36

4.8K 311 6
                                    

Nie miałam pojęcia jak trafiłam do obskurnego baru i jak wdałam się w pogawędkę życiową z ciemnoskórym barmanem. Opowiadałam mu jaka byłam żałosna, a on stawiał mi kolejne drinki, aż zamiast łez na moich policzkach pojawiły się rumieńce, a ja sama zaczęłam się śmiać z tego jaka byłam naiwna.

- Poznałam jego najlepszą przyjaciółkę, wiesz? - Zaczęłam swój kolejny monolog odstawiając pustą szklankę na blat. Pokiwał zachęcająco głową abym kontynuowała. - Ona nawciskała mi jakieś tandetne teksty o tym jaki był zraniony, łagodnie poinformowała mnie, że jeśli złamię mu serce, ona złamie mi kark. - Zachichotałam przypominając sobie pobyt w domu chłopaka. - To w sumie zabawne. Każdy, bez wyjątku uważał go za biednego Lukey'a, którego dziewczyna okazała się zołzą na tyle podłą, by zdradzić go z jego bratem. I to bliźniakiem. - Czknęłam, może byłam wstawiona, ale miałam to kompletnie gdzieś. - Mam na myśli, że... Cholera, każdy obchodził się z nim jak z jajkiem, uważali mnie za kogoś, kto może go zranić, a nie brali pod uwagę tego, że on mógł zranić mnie.

Zamilkłam na dłuższy moment, dopóki Drake, bo tak miał na imię, się nie odezwał.
- Może rzeczywiście miał jakiś powód? Powinnaś z nim porozmawiać.

- Och, daj spokój. Dał mi do zrozumienia, że ze mną zrywa, a te teksty typu "to nie tak jak myślisz", "robię to bo mi na tobie zależy" czy "naprawdę cię kochałem" to bujdy. - Machnęłam ręką jakby mnie to wcale nie obchodziło, a było kompletnie odwrotnie. W środku czułam się pusta, łapałam się na myślach, że jak wrócę do akademika wszystko wróci do normy, ale potem wyzywałam samą siebie i prosiłam o kolejną dawkę alkoholu.

- Wiesz, powinnaś wrócić do domu, zaraz zamykamy i nie chciałbym żebyś wracała do domu w takim stanie.

-To bar całodobowy. - Wymamrotałam kładąc głowę na blacie, ewidentnie koleś chciał się mnie pozbyć.

- Zadzwoń po przyjaciół, kupcie lody, czekoladę, włączcie telewizor i...

- Jezu gościu, to nie pieprzony serial na Comedy Central. - Podniosłam na chwilę czoło z zimnego podłoża, żeby chwile potem znowu tam trafiło. - Nie mam już nikogo.

- Żadnej kumpeli? - Szturchnął mnie lekko w ramię, westchnęłam. Gdzie miałam wrócić? Najbardziej chciałabym być w domu, ale nie mogłam martwić rodziców, a Mike kulturalnie nawtykałby mi od najgorszych i powiedział, że jestem głupia, bo jak w końcu znalazłam chłopaka, to pozwalam mu odejść.

Nie mogłam wracać do akademika, ale nie chciałam też popadać w jakąś chorą depresję. Nie byłam taka, wiedziałam, że jak przyjaciele się dowiedzą będą próbowali coś ze mnie wyciągnąć, pocieszać mnie. Jedyne co miałam zamiar im odpowiedzieć to "wszystko w porządku". To kłamstwo tak oklepane, a jednak zawsze działa. Będę się uśmiechać, śmiać, wrócę do pokoju i pewnie zacznę sprzątać, żeby usiąść na idealnie pościelonym łóżku i zacząć się uczyć. Będę żyła nadal, w środku będąc pusta. Bez uczuć i emocji, a kiedy zobaczę go na korytarzu, odwrócę wzrok i pójdę dalej.

Chciałabym żeby tak było, ale tak samo chciałabym, żeby mnie nie zostawiał. Zapomniałam już jak to jest spać samej, nie kłócić się z nikim o skarpetki na podłodze i bałagan w łazience.

Nie odzywałam się, kiedy wybierałam numer przyjaciółki, przyłożyłam telefon do ucha i odliczałam sygnały. Pierwszy, drugi...

- Halo?- Po drugiej stronie wcale nie rozbrzmiał uroczy głos dziewczyny, a głęboki i męski. Zmarszczyłam twarz, musiałam przez to dziwnie wyglądać, bo Drake zaśmiał się przyglądając mi się.

- Kim jesteś? - Zapytałam podejrzliwie, w głowie miałam już obraz okropnej zbrodni popełnionej na Jade. Miałam się rozłączać i dzwonić na numer alarmowy, ale w porę przypomniałam sobie, że przecież ma chłopaka. No tak, ona ma. Ja już nie mam.

- Kim ty jesteś?- Odparł, przewróciłam oczami. Kręcąc się znudzona na krzesełku, westchnęłam.

- To ja, Hailey.

- No tak. - Mogłam usłyszeć zirytowanie w jego głosie, a potem ciche pomruki i szelest. Pewnie budził Jade.

- Hej, stało się coś? - Usłyszałam, pewnie Dan już wtajemniczył ją w to z kim rozmawia. Nagle zmieniłam zdanie. Nie mogłam wyciągać jej z łóżka dlatego, że nie potrafię poradzić sobie z życiem i jestem tak beznadziejna, że chłopak zostawił mnie dla swojej byłej. I to wcale nie byle jakiej byłej. Fakt, nie lubiłam Dan'a, ale miałam odrobinę mózgu w głowie i postanowiłam dojechać do domu autobusem.

- Ugh, przepraszam, że cię obudziłam, ja tylko... Pomyliłam numery, przepraszam, Jade.

I się rozłączyłam.

- Jesteś bardzo problematyczna po alkoholu. - Oznajmił chłopak, ze skupieniem wycierając szklanki. Wzruszyłam ramionami i zeskoczyłam na ziemię. Wyciągnęłam z torebki portfel, a z niego pięćdziesięcio dolarowy banknot, który położyłam na blacie.
- Będę się zbierać. - Powiedziałam, próbowałam wyglądać i zachowywać się jak najbardziej normalnie, ale jak to już bywa po alkoholu, wyszło odwrotnie.

- Naprawdę powinien cię ktoś odwieźć.

- Naprawdę powinieneś się już zamknąć. - Wymamrotałam i wyszłam z lokalu.
Odetchnęłam zimnym powietrzem i w sekundę pożałowałam wyboru ubrań. Spojrzawszy na zegarek, stwierdziłam, że o godzinie jedenastej nie mam nawet szans na jakiś konkretny autobus, więc odeszłam parędziesiąt metrów od baru i usiadłam na krawężniku. Znów wyciągnęłam komórkę i zadzwoniłam po taksówkę, która przyjechała po kilkunastu minutach.

Starałam się cicho wejść do akademika, nie do końca mi się to udało, bo obiłam się o wazon w holu i potknęłam o podwinięty dywan. Przeklinałam cicho, kiedy jakimś trafem w końcu weszłam do windy, przycisnęłam odpowiedni przycisk. Miałam szansę obejrzeć się w tych wszystkich otaczających mnie lustrach, czego zaraz pożałowałam. Na policzkach widniały nikłe ślady po makijażu oczu w postaci czarnych plam, a włosy wyglądały jak po ataku zombie. Wyszłam z windy po czym od razu ściągnęłam buty i na boso przemierzałam korytarz, aż nie dotarłam do mojego pokoju. Kiedy próbowałam znaleźć klucz w tym całym bałaganie w torebce, usłyszałam rozmowę dobiegającą z pokoju.

- Daj spokój, Lukey, to musiało się tak skończyć. - Powiedział wysoki głos, rozpoznałam Anastasię, nawet w moim stanie i pomimo tego, że miałam okazję porozmawiać z nią może dwa razy w życiu. Poczułam okropną złość, jak on śmiał przyprowadzać ją do pokoju, który bądź co bądź był również mój? Zacisnęłam usta, by nie wydać z siebie żadnego dźwięku i stanęłam prosto.

- Lepiej się zamknij i weź to pudło, sam nie dam rady. - Ostatnim co usłyszałam był jej chichot, a potem dźwięk otwierania drzwi, więc szybko odbiegłam i schowałam się przy najbliższych drzwiach. Zamknęłam oczy. Nie chciałam widzieć ich razem. Poczułam, że nie chciałam być sama, więc w mniej niż parę minut stałam przed drzwiami pokoju Jade, które otworzyła mi Amy. Kiedy mnie zobaczyła, zmarszczyła brwi w ten typowy dla niej sposób, i otworzyła je szerzej bym mogła wejść.

- Jade nie ma.

- Wiem. - Odpowiedziałam i uśmiechnęłam się smutno, bo przypomniałam sobie jak przyszłam tu kiedyś, by wypytać Amy o Greene. I znowu tam stałam - w prawie tej samej sytuacji, tylko tym razem to nie Amy miała być tą ze złamanym sercem. - Miałaś rację.

Powiedziałam cicho i usiadłam na pustym łóżku, odrzucając buty w kąt.

- Dziewczyno, nie wiem ile wypiłaś, ale...

- Zostawił mnie, tak jak mówiłaś. Ona wróciła, a on mnie zostawił. Dla niej.

Oznajmiłam sztywno, spojrzałam w jej stronę. Wtedy nie miała na sobie makijażu ani drogich ubrań. Miała potargane włosy i dresy na sobie, przez co wyglądała łagodniej. Miała zamiar coś powiedzieć, ale zamiast tego, usiadła na swoim łóżku.

- Widziałam ją na ostatniej imprezie... Ale jak to cię zostawił? Czy on jest kompletnym idiotą? Znaczy, nie dlatego, że cię lubię czy coś, ale po tym co mu zrobiła? Co zrobiła nam wszystkim? - Mówiła jak najęta, prawdopodobnie nawet nie do mnie, a do siebie. Wiedziałam, że mnie zrozumie, dlatego tam poszłam. Czuła się swojego czasu tak samo jak ja, z powodu tej samej osoby. Anastasia Greene sprawiła, że czułam się bezwartościowa, niewystarczająca i nie zapowiadało się, by miało to się szybko zmienić.

▧▧▧
no hej

Pokój 1943 ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz