia skierowała się prosto do gabinetu dyrektorki. Skłamałaby gdyby powiedziała, że ani trochę się nie denerwowała. Zależało jej na powrocie. I to bardzo. Nie tylko dlatego, że zdążyła się przyzwyczaić do tego miejsca, ale głównie z powodu szansy na powrót między ludzi. Sądziła, że jeśli popracuje trochę, tym razem z odpowiednim podejściem, to będzie kolejny krok ku powrocie do normalności.

Już zza drzwi usłyszała zdenerwowany głos McBerry. Brzmiała na szczerze wytrąconą z równowagi.

- Niech szlag weźmie te wszystkie listy, księgi, teczki i każdą z tych cholernych kartek i karteczek - mamrotała, ale nikt nie odzywał się w odpowiedzi, co dało Alessi nadzieję, że kobieta jest w środku sama. - Jeszcze mi taki powie w urzędzie, że biblioteki już dawno powinny się zaopatrzyć w komputery i prowadzić listy na tych wymyślnych programach. Ha! Gdyby dali dofinansowanie to już dawno kupiłabym licencję, ale nie, przecież biblioteki odchodzą do „lamusa". Jak jeszcze raz zobaczę tego bezczelnego dzieciaka to mu nogi z dupy powyrywam. Najpierw gada tak a potem srak!

Alessia zakryła dłonią usta, całą sobą powstrzymując wybuch śmiechu. Jeszcze nigdy nie słyszała by dyrektorka tak kogoś wyzywała. Zapamiętała ją jako spokojną, wyważoną osobę. Była taka zarówno tutaj jak i w TARCZY, ale najwidoczniej McBerry kryła w sobie znacznie bardziej nerwowy charakter.

Nie mogąc dłużej wytrzymać, Alessia zapukała do drzwi. W odpowiedzi usłyszała szelest przekładanych papierów, jakby właścicielka pomieszczenia na szybko starała się zrobić względny porządek.

ExulansisWhere stories live. Discover now