32

6.7K 490 23
                                    

Pod naszymi stopami rozciągał się zapierający dech w piersi krajobraz morza. Było pusto, nikt oprócz mnie i jego. Pomyślałam, że tak mogłoby być zawsze. Tylko nasza dwójka. Może wtedy nie byłoby kłopotów? Może wtedy wszystko byłoby łatwiejsze? Tak już przecież jest, jeśli coś sprawia, że twoje życie nie idzie Ci po myśli, winny jest drugi człowiek. Lub Ty sam.
Przyczyną moich problemów, zdecydowanie w największej części była Anastasia Greene. Nie mogłam jednak obwiniać jej po całości. Prawda jest taka, że mniej przeszkadzałaby mi jej osoba, gdybym miała sto procent pewności, że Luke nic do niej nie czuję. Nie miałam tego, gdzieś głęboko czułam, że powinnam brać garściami każdą chwilę spędzoną z tym chłopakiem, bo każda kolejna, jest bliżej końca. Końca nas.

Nigdy nie wierzyłam w miłość na zawsze. No ba, nigdy nawet nie wierzyłam w miłość. Nie wiem jak wygląda zakochanie. Jeśli jest wtedy, gdy myślisz o tej jedynej osobie cały czas, troszczysz się i nie chcesz jej z nikim dzielić... To tak, byłam zakochana w Luke'u Brooks'ie.

Z transu wyrwał mnie dotyk jego ciepłej dłoni. Delikatnie splótł nasze palce i ścisnął je lekko. Dopiero teraz wyczułam elektryczność pomiędzy nami.
Czasem musimy przyznać się przed samym sobą do czegoś, a potem cała reszta przychodzi szybciej i łatwiej.

- Po co tu jesteśmy? - Odezwałam się pierwsza, podniosłam wzrok obserwując jego twarz. Uwielbiałam to robić.

- Żeby porozmawiać. Usiądź.

Nakazał, sam wykonując tą czynność przy okazji pociągnął mnie w dół. Nie puścił mojej ręki, wcale mi to nie przeszkadzało. Miałam ochotę uderzyć siebie w twarz, byłam na niego zła, ale nadal trzymałam jego rękę, nadal potrzebowałam tej bliskości. I obawiam się, że przyzwyczaiłam się do niej na tyle, że już zawsze będę jej potrzebowała. 

- Nie chcę rozmawiać. - Powiedziałam. Czy mowa nie jest źródłem nieporozumień?

- A ja nie chcę żeby było tak jak jest.

- Daj spokój... - Zaczęłam z westchnieniem. Może i zachowywałam się dziecinnie, nie chcąc rozwiązywać tego problemu, ale byłam już zmęczona.

Nagle puścił moją dłoń i spojrzał w przestrzeń, moją skórę dotknął chłód, który wywołał na moim ciele ciarki. Luke sprawiał wrażenie jakby nad czymś rozmyślał, więc nie odzywając się słowem, usiadłam na ziemi, spuszczając nogi w dół klifu.

Zawsze mnie to fascynowało. Lekkomyślni ludzie, poświęcający swoje życie, bo po prostu byli zbyt słabi. Zbyt słabi, by dalej funkcjonować, zbyt zmęczeni udawanymi uśmiechami. Nigdy nie mogłam narzekać na swoje życie. Miałam szczęśliwą rodzinę, dom, i naprawdę nie potrzebowałam nic więcej. Nie patrzyłam w przyszłość, skupiałam się na tym co jest w tej chwili, i dzięki temu udawało mi się złapać ulotne szczęście. Pomyślałam, że może teraz powinnam robić to samo? Cieszyć się z tego co mam, i nie myśleć o tym, jak o rzeczach, które mogłam w każdej chwili stracić. A mogłam. I to bardzo szybko.

- Zapomnijmy. - Odezwał się nagle, kucnął przy mnie i spojrzał na moją twarz.

- Ja...

- Po prostu zapomnij o niej, i pozwól zapomnieć mi. - Zacisnął szczękę, pokazując swoje zdenerwowanie. Widziałam, że od jego pamiętnego wybuchu próbuję nad sobą panować, przynajmniej w moim towarzystwie.

Posłałam mu delikatny uśmiech i złapałam za jego koszulkę przyciągając do siebie tak, że nasze usta mogły się spotkać. Poczułam jak się uśmiecha i odwzajemnia ten gest, przez co poczułam się lepiej niż dotychczas.

Co innego mogłam zrobić?
Za bardzo go potrzebowałam.
Za bardzo go kochałam.

Pokój 1943 ✔Where stories live. Discover now