epilog

6.4K 350 66
                                    

To było straszne miejsce. To znaczy, nie mówię, że po plecach przechodziły mi ciarki, ale zdecydowanie nie chciałabym się tu znaleźć. Byłam zła, kiedy wychodziłam z budynku. Nie dość, że jechałam tu jak głupia, musiałam zapłacić za niego sto dolarów kaucji o której mi wcześniej nie wspomniał (dobrze, że miałam przy sobie kartę kredytową), to jeszcze nie wysilił się nawet na głupie "dziękuję". Unikałam patrzenia na niego, unikałam kontaktu fizycznego, żałowałam, że tam pojechałam.

- Dzięki. - Podrapał się po karku, zawsze to robił kiedy czuł się niezręcznie. Chciałam na niego nakrzyczeć, że nie powinien chodzić pijany po ulicy i rzucać się na pięciu większych typów od siebie, na co on odpowiedziałby coś w stylu "hej, nic mi nie jest, powinnaś zobaczyć tamtych". Rzeczywiście miał jedynie lekkiego siniaka na twarzy, ale byłam pewna, że gdyby nie przejeżdżała tamtędy policja, skończyłby o wiele gorzej. Przypomniałam sobie jednak w porę, że to już nie moja sprawa. Nie ja powinnam tu być, nie ja powinnam się nim przejmować.

- Zanim pójdziesz. - Moje słowa zatrzymały go w pół kroku, kiedy już się odwracał by odejść i zapewne znaleźć sobie jakiś przystanek. - Dlaczego zadzwoniłeś po mnie?

Objęłam się ramionami, chcąc zatrzymać przy sobie trochę ciepła. Wiatr rozwiewał mi włosy na każdą stronę, ale musiałam wiedzieć. Patrzyłam wprost na niego, a on wprost na mnie, chciałabym wiedzieć co wtedy myślał. Czy było mu choć trochę przykro, czy za mną tęsknił?

- Byłaś pierwszą osobą, która przyszła mi do głowy. - Odpowiedział, spuścił wzrok i kopnął nieduży kamień.

- Nie powinnam.

Nastała cisza. Niczym nie zmącona, przypominała mi tą ciszę po wojnie. Kiedy wszyscy opuszczają broń, poddają się i zaczynają liczyć ofiary. Tak było. Poddałam się, i byłam pewna, że zrobiłam dobrze.

- Idź już, Luke. - Szepnęłam gdy nadal tak stał i patrzył. To nie tak, że oczekiwałam wyjaśnień, ani nie tak, że gdyby mi wyjaśnił czemu mnie zostawił, tak poprostu bym do niego wróciła. Żadne z nas nie potrafiło się ruszyć. Mimo, że kazałam mu iść, sama stałam jak zahipnotyzowana przyglądając się jego zgarbionej postaci. To było niesamowite, tak niesamowite, że aż zabawne. Nie lubiliśmy się, a kiedy zaczęliśmy się tolerować, zostaliśmy parą. W tamtej chwili naprawdę doszło do mnie jak bardzo się pospieszyliśmy. Nie wiedziałam czy problem był we mnie - miałam w swojej przeszłości tak mało bliskich osób, że kiedy do teraźniejszości wszedł on - z chytrym uśmieszkiem, nonszalanckim sposobem bycia, postanowiłam żyć chwilą, bo byłam pewna, że ktoś kto przeżył tak wiele cierpienia jak on, nie będzie mógł mnie zranić.  Czasem wyobrażałam sobie, że Bóg naprawdę istnieje, że tworzy nasze życie takim, jakie powinno być. Każde smutki to odkupienia grzechów, a radosne chwile bywały tak boleśnie policzone.

Spojrzałam na niego ostatni raz. Obraz mi się zamazał przez łzy, którym nie pozwoliłam popłynąć.

Obserwował mnie, jakby stawiał mi wyzwanie. Podjęłam je.

Wsiadłam do samochodu, mocno trzaskając drzwiami, odpaliłam silnik. Wycofałam samochód, a moje oczy ostatni raz zobaczyły Luke'a Brooks'a, kiedy odsuwał się bym miała wolną drogę.

****

Kurde, to koniec. Naprawdę. Nie mogę w to uwierzyć. Ta opowieść szła mi tak opornie, że bardziej się chyba nie da(śmiech przez łzy). No ale jest koniec, nie będzie drugiej części, jestem tego pewna. Zresztą, sami wiecie jak to z tym moim pisaniem bywa, raz lepiej, raz gorzej.

Chciałam podziękować tym którzy byli od początku, tym którzy sobie odpuścili(nie dziwie się), którzy komentowali, którzy gwiazdkowali, którzy po prostu czytali. To taki mój prywatny sukces, i jestem, mimo wszystko, z tego dumna.

Opowiadanie Pokój 1943 zdobywając:

155 tysięcy wyświetleń,
☆12,200 tysięcy gwiazdek
☆ 1,300 tysięcy komentarzy

kończy swoją historię.

Pokój 1943 ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz